wtorek, 2 grudnia 2014

Pamiętnik Jeff The Killer~10.09.2014r. (część I)

Wszystko wyglądało normalnie. Nie zapowiadało się na jakąś tragedię czy coś.
Spałem. Słodko i smacznie. Tak niewinnie i wgl.
I ze snu wybudziły mnie krzyki. Postanowiłem to szybko sprawdzić i wychyliłem głowę z namiotu.
-O cholera...- mruknąłem do siebie.
Nadciągają. Od razu pobiegłem do Jane a ona siedziała na łóżku i rozglądała się.
Zanim zdąrzyła zapytać, ja jej odpowiedziałem.
Jane jakby się tym nie przejęła.
-I tak zginę...różnicy mi to nie robi czy dzisiaj, czy jutro. - wzruszyła ramionami.
Spojrzałem na nią. Siedziała tak i nie miała zamiaru się stąd ruszać.
-Idziesz?
-Nie.
-Nie?
-Nie.
-Ok.
Podszedłem do niej i przerzuciłem ją przez ramię.
-Kaszalocie! Puść mnie! Rozumiesz?! Czy się cofnąłeś w rozwoju?!
Zignorowałem Jane (codzienność) i ruszyłem w drogę do kryjówki.
Przedzierałem się przez ludzi idących w innym kierunku.
-Przygotowujemy się do walki! - rozkazy rozpływały się gdzieś w tłumie.
Kiedy się przedarłem posostało tylko wdrapanie się na skałę. Tak, skałe.
-Puść mnie! Chce już umrzeć!
-Jane zamknij się.
To ją na chwilę uciszyło. Podkreślam NA CHWILĘ.
Kiedy wkońcu się wdrapałem podszedłem i odsunąłem kamień.
Ujrzałem żelazną bramę, do której włożyłem i przekręciłem klucz.
Wszedłem do jamy i usadowiłem Jane na podłodze.
-Zostań tu, przyjdę po ciebie później.
Po tych słowach wyszedłem i zamknąłem za sobą żelazne kraty.
-Jeff wypuść mnie, rozumiesz?! Nie zostawiaj mnie tu samej!
-Przepraszam Jane, ale tak będzie lepiej.
-Nie, Je-
Jej głos urwał się, gdy zakryłem drzwi kamieniem.
Przysypałem go jeszcze kilkoma dodatkowymi.
Po tym odwróciłem się i spojrzałem na pole bitwy, wyciągając nóż z kieszeni bluzy.
To dopiero początek.

Koniec części I

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz