sobota, 3 września 2016

Creepypasta - Twarz Demona

    Przerażony chłopak stał pod szkołą. Nie chciał do niej wracać. Tam czekały go jedynie problemy. Zapewne znów podbiją mu oko. Jaki był tego powód? Charakter ofiary? Białe, nienaturalne włosy? Wielkie czarne oczy?
    Hill westchnął cicho, ruszając przed siebie. Musi wytrzymać. Dla mamy. Dla taty. Dla ocen. Już nie dla siebie.
Każdy jego dzień w szkole wyglądał tak samo. Przeżywał istne piekło, po czym wracał do domu, opowiadając rodzicom o zmyślonych przyjaciołach. Była ich trójka - Bonnie, Tom i Becky. Rodzice do tej pory myślą, że oni istnieją naprawdę. Dla Hilla istnieli.
    Istnieli do pewnego momentu.
    Na zewnątrz był skwar, gdy chłopak opuszczał dom. Jak zawsze maszerował do szkoły w ciszy, wymyślając rozmowę, jaką mógłby prowadzić ze swoimi przyjaciółmi. W tej chwili zapewne jasnowłosy opowiedziałby żart, z którego wszyscy by się śmiali. Zapewne zaimponowałby ślicznej Becky, która tego dnia założyłaby białą sukienkę w różowe kwiatki i większym dekoltem, aby mu się przypodobać. Tak, na pewno by tak było. Becky na pewno by go szczerze kochała. A on ukrywałby przed nią, że tak naprawdę myśli o niej całymi nocami; że tak bardzo jej pragnie.
    Potrząsnął głową. Właśnie znalazł się na terenie szkoły. Musi przestać marzyć. Musi zacząć normalnie żyć.
Gdy tylko wszedł na piętro, od razu rówieśnicy obdarowali go krzywymi spojrzeniami. Hill starał się nie zwracać na to uwagi. Jednak ciężko było udawać obojętnego, podczas gdy słyszało się chichoty i docinki na swój temat. Spokojnie usiadł pod klasą. Zapewne Becky usiadłaby obok niego. A naprzeciw nich zasiadłaby Bonnie wraz z Tomem. Pewnie ponarzekaliby na ogrom klasówek i prac. Ale przecież ich nie ma. Nie istnieją.
    Rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Hill wyobraził sobie, jak podaje rękę Becky i pomaga jej wstać. Wyobraził sobie, jak wchodzą razem do klasy, po czym dziewczyna nieśmiało pyta, czy mogą usiąść razem, bo zazwyczaj Hill siedział z Tomem. On bez zastanowienia się zgadza. Zajmują miejsce w ostatniej ławce. Nauczycielka od polskiego zaczyna gadać, gdy oni wkładają zeszyty na ławki. Hill kątem oka zerka na dziewczynę. Mimowolnie dość spory dekolt przyciąga jego wzrok. Okrągłe, blade, niezbyt duże, ale także nie za małe. Są idealne. Zapewne bardzo dobrze pasują do jego dłoni.
    Jasnowłosy opadł na krzesło. Szybko porzucił jakiekolwiek myśli na temat zmyślonej dziewczyny. Ona nie istniała. I nigdy istnieć nie będzie.
    Becky w końcu zauważa jego spojrzenie. Rumieni się delikatnie.
- Coś nie tak? - pyta.
- N-nie. - Kręci głową. - Po prostu...twoja sukienka...
- Ładna, prawda? - Uśmiecha się, wsuwając palec za sukienkę i ciągnąc dekolt w dół.
