Praca nauczyciela jest cholernie niewdzięczna. Dzieciaki zawsze cię zlewają, czasem nawet wyśmiewają. A teraz pomyślcie, co czuje taki woźny.
Mężczyzna nie był typowym starcem, który po prostu wykonywał swój zawód. Był to młody człowiek posiadający zapał i ogromną pasję. Uwierzcie mi, że nikt nie mył podłogi z taką precyzją oraz profesjonalizmem jak on. Pan Turbert miał metr dziewięćdziesiąt siedem wzrostu, co wraz z ciemnymi, gęstymi włosami i szarymi oczami tworzyło nazbyt spójną całość.
Mimo tego uczniowie za nim nie przepadali. Mężczyzna był iście wredny. Broń Boże stań na mokrej podłodze! Czy wyrzuć papierek nie do tego kosza, co potrzeba.
Dlatego też uczniowie często załazili mu za skórę. Tak też było tego nieszczęśliwego wieczora.
Pan Alphonse ze spokojem mył podłogi na parterze, gdy na zegarze wybiła wpół do piątej. Mężczyzna uznał, że jeszcze przeleci piętro i będzie mógł wrócić do domu. Zaczął myć po kolei schodki, wchodząc po nich. Gdy był na samym szczycie, kątem oka zauważył, że jakieś smarkacze właśnie dewastują jego pracę. Chcąc im zwrócić uwagę, odwrócił się gwałtownie. Niestety poślizgnął się. Z dłoni wypuścił dzierżonego wcześniej mopa. Ku nieszczęściu klucze, które miał w małej kieszonce z przodu wysunęły się. Nim zdążył zareagować, stal przebiły mu krtań.
- Proszę...pana...? - szepnął przerażony chłopak, stojąc kilka metrów od niego.
- Zawołajcie nauczyciela! - krzyknęła jego koleżanka.
Spanikowana reszta grupy po prostu uciekła. Zostali tylko oni. Biegali w tę i z powrotem, krzycząc o pomoc. Gdy w końcu zjawiła się nauczycielka od polskiego, o mało nie zemdlała.
- Zadzwonię po karetkę - powiedziała, próbując zachować spokój.
Mężczyzna leniwie otworzył oczy. "Co? Jaka karetka?" - pomyślał.
Podniósł się powoli do góry.
"Dlaczego ci ludzie panikują?"
Spojrzał na schody. Po kamiennych schodkach spływała czerwona ciecz. Na środku spoczywało ciało. Jego ciało.
Zmarszczył brwi.
"Co tu się dzieje?"
Podszedł do kobiety. Nawet nie zwróciła na niego uwagi. Panikowała dalej. Zamachał jej dłonią przed twarzą. Nic. Zero reakcji. Zerknął na nastolatków, którzy właśnie wychodzili. Ruszył za nimi. Gdy chciał złapać za klamkę, jego dłoń przeniknęła przez drzwi. Uniósł wysoko brwi, cofając dłoń. Odwrócił się, aby skontrolować swoje ciało. Nadal tam leżało. Mimo obaw ruszył za dziećmi. Ostrożnie przeniknął przez drzwi. Później przez następne, aż znalazł się na dworze. Zbiegł po schodkach. Podbiegł do owej dwójki, chcąc sprawdzić, czy go widzą. Gdy miał już wykonać swoją genialny plan, nagle podjechał czarny samochód. Wyglądało na to, że Ci młodzi ludzie tego nie widzą. Lekko skołowany woźny miał zamiar wracać do szkoły. Nawet nie zdążył się odwrócić, gdy drzwi otworzyły się ze świstem.
- Pan Turbert? - usłyszał ochrypnięty głos z wewnątrz pojazdu.
- Tak? - wydusił, dziwiąc się, że go widzi.
- Zapraszam - powiedział nieznajomy.
Niepewnie podszedł do auta.
- Kim ty...? - zaczął, ale nie pozwolono mu dokończyć.
Czarne macka wciągnęła go do środka. Drzwi natychmiastowo się zatrzasnęły. Samochód odjechał.
piątek, 19 sierpnia 2016
Creepypasta - Perfekcjonista
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz