niedziela, 15 marca 2015

Koniec?

Oto coś czego się NA PEWNO NIE SPODZIEWALIŚCIE!!! To jest wielki powrót waszych ukochanych herosów!!!
.
.
.
.
A tak wgl to dzień dobry :3
.
.
.
-Jeff, Jeff.- usłyszałem głos Jane.
Otworzyłem oczy. Nachylała się nademną. Przetarłem paczadła.
-Hmmm...dlaczego mnie budzisz?- zapytałem niemrawo.
-No, bo...ten...Slendi...
-Co znowu?- zapytałem podnosząc się.
-No to wstań i chodź.- nakazała mi.
No to wstałem i poszedłem za nią.
Jane otworzyła drzwi do kuchni i ujrzeliśmy wujka.
Płakał i śmiał się, do tego popijał wino.
-Emm...Slendi...- zaczęła Jane.
-Ta kobieta...chce mi zabrać wszystko
...łącznie z bielizną...- powiedział w płaczu, lecz po chwili zaczął się śmiać.
Ja wraz z Jane spojrzeliśmy się po sobie i zaczęliśmy się wycofywać.
-A wy gdzie, gnojki?- nagle spoważniał.
-Eeee...- zacząłem - do pokoju.
-Lenić się, kiedy ja, głowa tej rodziny, pracuję 24h na dobę? O nieeee...zapieprzać odśnieżać chodniki!- po czym wcisnął mi łopatę.
-To jest karalne!- wydarła się Jane - Zgłoszę to do Lucka!
-Dobrze wiesz, że Lucek ma nas już od jakiegoś czasu w dupie i przestał płacić alimenty!
-Czekaj, czekaj, co?- nie nadążałem za nimi zbytnio.
-To już koniec.- powiedział wujwk rzucając list na stół i wyszedł.
Jak to? Jaki koniec?! Jane spuściła głowę i po chwili w szybkim tempie wyszła z kuchni.
W pierwszej chwili chciałem za nią pójść, ale pomyślałem, że lepiej będzie jak ją zostawię samą.
Podszedłem do stołu i zerknąłem na list.
Z jego treści wynikało, że niedługo mamy opuścić dom i Slendi nie będzię już naszym opiekunem. Każdy pójdzie w swoją stronę....
Czyli...to koniec? Znaczy wiedziałem, że nie może to trwać wiecznie, ale...
Żal ścisnął moje serce. Nie, nie teraz!
W liście wspomnieli, że mamy na to dwa dni. No i oczywiście trzeba zapłacić zaległy czynsz.
Stałem tam jak kołek.
-Radzę ci się pakować.- usłyszałem głos Slendi'ego. Jak on tu...?
-Dlaczego?
-Nie zrozumiesz.- odpowiedział szybko.
Niby czego mam nie zrozumieć?!
-A co ze mną, z Jane i z Sally?- zapytałem.
-Sally się ktoś zaopiekuję, a wy róbta co chceta.
Spojrzałem na niego.
-No idź się pakować, mamy tylko dwa dni.- poganiał mnie.
Wbiłem wzrok w podłogę i poszedłem do swojego pokoju.
Przysłali nam nawet kartony, aby się spakowac. Meh...
Zacząłem chować rzeczy do pudeł.
***
Po jakimś czasie pracy pokój był pusty.
Kartony z rzeczami wystawiłem przed drzwiami. Gdy wynosiłem pudła zauważyłem, że Jane już skończyła, więc postanowiłem do niej pójść.
Zapukałem do lekko uchylonych drzwi.
-Mogę?- zapytałem. Jane opierała się o biurko.
-A, tak, tak...
Usiadłem na łóżku i spojrzałem na nią.
-Co masz zamiar dalej robić?- zapytałem.
-Nie wiem...- odpowiedziała i westchnęła.
-Heh...- mruknąłem wstając.
-Gdzie leziesz?- zapytała.
-Położę się...- odpowiedziałem robiąc krzywą minę i wychodząc.
Wróciłem do swojego pokoju i położyłem się przykrywakąc się kołdrą.
Nadal w to nie wierzyłem...
To naprawdę koniec?
*Koniec części pierwszej*