    Chłopak poczuł, że w spodniach zrobiło mu się ciasno. Wstrzymał oddech, próbując dyskretnie zasłonić swoje krocze bluzą. Niestety zanim zdążył to zrobić, namiot w jego spodniach zdążyli dostrzec głąby z klasy, którzy byli tymi niezwykle poruszeni. Hill poczuł, jak robi mu się gorąco, a twarz oblewa soczysty rumieniec. Odwrócił głowę w stronę okna, aby osoby, które siedziały pod ścianą i w środkowym rzędzie, nie zobaczyły wyrazu jego twarzy. Ta lekcja ciągnęła się i ciągnęła. A ci idioci cieszyli się przez całe czterdzieści pięć minut. Gdy tylko zadzwonił dzwonek, jasnowłosy poderwał się z krzesła. Zebrał swoje rzeczy, po czym opuścił klasę. Oczywiście za nim ruszyła ekipa "tych fajnych". Chłopak miał zamiar schować się w kabinie i tam utopić się w wodzie z klozetu. Niestety udaremnili mu to pachołkowie Jasona, stając mu na drodze.
- Chcę tylko iść do toalety - burknął Hill, spuszczając wzrok. - Możecie mnie przepuścić?
- Do toalety? - odezwał się kapitan drużyny, Jason. - A po co?
- Chcę umyć ręce - odparł, nadal nie unosząc wzroku.
- Ręce, tak? - zaśmiał się, kładąc mu dłoń na ramieniu. - A nie chciałbyś sobie ulżyć?
Chłopak milczał wpatrując się w swoje buty. Jason powoli odwrócił go w swoją stronę.
- Powiedz, o czym tak myślałeś na lekcji języka polskiego? - zachichotał, ciągnąc go za białe włosy.
- O-o niczym - odpowiedział.
- Naprawdę? - Uśmiechnął się, pokazując białe zęby.
Hill pokiwał głową.
- Nap... - Nie zdążył dokończyć, ponieważ Jason wymierzył mu policzek.
Jasnowłosy zachwiał się na nogach, po czym runął na ziemię. Piękący ból zabił Toma, Bonnie, Becky. Pulsujący odcisk dłoni na prawym policzku otworzył mu oczy.
- O czym myślałeś? - powtórzył Jason.
Hill zącisnął zęby.
- O tym, że powybijam ci te krzywe zęby - syknął, podnosząc się z ziemi.
Wysoki brunet zarechotał, słysząc te słowa. Zanim jednak zdążył coś odpowiedzieć, chłopak wymierzył mu cios w brzuch. Jason zgiął się w pół. Pozostali członkowie ekipy byli tak zszokowani, że nie mogli się ruszyć. Hill przyłożył mu kolanem w nos. Jason z okrzykiem bólu, upadł na ziemię. Jasnowłosy z zawiścią zaczął go kopać. W brzuch. W klatkę piersiową. W końcu ktoś odciągnął go od leżącego bruneta. Hill wyrwał się, emanując wściekłością. Przepchał się przez tłum, który zdążył się zebrać wokół widowiska. Zbiegł po schodach, ignorując ludzi, którzy ruszyli za nim. Z impetem otworzył drzwi główne. Zdziwił go widok czarnego samochodu stojącego przed budynkiem szkoły. Postanowił to zignorować. Gdy przechodził obok pojazdu, drzwi otworzyły się z hukiem. Z wnętrza wydobyła się materia, która pochłonęła chłopaka. Po chwili przed szkołą zjawili się chłopcy goniący Hilla. Nie zastali ani samochodu. Ani chłopaka.

