niedziela, 30 listopada 2014
Pamiętnik Jane The Killer - 10.09.2014r.
Dzisiaj wstałam pełna życia. Tak, dobrze przeczytaliście PEŁNA ŻYCIA. Ostatnio się ogarnęłam, że nie warto ubolewać. Mam gdzieś, że mogę umrzeć. Przestałam się tym przejmować. Automatycznie moje samopoczucie przez to również się poprawiło. Jeff już dawno, oj dawno nie dostał opierdzielu i chyba mu z tym dobrze. Staram się nie myśleć o tym co nadejdzie. Jednak z dnia na dzień jest to coraz trudniejsze. Myślę, że trucizna zaczyna działać. Dość często mam zawroty głowy, jest mi nie dobrze. Próbuję to maskowaćmaskować co nie jest łatwe. Zauważyłam, że "ludzie" od jakiegoś czasu zaczęli bardziej zwracać na mnie uwagę. Uśmiechają się do mnie, rozmawiają. Czyżby działali zasadą "uszczęśliwmy jej ostatnie dni". Trochę mnie to wkurzyło, ale... Życie. Tak w zasadzie po co ten facet mnie dźgnął? Jeszcze ani razu nie otrzymałam informacji, do których potrzebny był łącznik. Mogło się obejść bez tego. Jak już znajdziemy odtrutkę to z Najwyższym też mam trochę do pogadania.
Pamięnitk~10.09.2014r. (część I)
Więc...UWAGA, UWAGA!
Wielki finał!!!!!!!!!!
Te chwile są speszjal, więc te pamiętniki będzią z narracji trzeciej osoby!
A teraz coś w rodzaj konkursu (?).
Kto odgadnie kto pisze pamiętnik (nie, nie ja)...będzię mógł się czuć jak mentalny zwycięzca!
A i jeszcze jedno, może jak skomentujesz to poleci dla ciebie dedyczek :3
Żeby nie przedłużać.
~~
Kolejny szary dzień, w iluzji, którą nazywamy życiem.
Odór śmierci towarzyszy mi przez całe życie, lecz są dni gdy ten zapach jest cholernie nasilony.
Czuję, jakbym miał zaraz się nim udusić. Nienawidzę tych dni, choć napotykam je raz na kilka tysięcy lat. Żniwa, które wtedy zbieram przerastają nawet wyniki śmiertelników.
Ahhh...a ci potrafią być naprawdę głupi. Ale widać, że rośnie im konkurencja.
Wschodziło słońce, a ja jak głupi się w nie wpatrywałem z myślą:
"Czy uda mi się zerwać te brzemiona, które dźwigam już od niepamiętnych czasów?"
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie ten sam odrażający zapach, który świadczył o najgorszym.
Czarny płaszcz, spoczywający na moich barkach, powiewał na delikatnym wietrze.
Czułem, co się święci, ale nikomu nie mogłem pomóc. Mogłem się tylko przyglądać.
Po chwili ruszyłem za zapachem.
-Przepraszam...- wyszeptałem.
Gdy odbieram komuś bliską mu osobę, czuję się winny.
Nie mogę zapomnieć widoku łez, a w mojej głowie odbijają się echem lamenty zrozpaczonych ludzi.
Lecz, nie tylko ludzie zostali obdarzeni uczuciami, demony i anioły także.
Potrafią się do kogoś przywiąząć, bądź też kogoś kochać. To zjawisko ciekawi mnie najbardziej.
Do tej pory zastanawiam się co to znaczy słowo kochać.
W słowniku widnieją czarne, wytłuszczone literki układające się w słowa:
Kochać «darzyć kogoś uczuciem miłości albo bardzo lubić kogoś lub coś; też: żywić do osoby płci odmiennej gorące uczucie połączone z pożądaniem»
Co to jest miłość?
Wielki finał!!!!!!!!!!
Te chwile są speszjal, więc te pamiętniki będzią z narracji trzeciej osoby!
A teraz coś w rodzaj konkursu (?).
Kto odgadnie kto pisze pamiętnik (nie, nie ja)...będzię mógł się czuć jak mentalny zwycięzca!
A i jeszcze jedno, może jak skomentujesz to poleci dla ciebie dedyczek :3
Żeby nie przedłużać.
~~
Kolejny szary dzień, w iluzji, którą nazywamy życiem.
Odór śmierci towarzyszy mi przez całe życie, lecz są dni gdy ten zapach jest cholernie nasilony.
Czuję, jakbym miał zaraz się nim udusić. Nienawidzę tych dni, choć napotykam je raz na kilka tysięcy lat. Żniwa, które wtedy zbieram przerastają nawet wyniki śmiertelników.
Ahhh...a ci potrafią być naprawdę głupi. Ale widać, że rośnie im konkurencja.
Wschodziło słońce, a ja jak głupi się w nie wpatrywałem z myślą:
"Czy uda mi się zerwać te brzemiona, które dźwigam już od niepamiętnych czasów?"
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie ten sam odrażający zapach, który świadczył o najgorszym.
Czarny płaszcz, spoczywający na moich barkach, powiewał na delikatnym wietrze.
Czułem, co się święci, ale nikomu nie mogłem pomóc. Mogłem się tylko przyglądać.
Po chwili ruszyłem za zapachem.
-Przepraszam...- wyszeptałem.
Gdy odbieram komuś bliską mu osobę, czuję się winny.
Nie mogę zapomnieć widoku łez, a w mojej głowie odbijają się echem lamenty zrozpaczonych ludzi.
Lecz, nie tylko ludzie zostali obdarzeni uczuciami, demony i anioły także.
Potrafią się do kogoś przywiąząć, bądź też kogoś kochać. To zjawisko ciekawi mnie najbardziej.
Do tej pory zastanawiam się co to znaczy słowo kochać.
W słowniku widnieją czarne, wytłuszczone literki układające się w słowa:
Kochać «darzyć kogoś uczuciem miłości albo bardzo lubić kogoś lub coś; też: żywić do osoby płci odmiennej gorące uczucie połączone z pożądaniem»
Co to jest miłość?
1. «głębokie uczucie do drugiej osoby, któremu zwykle towarzyszy pożądanie»
2. «silna więź, jaka łączy ludzi sobie bliskich»
3. «poczucie silnej więzi z czymś, co jest dla kogoś wielką wartością»
4. «głębokie zainteresowanie czymś, znajdowanie w czymś przyjemności»
5. «obiekt czyichś uczuć i pragnień»
6. «pożycie seksualne»
Chciałby kiedyś doznać takiego uczucia jak miłość, czy przywiązanie.
Szukałem na to odpowiedzi w wielu książkach. Nie znalazłem.
Niestety, zostałem wybrany na tego, co nigdy nie dozna uczucia bliskości czy miłości.
Kiedyś, gdy rozmawiałem z Najsilniejszym (I), powiedział mi, że się zakochał.
-A co to znaczy "zakochałem się"? - zapytałem przekrzywiając głowę.
-Nie wiesz?
Pokręciłem głową.
-To...hmmm...jakby to nazwać...to darzyć kogoś wyjątkowym uczuciem.
-A co to uczucie?
Pierwszy zaśmiał się.
-Widzę, że zostałeś skrzywdzony.
-Jak to? - oburzyłem się - Przecież mam wszystko czego chcę!
-Ryu...być może teraz tego nie rozumiesz, ale zrozumiesz kidy będziesz starszy. - poczochrał mnie po głowie. Odtrąciłem jego rękę.
-Nienawidzę gdy tak robisz!
Pierwszy zaśmiał się.
-Może kiedyś zrozumiesz...
To była moją ostatnia rozmowa z nim, potem rozpoczęło się polowanie i już nigdy więcej go nie widziałem.
Szukałem także wielu innych definicji.
Zakochać się — zakochiwać się
1. «poczuć miłość do kogoś»
2. «zacząć bardzo lubić lub podziwiać kogoś lub coś»
Uczucie
1. «synteza wszystkich stanów emocjonalnych, stanowiąca główną motywację ludzkiego postępowania, zwykle przeciwstawiana logice i rozsądkowi»
2. «stan psychiczny odzwierciedlający stosunek do zdarzeń, do innych ludzi, otaczającego świata i siebie samego»
3. «miłość, sympatia, przyjaźń, namiętność do kogoś»
4. «doznanie fizyczne»
Mimo tego, że przeczytałem tak wiele książek, miom tego, że prowadziłem wiele badań na śmiertelnikach, to i tak do tej pory nie mogę zrozumieć o co ci wtedy chodziło.
Koniec części pierwszej.
poniedziałek, 24 listopada 2014
Pamiętnik Jane The Killer - 5.09.2014r.
Tak wiem, że z opóźnieniem to piszę, ale nie moja wina, że Miyoshi pruje jak ruski czołg pod górkę, nie mam pojęcia jak to robi ;____;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chaos, kompletny chaos. Krzyki, lamenty. Ogień. Noooo, dobra trochę przesadzam. Ja lubię wyolbrzymiać. W skrócie mówiąc: anioły wykryły nasze obozowisko i zaatakowały, znowu... Dlaczego nie staniemy do walki tylko według ich woli teraz spierniczamy? Przecież to bez sensu. Gdzie tu sprawiedliwość? Nie możemy osłabić ich sił? Nie, lepiej unikać gałęzi drzew, kiedy biegnie się na łeb na szyję. Na początku nie mogłam znaleźć nikogo z naszych. Typu wujek, Sally, Jeff, Lucy. Na szczęście po jakimś czasie fanka kucyków sama się do mnie przykleiła, z nią była Lucy, a wujek no to cóż... trochę się wyróżnia z tłumu. Jednak nigdzie nie było Jeff'a. Szliśmy przez las w dużej grupce i wmówiłam sobie, że tylko go nie mogę wychwycić wzrokiem. Ale tak nie było. Upewniłam się. Nigdzie go nie było, na 100%. Co jeśli został tam? Mogło mu się coś stać. Powiedziałam o tym Luckowi. On oczywiście chciał coś zrobić, ale byli ważniejsi od niego... I ci ważniejsi nie mieli zamiaru po jednego wracać. Fakt, że Toby też się zgubił nie pomógł. Dla nich ważniejsze są ich własne tyłki. Miałam nadzieję, że nic im nie jest. Jeśli obydwoje żyją to sobie poradzą. A jeśli nie? A nawet tak nie myśl Jane! Otrząsnęłam się i ruszyłam naprzód, udając, że wszystko jest ok. W końcu dotarliśmy do celu. Luc wcześniej już mówił, że idziemy do głównej naszej bazy, ale... nie spodziewałam się, że będzie taki duży! Myślałam bardziej, że to jakaś leśna wioska, a tu nie, to obóz. Przywitano nas dość oschle i wskazano domki letniskowe nam przydzielone. Tak gdzieś 8 osób na domek, zajebiście, ale w sumie nie spodziewałam się luksusów. Później chciałam się trochę zorientować w tym obozie i spytać kogokolwiek co z fantem zagubionych. Przechodząc usłyszałam kłótnie. Uwierzcie. Jakbym wiedziała czego się dowiem nawet na to nie zwróciłabym uwagi i poszła jak najdalej stąd. Ale ciekawość zwyciężyła. Nie rozpoznałam za bardzo kto mówił, ale nie spodobało mi się to.
-Co z nią robimy?
-Cholera... same problemy, dzięki niej Elise może nas namierzyć.
-Bo jest łącznikiem.
-I nie zmienimy tego!
-Zawsze jest odtrutka.
-Pamiętasz ci się stało ostatnim razem? Połowa z nas zginęła przez tą odtrutkę!
-Ale...
-Żadnego ale. Nie będzie odtrutki, a co do dziewczyny... jeszcze pomyślę.
