Przerażony chłopak stał pod szkołą. Nie chciał do niej wracać. Tam czekały go jedynie problemy. Zapewne znów podbiją mu oko. Jaki był tego powód? Charakter ofiary? Białe, nienaturalne włosy? Wielkie czarne oczy?
Hill westchnął cicho, ruszając przed siebie. Musi wytrzymać. Dla mamy. Dla taty. Dla ocen. Już nie dla siebie.
Każdy jego dzień w szkole wyglądał tak samo. Przeżywał istne piekło, po czym wracał do domu, opowiadając rodzicom o zmyślonych przyjaciołach. Była ich trójka - Bonnie, Tom i Becky. Rodzice do tej pory myślą, że oni istnieją naprawdę. Dla Hilla istnieli.
Istnieli do pewnego momentu.
Na zewnątrz był skwar, gdy chłopak opuszczał dom. Jak zawsze maszerował do szkoły w ciszy, wymyślając rozmowę, jaką mógłby prowadzić ze swoimi przyjaciółmi. W tej chwili zapewne jasnowłosy opowiedziałby żart, z którego wszyscy by się śmiali. Zapewne zaimponowałby ślicznej Becky, która tego dnia założyłaby białą sukienkę w różowe kwiatki i większym dekoltem, aby mu się przypodobać. Tak, na pewno by tak było. Becky na pewno by go szczerze kochała. A on ukrywałby przed nią, że tak naprawdę myśli o niej całymi nocami; że tak bardzo jej pragnie.
Potrząsnął głową. Właśnie znalazł się na terenie szkoły. Musi przestać marzyć. Musi zacząć normalnie żyć.
Gdy tylko wszedł na piętro, od razu rówieśnicy obdarowali go krzywymi spojrzeniami. Hill starał się nie zwracać na to uwagi. Jednak ciężko było udawać obojętnego, podczas gdy słyszało się chichoty i docinki na swój temat. Spokojnie usiadł pod klasą. Zapewne Becky usiadłaby obok niego. A naprzeciw nich zasiadłaby Bonnie wraz z Tomem. Pewnie ponarzekaliby na ogrom klasówek i prac. Ale przecież ich nie ma. Nie istnieją.
Rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Hill wyobraził sobie, jak podaje rękę Becky i pomaga jej wstać. Wyobraził sobie, jak wchodzą razem do klasy, po czym dziewczyna nieśmiało pyta, czy mogą usiąść razem, bo zazwyczaj Hill siedział z Tomem. On bez zastanowienia się zgadza. Zajmują miejsce w ostatniej ławce. Nauczycielka od polskiego zaczyna gadać, gdy oni wkładają zeszyty na ławki. Hill kątem oka zerka na dziewczynę. Mimowolnie dość spory dekolt przyciąga jego wzrok. Okrągłe, blade, niezbyt duże, ale także nie za małe. Są idealne. Zapewne bardzo dobrze pasują do jego dłoni.
Jasnowłosy opadł na krzesło. Szybko porzucił jakiekolwiek myśli na temat zmyślonej dziewczyny. Ona nie istniała. I nigdy istnieć nie będzie.
Becky w końcu zauważa jego spojrzenie. Rumieni się delikatnie.
- Coś nie tak? - pyta.
- N-nie. - Kręci głową. - Po prostu...twoja sukienka...
- Ładna, prawda? - Uśmiecha się, wsuwając palec za sukienkę i ciągnąc dekolt w dół.
Chłopak poczuł, że w spodniach zrobiło mu się ciasno. Wstrzymał oddech, próbując dyskretnie zasłonić swoje krocze bluzą. Niestety zanim zdążył to zrobić, namiot w jego spodniach zdążyli dostrzec głąby z klasy, którzy byli tymi niezwykle poruszeni. Hill poczuł, jak robi mu się gorąco, a twarz oblewa soczysty rumieniec. Odwrócił głowę w stronę okna, aby osoby, które siedziały pod ścianą i w środkowym rzędzie, nie zobaczyły wyrazu jego twarzy. Ta lekcja ciągnęła się i ciągnęła. A ci idioci cieszyli się przez całe czterdzieści pięć minut. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, jasnowłosy poderwał się z krzesła. Zebrał swoje rzeczy, po czym opuścił klasę. Oczywiście za nim ruszyła ekipa "tych fajnych". Chłopak miał zamiar schować się w kabinie i tam utopić się w wodzie z klozetu. Niestety udaremnili mu to pachołkowie Jasona, stając mu na drodze.
- Chcę tylko iść do toalety - burknął Hill, spuszczając wzrok. - Możecie mnie przepuścić?
- Do toalety? - odezwał się kapitan drużyny, Jason. - A po co?
- Chcę umyć ręce - odparł, nadal nie unosząc wzroku.
- Ręce, tak? - zaśmiał się, kładąc mu dłoń na ramieniu. - A nie chciałbyś sobie ulżyć?
Chłopak milczał wpatrując się w swoje buty. Jason powoli odwrócił go w swoją stronę.
- Powiedz, o czym tak myślałeś na lekcji języka polskiego? - zachichotał, ciągnąc go za białe włosy.
- O-o niczym - odpowiedział.
- Naprawdę? - Uśmiechnął się, pokazując białe zęby.
Hill pokiwał głową.
- Nap... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ Jason wymierzył mu policzek.
Jasnowłosy zachwiał się na nogach, po czym runął na ziemię. Piękący ból zabił Toma, Bonnie, Becky. Pulsujący odcisk dłoni na prawym policzku otworzył mu oczy.
- O czym myślałeś? - powtórzył Jason.
Hill zącisnął zęby.
- O tym, że powybijam ci te krzywe zęby - syknął, podnosząc się z ziemi.
Wysoki brunet zarechotał, słysząc te słowa. Zanim jednak zdążył coś odpowiedzieć, chłopak wymierzył mu cios w brzuch. Jason zgiął się w pół. Pozostali członkowie ekipy byli tak zszokowani, że nie mogli się ruszyć. Hill przyłożył mu kolanem w nos. Jason z okrzykiem bólu, upadł na ziemię. Jasnowłosy z zawiścią zaczął go kopać. W brzuch. W klatkę piersiową. W końcu ktoś odciągnął go od leżącego bruneta. Hill wyrwał się, emanując wściekłością. Przepchał się przez tłum, który zdążył się zebrać wokół widowiska. Zbiegł po schodach, ignorując ludzi, którzy ruszyli za nim. Z impetem otworzył drzwi główne. Zdziwił go widok czarnego samochodu stojącego przed budynkiem szkoły. Postanowił to zignorować. Gdy przechodził obok pojazdu, drzwi otworzyły się z hukiem. Z wnętrza wydobyła się materia, która pochłonęła chłopaka. Po chwili przed szkołą zjawili się chłopcy goniący Hilla. Nie zastali ani samochodu. Ani chłopaka.
sobota, 3 września 2016
Creepypasta - Twarz Demona
Subskrybuj:
Posty (Atom)