piątek, 26 sierpnia 2016

Creepypasta - Wszystkie dzieci są urocze

Jeśli myślicie, że wszystkie dzieci są urocze, to jesteście w dużym błędzie. Opowiem wam historię pewnej dziewczynki o imieniu Annie. Miała ona osiem lat; mieszkała ze swoimi rodzicami w domku jednorodzinnym. Byli dobrą, kochającą się rodziną...aż do pewnego momentu. 
Annie była praktycznie idealnym dzieckiem. Pomagała swojej mamie w domu i dostawała wiele pochwał od nauczycieli. Zawsze była rozmowna, a także uwielbiała aktywnie spędzać czas, bawiąc się z koleżankami.
Kiedy Annie poszła do drugiej klasy coś się zmieniło. Nauczyciele zaczęli zgłaszać rodzicom Annie, że dziewczynka stoi sama w rogu klasy, zamiast bawić się z innymi dziećmi. Postanowili z nią porozmawiać na ten temat. Annie stwierdziła, że nauczyciele kłamią, a ona chętnie nawiązuje kontakty z innymi podopiecznymi. 
Ponieważ dziewczynka zawsze była prawdomówna, rodzice stwierdzili, że rzeczywiście opiekuni przesadzają i zignorowali uwagę. 
Ale potem dziewczynka zachowywała się jeszcze dziwniej. Kiedy wracała do domu, natychmiast szła do swojego pokoju i opuszczała pomieszczenie tylko, gdy była głodna. 
Rodzice ponownie postanowili porozmawiać z nią o jej zachowaniu. Po powrocie Annie do domu dorośli poprosili, żeby przyszła do ich pokoju. Dziewczynka grzecznie wykonała polecenie.
- Chcemy z tobą porozmawiać na temat twojego zachowania - zaczął spokojnie tata.
- Czy coś jest nie tak? - zapytała zdziwiona dziewczynka.
- Zauważyliśmy, że ostatnio często siedzisz w swoim pokoju - powiedziała mama.
- W szkole mamy nowe rzeczy, a chcę mieć dobre oceny. W końcu niedługo idę do trzeciej klasy - uśmiechnęła się lekko dziewczynka.
- Skoro tak...to wszystko w porządku - stwierdził mężczyzna, patrząc się na swoją żonę.
- W takim razie mogę już iść? - dopytała się Annie.
- Tak - rzucił krótko tata.
Dziewczynka zabrała plecak, po czym wróciła do swojego pokoju. Rodzice zabrali się za swoje sprawy stwierdzając, iż Annie chce się rozwijać oraz uczyć.
Jednak po kilku dniach dostali kolejny telefon od nauczycielki. Tym razem nie chodziło o nie spędzanie czasu z dziećmi. Nauczycielka powiedziała, że inni rodzice skarżą się, iż ich dzieci przychodzą i opowiadają o tym, że Annie ich straszy. Nie mogli uwierzyć w to, co słyszą. Natychmiast poszli do pokoju dziewczynki. Kiedy weszli do środka, dziewczynka siedziała i oglądała "My little pony" na tablecie, którego dostała od taty po ukończeniu pierwszej klasy.
- Dzwoniła twoja nauczycielka. Podobno straszysz inne dzieci - zaczął lekko zdenerwowany ojciec. 
Dziewczynka zatrzymała kreskówkę. Odłożyła urządzenie, spoglądając na rodziców. 
- Ostatnio nie dogaduje się dobrze z innymi, więc pewnie stwierdzili, że mnie tak podręczą - powiedziała cicho, wzruszając ramionami. 
Mama spojrzała na nią zmartwiona. 
- Dlaczego nam wcześniej nie powiedziałaś? - zapytała, siadając na łóżku. 