Zakryłam dłonią usta. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak mogli? Jak można być tak samolubnym?! Przecież każdy ma prawo żyć, a ja mam na to szanse, ale oni ją niszczą... Dlaczego do jasnej cholery?! Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Czyli nie ma już dla mnie nadziei? Nie. Nie poddam się, są ludzie, którym jeszcze mogę ufać, no i nie mogę doczekać się miny tamtego gościa jak przeżyję.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chaos, kompletny chaos. Krzyki, lamenty. Ogień. Noooo, dobra trochę przesadzam. Ja lubię wyolbrzymiać. W skrócie mówiąc: anioły wykryły nasze obozowisko i zaatakowały, znowu... Dlaczego nie staniemy do walki tylko według ich woli teraz spierniczamy? Przecież to bez sensu. Gdzie tu sprawiedliwość? Nie możemy osłabić ich sił? Nie, lepiej unikać gałęzi drzew, kiedy biegnie się na łeb na szyję. Na początku nie mogłam znaleźć nikogo z naszych. Typu wujek, Sally, Jeff, Lucy. Na szczęście po jakimś czasie fanka kucyków sama się do mnie przykleiła, z nią była Lucy, a wujek no to cóż... trochę się wyróżnia z tłumu. Jednak nigdzie nie było Jeff'a. Szliśmy przez las w dużej grupce i wmówiłam sobie, że tylko go nie mogę wychwycić wzrokiem. Ale tak nie było. Upewniłam się. Nigdzie go nie było, na 100%. Co jeśli został tam? Mogło mu się coś stać. Powiedziałam o tym Luckowi. On oczywiście chciał coś zrobić, ale byli ważniejsi od niego... I ci ważniejsi nie mieli zamiaru po jednego wracać. Fakt, że Toby też się zgubił nie pomógł. Dla nich ważniejsze są ich własne tyłki. Miałam nadzieję, że nic im nie jest. Jeśli obydwoje żyją to sobie poradzą. A jeśli nie? A nawet tak nie myśl Jane! Otrząsnęłam się i ruszyłam naprzód, udając, że wszystko jest ok. W końcu dotarliśmy do celu. Luc wcześniej już mówił, że idziemy do głównej naszej bazy, ale... nie spodziewałam się, że będzie taki duży! Myślałam bardziej, że to jakaś leśna wioska, a tu nie, to obóz. Przywitano nas dość oschle i wskazano domki letniskowe nam przydzielone. Tak gdzieś 8 osób na domek, zajebiście, ale w sumie nie spodziewałam się luksusów. Później chciałam się trochę zorientować w tym obozie i spytać kogokolwiek co z fantem zagubionych. Przechodząc usłyszałam kłótnie. Uwierzcie. Jakbym wiedziała czego się dowiem nawet na to nie zwróciłabym uwagi i poszła jak najdalej stąd. Ale ciekawość zwyciężyła. Nie rozpoznałam za bardzo kto mówił, ale nie spodobało mi się to.
-Co z nią robimy?
-Cholera... same problemy, dzięki niej Elise może nas namierzyć.
-Bo jest łącznikiem.
-I nie zmienimy tego!
-Zawsze jest odtrutka.
-Pamiętasz ci się stało ostatnim razem? Połowa z nas zginęła przez tą odtrutkę!
-Ale...
-Żadnego ale. Nie będzie odtrutki, a co do dziewczyny... jeszcze pomyślę.
Zakryłam dłonią usta. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak mogli? Jak można być tak samolubnym?! Przecież każdy ma prawo żyć, a ja mam na to szanse, ale oni ją niszczą... Dlaczego do jasnej cholery?! Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Czyli nie ma już dla mnie nadziei? Nie. Nie poddam się, są ludzie, którym jeszcze mogę ufać, no i nie mogę doczekać się miny tamtego gościa jak przeżyję.
Mała informacja
Hejoo ^^
Ten post nie będzie specjalnie długi.
Koniec wątku o polowaniu już niedługo, więc zostanie to napisane w kilku częściach, bo tekst byłby za długi (a takie teksty zazwyczaj po jakimś czasie czytania nudzą i się to czyta "Bo się zaczęło to trzeba skończyć"). Znam to z własnego doświadczenia.
I mam do was jeszcze jedno pytanie:
Czy chcielibyście, aby paring JeffxJane był na tym blogu/ czy z nim skończyć/przenieść go gdzie indziej. Proszę przemyślcie to i pozostawcie komentarz.
Jeśli jakieś komy nie pojawią się do końca tygodnia to ja i inne bloggerki o tym zadecydujemy.
Więc proszę przemyślcie to.
Dziękuję za przeczytanie
~Miyoshi
niedziela, 23 listopada 2014
Pamiętnik Jeff The Killer~09.09.2014r.
Wczoraj ruszyliśmy w drogę (nic ciekawego) i rozbiliśmy obóz (znów nic ciekawego).
Obudziłem się. Ognisko już dawno wygasło. Nie, że coś, ale jakieś dzikie wiewiórki mogły nas napaśc i z...pobić, pogryźć. Nieważne.
Usiadłem na swoim posłaniu. Taaaak łóżko wodne z mięciusimi poduszkami w różową panterkę...boże kogo ja mam zamiar oszukać? Boże? Przecież ja walczę po stronie piekieł.
-Idziemy. - rzucił chłodno Tobi wyrywając mnie z zamyśleń.
Od kiedy "wybudziłem" go z transu czy coś, to tak nadzwyczaj dziwnie się zachowuje.
Mniej rozmowny niż zawsze, a wyraz twarzy już nie przypomina chłodnego kolesia, tylko kolesia, który czeka na śmierć.
Wstałem, wziąłem torbę i ruszyłem za Tobi'm.
Szliśmy, szliśmy, szliśmy...
Przez moją głowę przechodziły różne myśli.
W pewnym momencie się zamyśliłem i wpadłem na Tobi'ego.
-Tobi, łomie, nie właź mi po...
Gdy zobaczyłem osobę, na którą wpadłem doznałem lekkiego szoku.
-Lucy!
-Jeff!
Niedźwiadek!
Tobi się na nas patrzył. Nawet nie zareagował na "łoma" i stał cicho.
-Choćmy do obozu!
-Obozu? Jaki znowu obóz? - zapytałem.
-Długo bo opowiadać, lepiej choćcie. - ponagliła nas.
Przez jakieś kilka minut prowadziliśmy krótką pogawędkę. Znaczy ja i Lucy, bo Tobi cały czas siedział cicho.
-Wiesz, jak Jane się o ciebie martwi? - powiedziała Lucy.
-Cooo? Ona? O mnie? Ostatnio tak się na mnie wkurzyła, że teraz pewnie nie chce mnie widzieć!
-No co ty!? Naprawdę? Nie widziałam tego po jej zachowaniu.
-Martwi się o mnie?
-No prawie ciągle się pyta Lucka o ciebie i siedzi jak na szpilkach. - kiwnęła głową Lucy.
Teraz w tej chwili zacząłbym skakać, ale trochę by to było dziwne.
W końcu doszliśmy do......wow wow wow wow obozu! Ogromnego obozu! To miało wielkość małego miasteczka jak nie większe. W tej bazie był ogrom demonów, tytanów, upadłych aniołów i tak dalej, i tak dalej...
-Choćmy do naszego namiotu. - powiedziała Lucy ciągnąc mnie i Tobi'ego za rękę.
A właśnie namioty! Wyglądały jak małe domki, ale były też takie ogromne! Kolor namiotów to ciemny zielony. Każdy namiot leżał w danej strefie (A,B,C,D) i miał własny numer (0-100).
Lucy ciągnęła nas przez tłum, aż w końcu wciągnęła nas do namiotu.
-Paczajcie ludki, kogo znalazłam! - mówiąc to podniosła nasze ręcę jak jakieś trofeum, które wygrała w jakiśch ważnych zawodach.
Jane wstała z miejsca. Spojrzałem się na nią.
Mruknęła coś pod nosem. To chyba było "Jeff", ale nie jestem w 100% pewny, bo to mógłby być także "Krem". Ale...
Położyłem torbę ostrożnie na bok. (Wy dobrze wiecie co tam jest. Nieee? To nie. Trzeba było uważniej czytać poprzednie pamiętniki!)
Lucy po chwili nas puściła i wyszła mówiąc "Mam coś do roboty".
Jane podeszła do mnie.
-Jeff...możemy...pogadać na osobności?
-No to w takim razie może wyjdziemy?
-Ok.
Wyszliśmy z namiotu. Miałem już zamiar iśc, ale zatrzymała mnie Jane.
-Jeff...może...- Jane zaczerwieniła się - złapiemy się za ręcę.
Uśmiechnąłem się.
-N-n-nie myśl sobie! To tylko, aby nie zgubić się w tłumie! - krzyknęła i trzepnęła mnie w ramię.
Złapałem Jane za rękę i ruszyliśmy przed siebie.
-Słuchaj Jeff.
-No.
-Boję się...
Zatrzymałem się, a Jane na mnie wpadła. (Jane szła trochę za mną)
-Jeff, kaszalocie!
-Jane...czego ty się masz bać?
-No...śmierci.
Boże jaki ty głupi jesteś! Ej znowu boże...F*ck!
-Jane, na pewno się znajdzie odtrutka!
-A jak nie?! Lucek mówił, że chcą porzucić poszukiwanie odtrutki! Słyszałam jak o tym rozmawiał z Najsilniejszym!
Zamurowało mnie. Dobra, Jeff, musisz się wziąc w garśc i ją uspokoić.
-Jane - przyciągnąłem ją do siebie - dołoże wszelkich starań, aby znależć tę odtrutkę i nie odpuszczę!
Jane przytuliła się do mnie. Płakała. Nie wiedziałem czy ze szczęścia, czy ze strachu.
Pogłaskałem ją po głowie.
Znajdę to cholerstwo choćby nie wiem co!
sobota, 22 listopada 2014
... trzy kropki nienawiści ( Jeff,Jane i Sally )
1)
Więc kochani chciałam was przeprosić za brak mojej osoby i aktywności na blogu. Miałam laptopa w naprawie przez pewien czas a następnie masę rzeczy w szkole.
( Jestem ciekawa jak tamte się wyrabiały a w szczególności Jeff - hmmm czarna magia )
2)
Jakby to powiedzieć tak troszeczkę, minimalnie pogubiłam się z tymi wpisami. Nagle patrze nawiedzony Tobby, następnie dziwne sny Jeffa ( czemu się dziwić ) a na koniec jakaś babka chce dorwać SLENDIEGO !!!! ( Run forest run ! )
3)
Dlatego z powodu tych nowości muszę poczekać aż inne bloggerki mnie oświecą co mam i jak pisać. ;)
Mam nadzieje że się gniewacie chociaż i tak pewnie nie zauważyliście że mnie nie było...
No nic teraz mam zamiar się poprawić i zacząć regularnie pisać wpisy :)
Jeszcze raz was przepraszam i inne bloggerki :3
I czemu ten blog jest różowy ?! xD
- hmm Slendi ?
Więc kochani chciałam was przeprosić za brak mojej osoby i aktywności na blogu. Miałam laptopa w naprawie przez pewien czas a następnie masę rzeczy w szkole.
( Jestem ciekawa jak tamte się wyrabiały a w szczególności Jeff - hmmm czarna magia )
2)
Jakby to powiedzieć tak troszeczkę, minimalnie pogubiłam się z tymi wpisami. Nagle patrze nawiedzony Tobby, następnie dziwne sny Jeffa ( czemu się dziwić ) a na koniec jakaś babka chce dorwać SLENDIEGO !!!! ( Run forest run ! )
3)
Dlatego z powodu tych nowości muszę poczekać aż inne bloggerki mnie oświecą co mam i jak pisać. ;)
Mam nadzieje że się gniewacie chociaż i tak pewnie nie zauważyliście że mnie nie było...
No nic teraz mam zamiar się poprawić i zacząć regularnie pisać wpisy :)
Jeszcze raz was przepraszam i inne bloggerki :3
I czemu ten blog jest różowy ?! xD
- hmm Slendi ?
piątek, 21 listopada 2014
Pamiętnik Jeff The Killer~08.09.2014r.
Obudziły mnie głosy. Tobi nie hałasuj! Otworzyłem powoli oczy.
Osz kurde PSY! @#$%&^&((&(^&#@)@!!
A na czele stała Alex.
-Witaj panie Woods.
Wymierzyła we mnie pistoletem i pociągnęła za spust...
Obudziłem się.Uff to tylko sen. Tobi sobie spał, nikogo dodatkowego nie ma w pokoju. Dobra, to tylko koszmar Jeff, tylko koszmar.
Okryłem się kołdrą i zamknąłem oczy. Zasnąłem.
-Jeff!
Jane siedziała na kocu.
-Co ty tam robisz?
-Jaaaa...? Niiiiic...
-Choć tu!
Podszedłem i usiadłem obok na kocu.
-No, po co mnie wołałaś, księżniczko.
-Żadna księżniczko.
-No, ale jesteś moją...
-Tak, tak.
Oparłem głowę o kolana Jane.
Uśmiechnęła się.
-Jeff, chcę ci coś bardzo ważnego powiedzieć on c...
Po chwili jej słowa stały się niewyraźne.
Obudziłem się. Spojrzałem na zegarek wiszący nad mały stolikiem stojącym w kącie.
Była 6.30.
Postanowiłem się jeszcze zdrzemnąć.
Przykryłem się kołdrą i zamknąłem oczy.
Widziałem płomienie. Dookoła był ogień. Przede mną stała Jane. Łzy spływały po jej policzkach. Rozejrzałem się i obok mnie stała postać. Miała rozmazaną twarz. Nagle postać zamchnęła się, gdyż trzymała w dłoni tasak i...
Obudziłem się. Tobi już wstał. A ja nadal siedziałem na łóżku zastanawiając się nad tym co mi się śniło.
Czy to mogła być wizja przyszłości?
Nieeee...
To chyba tylko wymysł mojego mózgu...
Pamiętnik Jeff The Killer~07.09.2014r.
Zatrzymaliśmy się (ja i Tobi) w jakiejś osadzie. Taka osada neutralna. Przebywały w niej głównie dusze. Lecz często przyjeżdżały tu anioły bądź demony, więc nie byliśmy ZBYT bezpieczni.
Zameldowaliśmy się w jakimś tam hotelu. Daję głowę, że 2*, aleee...nieważne.
Kolory ścian w tym budynku były wyblakłe i szare. Po zobaczeniu recepcji nie oczekiwałem cudu.
Wszedłem do pokoju za Tobi'm.
No i się nie doczekałem.
Ściany w kolorze zgniłej zieleni. Na dywanie widniała podejrzana plama.
Podejrzewam, że to koci mocz, ale mogę się mylić, bo może to nie kot oddał tu mocz tylko ktoś, kto już był po kilku drinkach, ale... nie wnikam.
Spostrzegłem też jeden mały problem. Było jedno łóżko. Małżeńskie.
-Tobi...dlaczego tu jest jedno łóżko?
-Bo wszystkie inne pokoje miały rezerwacje. - odparł chłodno.
-No, ale...co sobie pomyślą o NAS?
-Jak to co? To jak dziewczyny śpią razem w łózku to BFF, a jak faceci to geje.
Może by tak spać na podłodze?
Nie, nie, nie...od razu odrzuciłem taką możliwość. Wizja snu obok nieznanej substancji plamy mnie nie zachwyca.
Po chwili Tobi oznajmił mi, żeby przygotował się na wyjście na miasto.
Byłem troszkę zdziwiony, no ale, jak mus to mus.
Przygotowania zajęły mi 5 minut. Przemyłem twarz wodą, przeczesałem włosy i wziąłem kasę.
No bo przecież wychodzimy na miasto!
Usiadłem na łóżku czekając na Tobi'ego.
Zacząłem rozmyślać.
"Ciekawe gdzie oni teraz są...
I co się dzieję z Jane, i czy wszystko z nią dobrze...
Oby było...
Mam też taką nadzieję, że będą się próbowali z nami skontaktować..."
-Jeff- z zamyśleń wyrwał mnie Tobi - śpiąca królewno, wychodzimy.
-Ha ha ha...bardzo śmieszne...
Wstałem i wyszedłem z pokoju, po czym Tobi zamknął drzwi.
Zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z hotelu.
Naszym oczom ukazała się jeszcze tętniąca życiem ulica.
Choć była godzina 16.00.
Ruszyliśmy więc na podbój miasta!
Nie no co wy, poszliśmy do apteki, spożywczaka i Tobi z kimś tam rozmawiał itd.
Ogólnie: Nudziłem się.
Potem, gdy załatwiliśmy wszystkie sprawy poszliśmy do
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
dooooo.....
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
SKLEPU Z PAMIĄTKAMI!!!!!!!!!!!!
Zajebiaszczo nie? Nie? Nieeeee....
Oglądałem tam jakieś duperelki z myślą o Jane.
Pomyślałem, że jej coś kupię. No bo... tak robią normalni ludzie... nie ? XD
Rozglądałem się i w oko wpadła mi pozytywka.
Wygrywałą melodię "Rome and Juliet-Love Theme"
( https://www.youtube.com/watch?v=mOnmljoC6PQ )
Była ślicznie zdobiona. Pozłacane boki wspaniale się komponowały z wspaniałym malowidłem na pokrywie. Uniosłem pudełko i otworzyłem je. Na środku obracała się prześliczna figurka Julii.
Postanowiłem to kupić.
Sprzedawczyni uśmiechnęła się pakując pozytywkę w różowy papier prezentowy.
-Dla dziewczyny? - zapytała.
Kiwnąłem głową odbierając zapakunek.
Po tym wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w strone hotelu.
-Co ty tak tam niesiesz? - zapytał Tobi.
-A nic,nic...
Tobi spojrzał się na mnie podejrzliwie i odwrócił wzrok.
Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu.
Kładąc się położyłem pozytywkę na szafce nocnej.
-Dobra noc - mruknął Tobi.
Odpowiedziałem mu.
Szepnąłem do siebie
-Dobra noc Jane.
Pamiętnik Jeff The Killer~06.09.2014r.
Ten obrazek mówi wszystko!
PS Miyoshi miszcz painta! I ta proffesional cenzura i wgl!
~~
Okazało się, że wszyscy gdzieś uciekli! Zostawili mnie! Mnie? Chciałem popaść w rozpacz niczym jakaś 13-latka, którą rzucił chłopak.
-Jeff, słuchaj, pamiętasz, co się wczoraj wydarzyło? - zapytał Tobi drżącym głosem.
-Nieee...
-Nic?
-Nic
Tobi westchnął.
-Pewnie wymazała ci pamięć...
