To, co wczoraj się wydarzyło, było dziwne i dzikie. Wujaszek chyba lekko zwariował. Na dodatek zdziczał. Nie zdziwię się, jeśli niedługo zobaczę go gadającego do drzewa i polującego na wiewiórki. Chociaż może przejdzie na weganizm. Szczerze, to mam go już w dupie. Kocham nowe życie i nie mam zamiaru tego zmieniać. Westchnąłem i położyłem się na leżaku.
-Ahhh...świeże powietrze...- szepnąłem. Po chwili usłyszałem cichy szelest. Zerwałem się i rozejrzałem po ogrodzie.
-Pssst...- usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się i zauważyłem wujka kulącego się za krzakami.
-Jeff...
-A ty tu czego?- zapytałem.
-Nie tak głośno.- skarcił mnie.
-Pomocy! Jakiś zbok siedzi za krzakami!- wykrzyczałem z udawanym przejęciem.
-Zamknij się głupi kmiocie!- wydarł się.
-Głupi kmiocie? To już babcia ma lepsze pociski!- kłóciłem się z nim.
-Moja ma na pewno lepsze od twoich!
-Powiem ci okrutną prawdę. Ty nie masz babci.- zgasiłem go.
-Ja...ja...- zaczął.
-Widzisz? Nikt cię nie kocha!- cisnąłem.
-Ciebie też!- wydarł się i zniknął.
-Ranisz!- krzyknąłem tonem obrażonej dziwki.
-Jeff...ja wiem, że ty nie masz przyjaciół, ale chyba jeszcze nie jesteś tak zdesperowany, aby mieć wymyślonych przyjaciół, prawda?- usłyszałem za sobą Jane.
Stała w drzwiach do domu okryta czarną bluzą. Spojrzałem na nią i fuknąłem. Miałem pozę modelki mającej biegunkę. <babcia zagląda przez ramię i się pyta co robię, ja na to, że czytam, a babcia, że poczyta ze mną. Tak się zakończyło moje życie.>
Po chwili wszedłem do domu wymijając Jane, która prychała niczym zapchlony kocur.
-Ahhh...świeże powietrze...- szepnąłem. Po chwili usłyszałem cichy szelest. Zerwałem się i rozejrzałem po ogrodzie.
-Pssst...- usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się i zauważyłem wujka kulącego się za krzakami.
-Jeff...
-A ty tu czego?- zapytałem.
-Nie tak głośno.- skarcił mnie.
-Pomocy! Jakiś zbok siedzi za krzakami!- wykrzyczałem z udawanym przejęciem.
-Zamknij się głupi kmiocie!- wydarł się.
-Głupi kmiocie? To już babcia ma lepsze pociski!- kłóciłem się z nim.
-Moja ma na pewno lepsze od twoich!
-Powiem ci okrutną prawdę. Ty nie masz babci.- zgasiłem go.
-Ja...ja...- zaczął.
-Widzisz? Nikt cię nie kocha!- cisnąłem.
-Ciebie też!- wydarł się i zniknął.
-Ranisz!- krzyknąłem tonem obrażonej dziwki.
-Jeff...ja wiem, że ty nie masz przyjaciół, ale chyba jeszcze nie jesteś tak zdesperowany, aby mieć wymyślonych przyjaciół, prawda?- usłyszałem za sobą Jane.
Stała w drzwiach do domu okryta czarną bluzą. Spojrzałem na nią i fuknąłem. Miałem pozę modelki mającej biegunkę. <babcia zagląda przez ramię i się pyta co robię, ja na to, że czytam, a babcia, że poczyta ze mną. Tak się zakończyło moje życie.>
Po chwili wszedłem do domu wymijając Jane, która prychała niczym zapchlony kocur.
-Kulturalny to ty jesteś! Nie ma co!- parsknęła z ironią.
Obrzuciłem ją obojętnym wzrokiem i zmierzyłem w stronę kuchni.
-Nie ignoruj mnie!- warknęła stając przede mną.
Parsknąłem i odwróciłem się. Nastała chwilowa cisza.
-Jeff!- przypomniała o swojej obecności Jane.
-No czego ty ode mnie chcesz?!- wydarłem się na nią.
Jane zamrugała. Wyglądała na lekko wystraszoną.
-Już nic.- odparła i odeszła.
Poczułem jak mi żyłka pulsuje. Jak ja NIENAWIDZĘ, gdy najpierw mnie wkurwi, a później się wykręca.