- Myślałam, że jakoś się zaprzyjaźnimy - stwierdziła Annie, wymuszając uśmiech. 
Rodzice stwierdzili, że powiadomią o tym nauczycielkę. Na początku stwierdziła, że dziewczynka musi kłamać, ale po dłuższym czasie zgodziła się zobaczyć, co da się zrobić. Codziennie obserwowała zachowanie dziecka na przerwach. Niestety obawy opiekunki się potwierdziły.  Annie opowiadała o różnych okropieństwach. Mówiła, że otruje ich rodziny. Kobieta była przerażona tak nagłą zmianą osobowości Annie. Kiedy chwytała telefon, by zadzwonić do jej rodziców, ten nagle zadzwonił. Kobieta spojrzała na ekran, lecz jedyne co się wyświetliło to " NUMER NIEZNANY". Odebrała telefon.
- Halo...? - powiedziała niepewnie.
- Zastanów się, czy to, co chcesz zrobić, nie skończy się dla ciebie źle - odezwał się ktoś, po czym szybko rozłączył. 
Kobieta była wręcz przerażona. Podejrzewała, że to może być Annie, ale nadal nie mogła uwierzyć, że dziecko grozi własnej wychowawczyni. Pomimo tajemniczego telefonu nauczycielka postanowiła zadzwonić do rodziców dziewczynki. Nie mogli uwierzyć w to, co mówi opiekunka, ale stwierdzili, że sytuacja robi się poważna. Kiedy Nicole - mama Annie - skończyła rozmawiać z wychowawczynią, zaczęła szukać córki. Po dziesięciu minutach zdała sobie sprawę, iż Annie nie ma w domu. Przypomniało jej się, że dziewczynka miała rozdawać ciasteczka, które niedawno razem zrobiły. Zaczęła biegać od sąsiada do sąsiada wypytując o swoje dziecko, ale nikt nie mógł udzielić jej informacji. Po tym, jak wychowawczyni poinformowała rodziców dziewczynki o jej zachowaniu, poczuła ulgę. Niestety wciąż coś nie mogło dać jej spokoju. Oczywiście chodzi tutaj o ten tajemniczy telefon. Jednak stwierdziła, iż nie powinna sobie zawracać tym głowy. W końcu to mogła być pomyłka. Była godzina 17:28, kobieta właśnie wracała do domu po męczącym dniu w szkole. Mieszkała ona ze swoją mamą, którą się opiekowała. Kiedy była już na klatce schodowej, wyjęła kluczyki do mieszkania. Ale ku jej zaskoczeniu mieszkanie było otwarte.
- Pewnie mama znowu zapomniała zamknąć drzwi - pomyślała.
Weszła do mieszkania. Jej mama siedziała na fotelu, oglądając telewizję. Jednak jej ocena była mylna. Kobieta nie oddychała. Przerażona opiekunka zadzwoniła na pogotowie, jednak było już za późno. 
W szpitalu stwierdzili, że kobieta została otruła cyjanowodorem. Został jej podany razem z babeczkami. Policja wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa. Ale wychowawczyni wiedziała kto za tym stoi. 
"To na pewno robota Annie...ale jak?! Przecież ona ma osiem lat...to niemożliwe!" - Cały czas sobie wmawiała. W tym samym czasie trwały poszukiwania Annie, która nie wróciła do domu. Gdy opuściła mieszkanie nauczycielki, miała zamiar wrócić do swojego domu, jednak zatrzymał ją czarny samochód. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, czarna macka wciągnęła ją do auta. 