-Ale...czy takiej zdolności nie posiada wujek?
Tobi poprawił gogle, które spoczywały mu na głowie. Czekałem na jego odpowiedź.
-Bo widzisz...
Zamilkł.
-Kim ona jest?
-...
-Czego chce?
-...
-Dlaczego tak bardzo się jej boisz?
Tobi zesztywniał.
-Słyszysz?
-Przepraszam, ale...boję się...
-Dlaczego?
-Bo widzisz...ona nie jest aniołem czy czymś pochądzącym z nieba...
Spojrzałem na niego ze zdwiniem.
-Ona jest...taka jak my...
Zamurowało mnie...
-C-c-coo...?
-Alee...ona...pomaga ludziom....nienawidzi nas...a w szczególności Slender'a
-A-ale dlaczego?!
-Usiądź...opowiem na te pytania...
-Więc...kim ona jest?
-Jest tworem takim jak Slender, lecz wcześniej była człowiekiem.
Wybałuszyłem oczy.
-Że co?!
-To prawda... - odpowiedział z kamienna twarzą.
-Tooo...czego ona chce...
-Pragnie zemsty.
-Na kim?
-Na nas
-Nas?
-Slender'owi, Hoodie'mu, Masky'emu i mnie.
-Dlaczego?
-Bo Slendi zmienił ją w to coś czym jest teraz i zabrał jej najcenniejszą rzecz.
-Ale dlaczego?
-Powody prywatne.
-Jakie "powody prywatne"?
-Nieważne, to chyba już twoje ostatnie pytanie, prawda? Więc ruszajmy w drogę nie możemy tu zostać.
-Ale... - zanim to powiedziałem wstał.
-No chodźmy. - poganił mnie.
Wstałem i zabrałem ze sobą torbę w której był tajeniczy notatnik.
Zacząłem rozmyślać i doszedłem do jednego wniosku.
W tym notatniku znajdę odpowiedź na wiele pytań.
PS Miyoshi miszcz painta! I ta proffesional cenzura i wgl!
~~
Okazało się, że wszyscy gdzieś uciekli! Zostawili mnie! Mnie? Chciałem popaść w rozpacz niczym jakaś 13-latka, którą rzucił chłopak.
-Jeff, słuchaj, pamiętasz, co się wczoraj wydarzyło? - zapytał Tobi drżącym głosem.
-Nieee...
-Nic?
-Nic
Tobi westchnął.
-Pewnie wymazała ci pamięć...
-Ale...czy takiej zdolności nie posiada wujek?
Tobi poprawił gogle, które spoczywały mu na głowie. Czekałem na jego odpowiedź.
-Bo widzisz...
Zamilkł.
-Kim ona jest?
-...
-Czego chce?
-...
-Dlaczego tak bardzo się jej boisz?
Tobi zesztywniał.
-Słyszysz?
-Przepraszam, ale...boję się...
-Dlaczego?
-Bo widzisz...ona nie jest aniołem czy czymś pochądzącym z nieba...
Spojrzałem na niego ze zdwiniem.
-Ona jest...taka jak my...
Zamurowało mnie...
-C-c-coo...?
-Alee...ona...pomaga ludziom....nienawidzi nas...a w szczególności Slender'a
-A-ale dlaczego?!
-Usiądź...opowiem na te pytania...
-Więc...kim ona jest?
-Jest tworem takim jak Slender, lecz wcześniej była człowiekiem.
Wybałuszyłem oczy.
-Że co?!
-To prawda... - odpowiedział z kamienna twarzą.
-Tooo...czego ona chce...
-Pragnie zemsty.
-Na kim?
-Na nas
-Nas?
-Slender'owi, Hoodie'mu, Masky'emu i mnie.
-Dlaczego?
-Bo Slendi zmienił ją w to coś czym jest teraz i zabrał jej najcenniejszą rzecz.
-Ale dlaczego?
-Powody prywatne.
-Jakie "powody prywatne"?
-Nieważne, to chyba już twoje ostatnie pytanie, prawda? Więc ruszajmy w drogę nie możemy tu zostać.
-Ale... - zanim to powiedziałem wstał.
-No chodźmy. - poganił mnie.
Wstałem i zabrałem ze sobą torbę w której był tajeniczy notatnik.
Zacząłem rozmyślać i doszedłem do jednego wniosku.
W tym notatniku znajdę odpowiedź na wiele pytań.
Pamiętnik Jeff The Killer ~05.09.2014r.
Wstałem rano, bardzo rano, bardzo, bardzo rano. Zobaczyłem Tobi'ego siędzącego nad ogniskiem. Jakby tak jakoś pobladł czy cuś. Rozejrzałem się.
-A gdzie reszta? - zapytałem.
Tobi dalej dłubał w ognisku.
-Ej, gdzie reszta?- ponowiłem pytanie.
Tobi podniósł wzrok. Jego oczy, były bez wyrazu, do tego jeszcze podkrążone. Poruszał wargami. Po chwili stracił zainteresowanie mą osobą i zaczął się znów wpatrywać w płomienie.
Pomyślałem, że się źle czuje czy coś.
Oj jak ja się wtedy myliłem...
Postanowiłemsię rozejrzeć za kimś poszukać Jane.
Chcę ją przeprosić za wczoraj. Nie powinienem był do niej w ogóle podchodzić. Przecież chodziła podk*rwiona, a ty do niej polazłeś baranie!
Rozglądałem się, nikogo nie było. Ej, no czyżby o mnie zapomnieli? O mnie? O mojej zajebistości i w ogóle? Nie, to musi być żart!
Wróciłem w miejsce gdzie siedział "nawiedzony" Tobi.
Tym razem dało się usłyszeć, to co mówił.
Ona nas widzi,
Ona nas słyszy.
Bacznie się nam przygląda.
Wychyla się zza cienia.
Ona nas zabija.
Uciekam,
Nic to nie daje,
Biegnę,
lecz dawno zauważyłem, ze w miejscu.
Spojrzałem na Tobi'ego. Szturchnąłem go w ramię.
-E, stary, wszystko w porządku?
Tobi się ocknął. Jakbym go właśnie obudził z koszmaru.
-Nie...nic nie jest w porządku...
