poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Pamiętnik Jeff The Killer~09.04.15r.

-Jeff...Jeff...- ze snu wybudził mnie szept.
Otworzyłem powoli oczy i ujrzałem Jane.
-Czego chcesz?- zapytałem nieprzytomnie.
-Nie mogę spać...- zaczęła.
Podniosłem się do siadu i zapaliłem małą lampkę.
-No i co?- ciągnąłem.
-Przyszłam do ciebie...
Popatrzyłem na nią i po chwili zakryłem się kołdrą.
-Idź stąd.- mruknąłem.
-No weź...- usiadła na łóżku.
-Kto by się interesował taką jędzą jak ty?- zapytałem ze złośliwością.
Jane zerwała się na równe nogi.
-I-idiota!- oburzyła się.
-Taka prawda...- parsknąłem- nawet ślepy by się wystraszył.
Stała tyłem. Przyglądałem się jej.
-Przykro mi, że nie jestem ideałem.- westchnęła.
Słyszałem jak głośno przełknęła ślinę. Zaśmiałem się.
-Zależy dla kogo.- szepnąłem.
Nic nie mówiąc wyszła z pokoju. Ja jej chyba nigdy nie zrozumiem. Zakryłem głowę kołdrą. To dziwne, ale miałem wyrzuty sumienia. Chyba tak to się nazywa, nie? Wierciłem się przez chwilę i po kilku minutach zasnąłem.
***
Słyszałem cichy tupot małych nóżek. Zignorowałem to i próbowałem spać dalej. Nagle poczułem jak ktoś odbija się od mojego brzucha po idealnym skoku. Zerwałem się z prędkością światła. To ten mały skunks. Zachichotała krzycząc, że bawimy się w berka. Momentalnie wybiegła z pokoju zostawiając mnie samego. Rozmasowałem bolący brzuch zaklinając pod nosem. Zwlokłem się z łóżka i powolnym tempem zmierzyłem w stronę kuchni. Wyglądałem trochę jak chodzące zwłoki. Szedłem przed siebie mamrocząc coś pod nosem. Niestety nie patrzyłem jak idę. Bardzo mocno odczułem skutki popełnionego błędu. Sturlałem się po schodach waląc do tego głową o każdy stopień. Mimo tego podniosłem się i szedłem dalej w stronę kuchni. Byłem cholernie głodny, że zjadłbym konia z siodłem...nie, czekaj, to chyba mówiło się inaczej. Dobra, kij z tym. W końcu jestem prawie u celu. Nareszcie wypiję tą nieszczęsną puszkę Pepsi. Mój ukochany napój. Śniło mi się, że ją właśnie piłem. No i naszła mnie taka chcica żeby to wypić. Wchodzę do kuchni, a tam siedzi wujaszek. Czyta gazetę i pije MOJĄ Pepsi. Siorbał głośno podkreślając smak napoju. Na końcu  zgniótł puszkę i z wdziękiem profesjonalnego koszykarza wrzucił ją do kosza. Osunąłem się na kolana. Ten stary grzyb odebrał mi choć chwilę przyjemności. Zapłakałem nad pustą puszką.
-Ooo, dzień dobry~!- powiedział z radością w głosie. 
-Spłoń w najciemniejszych czeluściach Hadesu!- krzyknąłem i wybiegłem z kuchni. 
-Jeff...ja rozumiem, że hormony buzują i te sprawy...- zaczął wychodząc za mną do kuchni. 
O czym on pierdoli? 
-Wiem, że młodość...
-Ty i młodość?- zakpiłem.
Nagle w mojej głowie pojawił się wujek z bujną czupryną i w lamerskich ciuchach z lat 70. Wzdrygnąłem się. Nigdy więcej o tym nie myśl!
-Za moich czasów...- zaczął.
-Słyszysz to? Jane mnie woła!- krzyknąłem wbiegając na schody. 
Szybko zmieniłem kierunek i zmierzyłem do swojego pokoju. Złapałem telefon i zadzwoniłem do Maddy.
-Jest tu nieproszony gość, Maddy.- poinformowałem ją.
-To on? 
-Tak. Śliwka wpadła w kompot.

3 komentarze:

  1. Ooo, intrygująco... XD. Super, jak zwykle :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siada się, a nie podnosi się do siadu.:-) Kim jest Maddy, psiapsiółą Jeffa?

    OdpowiedzUsuń