piątek, 19 sierpnia 2016

Creepypasta - Perfekcjonista

    Praca nauczyciela jest cholernie niewdzięczna. Dzieciaki zawsze cię zlewają, czasem nawet wyśmiewają. A teraz pomyślcie, co czuje taki woźny.
Mężczyzna nie był typowym starcem, który po prostu wykonywał swój zawód. Był to młody człowiek posiadający zapał i ogromną pasję. Uwierzcie mi, że nikt nie mył podłogi z taką precyzją oraz profesjonalizmem jak on. Pan Turbert miał metr dziewięćdziesiąt siedem wzrostu, co wraz z ciemnymi, gęstymi włosami i szarymi oczami tworzyło nazbyt spójną całość.
    Mimo tego uczniowie za nim nie przepadali. Mężczyzna był iście wredny. Broń Boże stań na mokrej podłodze! Czy wyrzuć papierek nie do tego kosza, co potrzeba.
    Dlatego też uczniowie często załazili mu za skórę. Tak też było tego nieszczęśliwego wieczora.
    Pan Alphonse ze spokojem mył podłogi na parterze, gdy na zegarze wybiła wpół do piątej. Mężczyzna uznał, że jeszcze przeleci piętro i będzie mógł wrócić do domu. Zaczął myć po kolei schodki, wchodząc po nich. Gdy był na samym szczycie, kątem oka zauważył, że jakieś smarkacze właśnie dewastują jego pracę. Chcąc im zwrócić uwagę, odwrócił się gwałtownie. Niestety poślizgnął się. Z dłoni wypuścił dzierżonego wcześniej mopa. Ku nieszczęściu klucze, które miał w małej kieszonce z przodu wysunęły się.  Nim zdążył zareagować, stal przebiły mu krtań.
- Proszę...pana...? - szepnął przerażony chłopak, stojąc kilka metrów od niego.
- Zawołajcie nauczyciela! - krzyknęła jego koleżanka.
Spanikowana reszta grupy po prostu uciekła. Zostali tylko oni. Biegali w tę i z powrotem, krzycząc o pomoc. Gdy w końcu zjawiła się nauczycielka od polskiego, o mało nie zemdlała.
- Zadzwonię po karetkę - powiedziała, próbując zachować spokój.
Mężczyzna leniwie otworzył oczy. "Co? Jaka karetka?" - pomyślał.
Podniósł się powoli do góry.
"Dlaczego ci ludzie panikują?"
Spojrzał na schody. Po kamiennych schodkach spływała czerwona ciecz. Na środku spoczywało ciało. Jego ciało.
Zmarszczył brwi.
"Co tu się dzieje?"
Podszedł do kobiety. Nawet nie zwróciła na niego uwagi. Panikowała dalej. Zamachał jej dłonią przed twarzą. Nic. Zero reakcji. Zerknął na nastolatków, którzy właśnie wychodzili. Ruszył za nimi. Gdy chciał złapać za klamkę, jego dłoń przeniknęła przez drzwi. Uniósł wysoko brwi, cofając dłoń. Odwrócił się, aby skontrolować swoje ciało. Nadal tam leżało. Mimo obaw ruszył za dziećmi. Ostrożnie przeniknął przez drzwi. Później przez następne, aż znalazł się na dworze. Zbiegł po schodkach. Podbiegł do owej dwójki, chcąc sprawdzić, czy go widzą. Gdy miał już wykonać swoją genialny plan, nagle podjechał czarny samochód. Wyglądało na to, że Ci młodzi ludzie tego nie widzą. Lekko skołowany woźny miał zamiar wracać do szkoły. Nawet nie zdążył się odwrócić, gdy drzwi otworzyły się ze świstem.
- Pan Turbert? - usłyszał ochrypnięty głos z wewnątrz pojazdu.
- Tak? - wydusił, dziwiąc się, że go widzi.
- Zapraszam - powiedział nieznajomy.
Niepewnie podszedł do auta.
- Kim ty...? - zaczął, ale nie pozwolono mu dokończyć.
Czarne macka wciągnęła go do środka. Drzwi natychmiastowo się zatrzasnęły. Samochód odjechał.