-A gdzie reszta? - zapytałem.
Tobi dalej dłubał w ognisku.
-Ej, gdzie reszta?- ponowiłem pytanie.
Tobi podniósł wzrok. Jego oczy, były bez wyrazu, do tego jeszcze podkrążone. Poruszał wargami. Po chwili stracił zainteresowanie mą osobą i zaczął się znów wpatrywać w płomienie.
Pomyślałem, że się źle czuje czy coś.
Oj jak ja się wtedy myliłem...
Postanowiłem
Chcę ją przeprosić za wczoraj. Nie powinienem był do niej w ogóle podchodzić. Przecież chodziła podk*rwiona, a ty do niej polazłeś baranie!
Rozglądałem się, nikogo nie było. Ej, no czyżby o mnie zapomnieli? O mnie? O mojej zajebistości i w ogóle? Nie, to musi być żart!
Wróciłem w miejsce gdzie siedział "nawiedzony" Tobi.
Tym razem dało się usłyszeć, to co mówił.
Ona nas widzi,
Ona nas słyszy.
Bacznie się nam przygląda.
Wychyla się zza cienia.
Ona nas zabija.
Uciekam,
Nic to nie daje,
Biegnę,
lecz dawno zauważyłem, ze w miejscu.
Spojrzałem na Tobi'ego. Szturchnąłem go w ramię.
-E, stary, wszystko w porządku?
Tobi się ocknął. Jakbym go właśnie obudził z koszmaru.
-Nie...nic nie jest w porządku...
czwartek, 20 listopada 2014
Pamiętnik Jane - 4.09.2014r.
Na prawdę, wybaczcie, że tak długo nic nie dodajemy i akcja trochę stoi w miejscu. Staramy się jak możemy, ale nie jest łatwe w ciągu tygodnia wejść na komputer, kiedy cię rodzic kontroluje. Na pewno wiecie o czym mówię. Dziękuję w imieniu nas wszystkich za tyle wejść i komentarzy, życzenia z weną również się przydadzą :) A teraz zapraszam do czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeff znaleziony, ogólnie wszyscy znalezieni i znowu jesteśmy razem, jak wcześniej. Taaa... chciałoby się. Ukrywamy się po lasach, ja nie wiem kiedy spodziewać się śmierci i kolejne dziwne sny, ale te były jeszcze inne. Nic nie widziałam, Za każdym razem jedynie ciemność. A potem słyszałam lekko zachrypnięty kobiecy głos, który mnie nawoływał, po imieniu lub po prostu "chodź, chodź do mnie". Może bym nawet sprawdziła gdzie mam iść, ale nie mam jak. Uznałam, że śmierć nadchodzi dużymi krokami i wcale nie jest facetem tylko kobietą. Jestem "lekko" poddenerwowana. Każdy by był na moim miejscu. Najwyższy mi nie powiedział kiedy trucizna zacznie działać, ale spodziewam się, że idealnie akurat gdy ostateczna bitwa się zacznie ja wykituję. Siedziałam zamyślona, aż usłyszałam czyjś głos. Wyrwał mnie z moich zamyśleń. Trochę się wystraszyłam, nie powiem. To był Jeff. Próbował się dowiedzieć co mi jest, ale jak już mówiłam jestem dzisiaj lekko poddenerwowana, więc miła i kulturalna rozmowa zamieniła się w kłótnie i to szybko, rekordowo. Wszystko mnie dzisiaj wpieniało, sorry taka się urodziłam. Postanowiłam ochłonąć, więc poszłam na strumyk. Na szczęście tamci mają trochę logiki i zatrzymaliśmy się gdzieś w pobliżu wody i miałam blisko. Usiadłam na skalistym brzegu. Po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić, a nie chciałam jeszcze wracać. Fakt, mogłam tak nie naskakiwać na Jeff'a. Ale sobie zasłużył! Czy nie...? Sama już nie wiem. Mam wrażenie jakbym była w rozsypce, jakby czegoś brakowało. Na pewno był to dom, gdzie każdy z nas był bezpieczny i spędzaliśmy wspólnie wspaniałe chwili. Dlaczego do kurdy nędzy akurat jak my żyjemy musiało zacząć się polowanie?! Są one co jakieś sto lat, a trafiło na nas. To niesprawiedliwe. Uznałam jednak, że użalanie się nad sobą nie pomoże. Z nudów zaczęłam wrzucać kamienie do strumienia, gdy znów usłyszałam ten głos. Nigdy jeszcze to się nie zdarzyło na jawie, więc była zaskoczona jak i wystraszona.
-Chodź do mnie, no chodź.