środa, 17 sierpnia 2016

Creepypasta - Anioł Śmierci

    Znacie to uczucie, gdy nagle na świecie pojawia się ktoś, kto wam wszystko zabiera? Zabawki, jedzenie, miłość rodziców. Pomyślcie, jak musiał czuć się Gabriell. Nie dość, że rodzice pokarali go takim imieniem, to jeszcze kompletnie o nim zapomnieli po narodzinach Izabel - młodszej siostry chłopaka. Dnia dwudziestego piątego lipca Gabe zniknął z tego świata.
    Niby ktoś się nim przejmował, oczywiście, ale co z tego? Ta "uwaga" trwała niecałe pięć minut. Później zjawiała się ta cała maszkara Izabel i nagle wszyscy o nim zapomnieli.
"Bo Izabel jest taka świetna", "Bo Izabel ma takie dobre oceny", "Bo Izabel tak ładnie tańczy". "Bo Izabel sramto, bo Izabel tamto".
    Gabriell nigdy w życiu nie słyszał, aby to jego chwalili. NIGDY. Może tylko "Gabryś dobrze myje podłogi". Oczywiście to on wykonywał wszystkie prace domowe, ponieważ Izabel nie może się przemęczać.
    Jednak od pewnego czasu chłopak zaczął mieć tego dość. Olewał swoje obowiązki, w tym również szkołę, wychodził z domu na calusieńki dzień. Zdarzały się momenty, że w nocy włóczył się po ulicach miasta całkowicie spity.
I wiecie co? Dopiero teraz jego rodzice się nim przejęli. Zaczęło się od tego, że matka znalazła paczkę papierosów w kurtce niespełna siedemnastoletniego chłopaka. Zrobili mu wykład na temat zdrowia i takich tam. W ogóle ich nie słuchał. Patrzył się tępo w ścianę, kiwając głową. Jakby zupełnie ich tu nie było.
Później zaczęło się robić jeszcze dziwniej.
Gabriell poprosił rodziców o jeden, malutki prezent na swoje urodziny. Nie wyprawiał imprezy. Po prostu chciał dostać mały upominek. Tak bardzo zależało mu na glanach. Czarnych, pięknych glanach piętnastkach. Rodzice wymienili spojrzenia, po czym odpowiedzieli "Zastanowimy się". Tak naprawdę do starym nigdy nie śniło się kupić mu tych metalowych kaloszy. Po prostu nie chcieli zrobić mu przykrości. Zabawne jest to, że kilka dni później ich kochana córeczka zamarzyła sobie królika. A co na to rodzice? Zgodzili się bez zastanowienia.
    Nadszedł dzień urodzin. Gabriella. Wszystko układało się tak wspaniale. Chłopaka, aż rozpierała energia. Nawet udało mu się dziś nie być wrednym dla siostry czy rodziców. Nie narzekał, nie pił, nie palił. Istny anioł.
    Gdy nadszedł wieczór, rodzice postanowili rozdać swoim pociechom prezenty. Najpierw wręczyli swojej kochanej dziewczynce pudło, w którym znajdował się futrzak. Dziewczynka była niesamowicie podjarana. Chłopak postanowił to przemilczeć. Po prostu czekał na swój prezent. Nareszcie ujął w swoje dłonie pudło. Zmarszczył brwi, czując, że prezent jest coś za lekki. Szybko rozdarł papier. Otworzył karton i...fala smutku, rozpaczy, bólu, żalu i rozczarowania spadła prosto na niego. W Papier były zawinięte zwykłe, czarne trampki za kostkę.
- To żart? - zapytał, rozglądając się za ukrytą kamerą.
- Nie mamy tyle pienię...
- Nie macie pieniędzy? - fuknął.
- Uznaliśmy, że to będzie lepsze - powiedział spokojnie ojciec.
- Wy? Uznaliście? - parsknął.
- Gabriell, uspokój się... - zaczęła matka.
Brunet wyjął z pudła buty.
- Jesteście, do kurwy, poważni? - zapytał. - Nawet raz w roku, w moje urodziny, nie mogę dostać tego, czego chcę?!
Cisnął butami o podłogę.
- Gabriell! - warknął ojciec.
-Naprawdę tak bardzo mnie nienawidzicie? - zapytał.
- Kochamy cię... - westchnęła matka.
-Na pewno nie tak bardzo jak Izabel! - wrzasnął.
Zamilkli na chwilę, wymieniając zaniepokojone spojrzenia.
- Dostała zasranego futrzaka od tak! - Pstrykną palcami. - A ja? Ja chodzę za wami cały rok i ubłagać się nie mogę!
Zapadła cisza. Chłopak spojrzał po ich twarzach. Matka jak i Izabel były wystraszone. Jedynie ojciec był naprawdę wkurzony.
- Jesteście żałośni - podsumował brunet, odwracając się na pięcie.
Zanim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć, Gabriell zamknął się w swoim pokoju. Tego dnia zrozumiał, że kompletnie tutaj nie pasuje.
Wyciągnął dużą, czarną torbę z szafy. Wrzucił do niej parę ubrań, spakował swojego laptopa, skitrał paczkę fajek. Czekał aż do pierwszej w nocy, aby wyjść z pokoju. Wtedy odwiedził pokój rodziców, gdzie trzymali całkiem sporą sumkę. Zabrał ze sobą plik banknotów i opuścił sypialnię. Idąc korytarzem, przeszedł obok pokoju swojej młodszej siostry. Naszła go pewna myśl. Wkradł się do środka. Podszedł do klatki, w której buszowała tłusta włochata kula. Bez chwili zastanowienia wziął ją na ręce i zabrał do kuchni. Rozglądał się chwilę, trzymając zwierzaka na rękach. Uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na mikrofalę.
- Zawsze chciałem przyrządzić królika - powiedział z radością w głosie.
Nie pozostało nic innego, jak otworzyć drzwiczki, włożyć królika i zamknąć drzwiczki. Proste, prawda? Ustawił czas pracy mikrofali na osiem i pół minuty. Chwilę przyglądał się zwierzęciu w potrzasku, po czym wyszedł na korytarz. Tam wcisnął na nogi swoje stare trampki. Otworzył drzwi od mieszkania i wyszedł na dwór. Ostatni raz spojrzał na swój "dom". Nie czuł do niego ani do domowników jakiejkolwiek sympatii. To po prostu była pusta relacja.
Odwrócił się i ruszył przed siebie. Jak najdalej stąd.
    Nie zdążył zajść daleko, gdyż przed jego domem stał ciemny samochód. Chłopak zajrzał przez okno.
- Wsiadaj - mruknął mężczyzna w środku.
Zanim zdążył coś powiedzieć, drzwi gwałtownie się otworzyły. Czarna masa wciągnęła go do środka.

~*~
Bardzo chciałam zachować absurd, który jest bardzo często spotykany w creepypastach. Mam nadzieję, że mi się to w miarę udało.
No to...właśnie poznaliście pierwszego członka rodziny. Jak myślicie, kogo przypomina?

Creepypasta - Przebieraniec

Wiecie jak to jest, gdy ludzie na ulicy myślą, że jesteś przeciwnej płci? 
Mam na imię Levi. Zostałem obdarzony niezwykle dziewczęcą urodą. Niestety. 
W szkole często byłem wyśmiewany z tego powodu. Każdy dzień w tym więzieniu był udręką, ponieważ nie mam markowych ubrań czy nowoczesnego telefonu komórkowego a jedynie cegłę, która posiada tylko jedną funkcję - czyli zadzwoń. Niestety moi rodzice nie należą do najbogatszych. 
Na początku jest spokojnie, ale kiedy tylko nauczyciel obróci się w stronę tablicy, cały czas rzucają we mnie pogniecionymi świstkami papieru z napisami: "pedał", "babochłop", "złodziej" i innymi podobnymi wyzwiskami. Na przerwie siedziałem sam pod klasą, czekając, aż w końcu nadejdzie zbawienie w formie dzwonka na lekcję. I tak codziennie przez pięć dni w tygodniu.
W sumie nigdy nie miałem żadnych przyjaciół. Zresztą...kto by chciał się zadawać z kimś takim jak ja? 
W wolnym czasie siedziałem zawsze sam w domu, rozmyślając o tym, co zrobię dalej ze swoim życiem. Mieszkam w bloku razem z moimi "rodzicami". Oni nigdy się mną nie przejmowali. Wracali do domu bardzo późno. Często bywali pijani. Nie zwracali uwagi na mnie i moje problemy. Nie przejmowali się tym, że jestem gnębiony w szkole, pomimo tego że im o tym wiele razy mówiłem. Jedyne co to cały czas wypominali mi, że robię z siebie ofiarę losu. Musiałem sam przygotowywać wszystkie posiłki i robić zakupy. Jeżeli zabrakło jedzenia w domu, zawsze mi się obrywało.
Pewnego dnia, gdy siedziałem w domu, wpadłem na pomysł. Skoro i tak wyglądam jak dziewczyna...to po prostu nią będę. Od tego czasu zacząłem ubierać się w damskim dziale. Nosiłem sukienki, ubierałem różowe, słodkie pantofelki. Przestałem też chodzić do szkoły. Stwierdziłem, że to nie ma żadnego sensu...i tak po prostu dalej by się ze mnie śmiali.
Po tygodniu zwykła przebieranka mi się znudziła. Chciałem zostać zauważony przez kogoś. Zacząłem częściej wychodzić z domu, ale ludzie na dworze zwyczajnie w świecie mnie ignorowali. Długo rozmyślełem nad tym, jak wzbudzić czyjąś uwagę. Aż w końcu wymyśliłem. Przecież istnieje mnóstwo ludzi, którzy uwielbiają małe, urocze dziewczynki.
Dzisiaj o godzinie 23:30 planowałem wyjście z domu. Na zegarku widniała godzina 21:23. Zajrzałem do mojej szafy i wybrałem uroczą, miętową sukienkę oraz jasnoróżowe pantofelki. Uczesałem swoje już całkiem długie włosy, po czym skierowałem się w stronę wyjścia. Rozejrzałem się po domu, gdy nagle stwierdziłem, że wezmę jeszcze ze sobą średniej wielkości nóż kuchenny. Tak na wszelki wypadek. Spakowałem go do swojej różowej, materiałowej torebki. Byłem gotowy, aby wyjść z domu. 
 Rodzice nawet tego nie zauważyli. Byli zbyt zajęci swoimi sprawami, zresztą tak jak zwykle. 
Kiedy wyszedłem, na dworze panowała kompletna ciemność, ponieważ mieszkamy w biednej dzielnicy i nie stać ich było na oświetlenie drogi przed blokiem. Poszedłem w kierunku centrum. Niestety środki komunikacji miejskiej nie dojeżdżają w moje okolice, dlatego też drogę musiałem przebyć na piechotę. Dotarcie tam zajęło mi dobre pół godziny. Chodziłem ciemnymi opuszczonymi uliczkami. W końcu jakiś facet podszedł do mnie:
- Zgubiłaś się, dziewczynko? - zapytał spokojnym, miłym głosem.
- Yhm - rzuciłem krótko.
- Może pomogę ci wrócić do domu? - zaproponował mężczyzna. 
Pokiwałem lekko głową na znak zgody. Podałem mężczyźnie fałszywy adres, a on mnie złapał lekko za rękę i kierował w stronę ciemnej uliczki. Kiedy doszliśmy na koniec zaułka sięgnąłem prawą ręką po nóż w swojej torebce. Mężczyzna zacisnął dłoń ściskając moją lewą dłoń. Szybko wbiłem mu nóż w brzuch i pobiegłem w stronę domu. Podczas gdy wracałem już do domu podjechał do mnie ciemny samochód. 
- Może przywiozę cię do domu - zaproponował kierowca.
Zgodziłem się, ale z tym mężczyzną było nie tak. Kiedy wsiadłem do samochodu nawet nie zapytał mnie o adres. Kątem oka zauważyłem, że z przodu siedział jakiś chłopak.
Następnego dnia Levi nie wrócił do domu, ale zniknęły wszystkie jego ubrania. Rodzice zgłosili zaginięcie chłopca, ale nie udało się go odnaleźć. Tak jakby zniknął z powierzchni ziemi.

~*~
I jak się wam podoba nowy członek rodziny? Piszcie swoje oceny w komentarzach. Liczę na to, że spodobają wam się moje historie. No i przede wszystkim chciałabym podziękować Lyoko za poprawę moich błędów.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Czy ja...żyję?

Gdzie...gdzie ja jestem? Co...co to za pedalski blog? Kim jest Jeff the Killer czy jakaś tam Jane. A ten wujek Slender? Co to za typ? Dlaczego on nosi garnitur i ma białą podkolanówkę na głowie? Sally? Był taki śmieszny samochodzik w Autach... Pamiętam, że był niebieski...albo zielony? Kogo to obchodzi...


Po jakże nieudanych próbach wychowania dzieci przez Pana S. cała rodzinka rozjechała się po świecie. Pan The Killer zmienił swoją profesję i z zabijania ludzi przerzucił się na hodowlę lam. Pani J. kupiła gitarę elektryczną, po czym założyła jednoosobowy zespół. Sally dalej kradnie gumowe kucyki z najniższych półek sklepowych. A wujek? O wujku słuch zaginął...


A teraz na poważnie. (ta kropka miała wzbudzić lęk)

Jako iż cała ich czwórka została brutalnie zniszczona przez internet, porzucamy owe postaci. Chodzi nam jedynie o design (10 punktów za zaawansowane słownictwo) oraz imiona. Zakładamy nową rodzinę, której dzieje będziemy opisywać. Nie, nie porzucimy zjebanego charakteru Jeffa czy skąpstwa Slendera. Spodziewajcie się godnych następców. 

Aby bardziej Was wprowadzić w klimat, zamieścimy tutaj tzw. Straszny Makaron (świderki czy muszelki?). Będzie on opowiadał historię każdej z postaci, która znajdzie się w naszej nowej rodzince.
Możemy też zrobić mały konkursik - mianowicie wyślecie nam pomysł na swoją postać, a bohater, który wyda nam się najciekawszy i najoryginalniejszy, zostanie zamieszczony w opowiadaniu.  

Mam nadzieję, że rozumiecie. 

Co? Jak to "nie rozumiecie"? 

Przeczytaj jeszcze raz.

W razie jakichkolwiek niejasności proszę zadawać pytania w komentarzach~! 

Powraca dzika tygrysica odpowiedzialna za Pamiętnik Jeffa i ten wymoczek odpowiedzialny/a za pamiętnik Sally. 

Oczywiście zadam jeszcze bardzo ważne pytanie - Co wy na to, abyśmy pisały one-shoty o dziejach starych postaci?




Lyoko (stary pseudonim Miyoshi) oraz ... (tu jeszcze pojawi się drugi pseudonim)

czwartek, 24 marca 2016

Nowe życie - nowy blog

Ciepło witamy naszych kochanych czytelników. Jesteśmy tu, aby na nowo odżyć.tak, zakładamy nowego bloga. nie, nie będzie tam ani Jeffa, ani Jane.
A to dlaczego?
Po pierwsze:
Temat creepypasty bardzo nas ograniczył. Nie miałyśmy zbytnio szansy na stworzenie czegoś swojego. także wymyślanie nowych wątków sprawiało nam czasem problemy. Poza tym owa tematyka nam się "przejadała".Znacie to uczucie, gdy po 10 razie jecie to samo śniadanie dzień w dzień? No właśnie.
Po drugie:
Takie persony jak Slenderman czy Sally porzuciły bloga dawno temu. Trochę trudno nam bez nich to wszystko utrzymać. W końcu razem stworzyłyśmy tego bloga, razem wymyślałyśmy pierwsze wątki. To miał być blog prowadzony we czwórkę. A ilu autorów zostało? Dwóch.
Po trzecie:
Jeff, Jane itd. to, za przeproszeniem, kurewski materiał na postaci. Ich charakter nie został dokładnie nakreślony w creepypastach, więc trochę trudno było im nadać odpowiednie cechy, które nie zepsułyby ich wizerunku. Aczkolwiek jest to trudne, bo te osobowości zostały brutalnie zmielone przez internet.
Po czwarte:
Strasznie trudno jest się przywiązać do postaci, która nie jest w pełni stworzona przez ciebie. Przynajmniej ja to tak czuję. Jeffa wykreowałam na swój ukochany typ charakteru, jaki sama posiadam.
Po piąte:
Brak ciekawszej fabuły. Tak naprawdę to te pamiętniki zmierzały donikąd. Co prawda pojawiały się jakieś zarysy, ale kończyło się to tylko zepchnięciem na drugi plan.

Dodatkowo, obie bardzo dojrzałyśmy autorsko, więc nowe opowiadania prawdopodobnie będą na wyższym poziomie.

Zakładamy nowego bloga. Zachowamy formę pamiętników. Postaci będą po części podobne z charakteru do tych tutaj, więc jeśli tęsknicie za creepypasta to zapraszam. Tam zrealizujemy fabułę, która tutaj nie miałaby miejsca bytu, bo po prostu by nie pasowała.


Będzie to pisane przez nas - Neko i Miyoshi. Mam nadzieję, że Was zachęciłyśmy i fakt, że przeniesiemy się na innych bohaterów Was nie zrazi. Po prostu tak będzie lepiej. Uwierzcie.


Dziękujemy za wszelkie wsparcie, jakie nam okazujecie. Za każdy komentarz, e-mail czy chociażby przeczytanie naszych wypocin. To dzięki Wam tu jesteśmy!

Chciałybyśmy też poznać Waszą opinię na ten temat. Jest to dla nas bardzo ważne.


Adres bloga:
http://just-like-you-honey.blogspot.com/