Wstałam szybko i pomaszerowałam do obozu. Pierwsza zasada lasu jaką przedstawił wujek to: Nie idź nigdzie gdzie wołają, chyba że jesteś pewny, że to osoba, której nie musisz się obawiać. Nie wiem kim jest ta kobieta, ale na pewno jest czego się obawiać. Poza tym zmartwił mnie fakt, że wołała mnie w rzeczywistości, a nie we śnie. Miałam wrażenie, że jest blisko. nie widziałam jej, ale byłam niemal przekonana, że obserwuje mnie. Przyśpieszyłam kroku w końcu docierając do naszego obozu. Odczułam lekko ulgę. Miałam nadzieję, że z nimi nic mi się nie stanie. Z tym przekonaniem cały dzień udawałam, że wszystko jest dobrze. Nie chciałam im na razie mówić. Uznałam, że mają już zbyt wiele zmartwień. No i jeszcze miałam wrażenie, że ona goniła mnie, tylko mnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeff znaleziony, ogólnie wszyscy znalezieni i znowu jesteśmy razem, jak wcześniej. Taaa... chciałoby się. Ukrywamy się po lasach, ja nie wiem kiedy spodziewać się śmierci i kolejne dziwne sny, ale te były jeszcze inne. Nic nie widziałam, Za każdym razem jedynie ciemność. A potem słyszałam lekko zachrypnięty kobiecy głos, który mnie nawoływał, po imieniu lub po prostu "chodź, chodź do mnie". Może bym nawet sprawdziła gdzie mam iść, ale nie mam jak. Uznałam, że śmierć nadchodzi dużymi krokami i wcale nie jest facetem tylko kobietą. Jestem "lekko" poddenerwowana. Każdy by był na moim miejscu. Najwyższy mi nie powiedział kiedy trucizna zacznie działać, ale spodziewam się, że idealnie akurat gdy ostateczna bitwa się zacznie ja wykituję. Siedziałam zamyślona, aż usłyszałam czyjś głos. Wyrwał mnie z moich zamyśleń. Trochę się wystraszyłam, nie powiem. To był Jeff. Próbował się dowiedzieć co mi jest, ale jak już mówiłam jestem dzisiaj lekko poddenerwowana, więc miła i kulturalna rozmowa zamieniła się w kłótnie i to szybko, rekordowo. Wszystko mnie dzisiaj wpieniało, sorry taka się urodziłam. Postanowiłam ochłonąć, więc poszłam na strumyk. Na szczęście tamci mają trochę logiki i zatrzymaliśmy się gdzieś w pobliżu wody i miałam blisko. Usiadłam na skalistym brzegu. Po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić, a nie chciałam jeszcze wracać. Fakt, mogłam tak nie naskakiwać na Jeff'a. Ale sobie zasłużył! Czy nie...? Sama już nie wiem. Mam wrażenie jakbym była w rozsypce, jakby czegoś brakowało. Na pewno był to dom, gdzie każdy z nas był bezpieczny i spędzaliśmy wspólnie wspaniałe chwili. Dlaczego do kurdy nędzy akurat jak my żyjemy musiało zacząć się polowanie?! Są one co jakieś sto lat, a trafiło na nas. To niesprawiedliwe. Uznałam jednak, że użalanie się nad sobą nie pomoże. Z nudów zaczęłam wrzucać kamienie do strumienia, gdy znów usłyszałam ten głos. Nigdy jeszcze to się nie zdarzyło na jawie, więc była zaskoczona jak i wystraszona.
-Chodź do mnie, no chodź.
Wstałam szybko i pomaszerowałam do obozu. Pierwsza zasada lasu jaką przedstawił wujek to: Nie idź nigdzie gdzie wołają, chyba że jesteś pewny, że to osoba, której nie musisz się obawiać. Nie wiem kim jest ta kobieta, ale na pewno jest czego się obawiać. Poza tym zmartwił mnie fakt, że wołała mnie w rzeczywistości, a nie we śnie. Miałam wrażenie, że jest blisko. nie widziałam jej, ale byłam niemal przekonana, że obserwuje mnie. Przyśpieszyłam kroku w końcu docierając do naszego obozu. Odczułam lekko ulgę. Miałam nadzieję, że z nimi nic mi się nie stanie. Z tym przekonaniem cały dzień udawałam, że wszystko jest dobrze. Nie chciałam im na razie mówić. Uznałam, że mają już zbyt wiele zmartwień. No i jeszcze miałam wrażenie, że ona goniła mnie, tylko mnie.
środa, 19 listopada 2014
Pamiętnik Jeff The Killer~04.09.2014r.
ALLELUJA! (pisze osoba będąca w armi szatana...) W końcu zebrałam się by to napisać :D
Tak, tak, wiem, wiem, ale szkoła... nic więcej nie trzeba mówić.
Więc, aby już nie przeciągać zapraszam do czytania~!
~~
Mieliśmy ogarnąć dość spory temat. Lucek wymyślał jakieś taktyki, Jane siedziała jak na szpilkach a Slendi... ej stop, gdzie jest Slendi?
Fakt, znajdowaliśmy się w lesie...ale...
A dobra co się nim przejmuje! Podzszedłem i usiadłem obok Jane, ona tak jakby się wystraszyła.
-Wszystko dobrze? - zapytałem.
-Tak, tak...- odparła pośpiesznie -Wszystko w porządku.
-Na to nie wygląda.
-Nie, na prawdę wszystko ok.
-Tak, tak a wiesz, że śnieg jest różowy, bo sikają na niego morsy.
-Eeej - Jane uśmiechnęła się - to mój tekst.
Uśmiechnąłem się i objąłem ją.
-Łoś, łoś.*
-Jeff...
-Tak
-Zabieraj te śmierdzące łapy! - krzyknęła strącając moje ramie.
-One nie są śmierdzące, one ładnie pachną. - fochnąłem się jak jakaś małolata i wydąłem usta w podkówkę.
-Jeff, wiem, że mogę długo nie pożyć, ale nie wmówisz mi, że mam co nie tak z nosem.
-Nie znasz się. - odwróciłem głowę.
-Kto tu jest babą?!
-Ty...(?)
-Czy to miało być zdanie pytające czy oznajmujące?
-Eeeee... mleko?
-Jeff nie udawaj debila!
-Dobra, no dobra, ale inne dziewczyny ubierają słodziutkie sukienki, pozwalają sie obejmować no i... ten teges
You know, what i mean.
-"Inne dziewczyny" noszą miniówy, standard pół dupki odkryte, pozwalają się macać i dają każdemu facetowi dupy!
-Nie o to mi chodziło!
-Jak szukasz sobie takiej dziewczyny to idź do jakiego kolwiek klubu nocnego!
Odeszła oczywiście w swoim świętym oburzeniu. "To ja mam zawsze racje. Ty nie masz nic do powiedzenia. Twoje zdanie mam wiesz gdzie. "
Postanowiłem iśc i posłuchać Lucka. Już miałem zrobić wejście smoka, ale powstrzymałem się.
-Mamy tak po prostu ją zostawić?
-Ona ściąga na nas NIĄ!
-I co z tego? ,Mamy ją zostawić na pewną śmierć?
-Odette... nie możemy jej pomóc.
-Przecież jest antidotum. - odezwał się znajomy mi głos. Tak w tej chwili wkracza osoba, na którą każdy czekał! Bruce Willis? James Bond? Justin Bieber?
Nie,nie,nie o to i wielkiiiii....
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
WUJEK SLENDI!!!!!!!!!!
^
zdrapka, zdrap, aby otrzymać odpowiedz, dla której tak mozolnie zjeżdżałeś w dół.
-Ale bardzo trudno zdobyć składniki, a co dopiero je wykonać.
-To prawda...
-Mistrzu - Tobi! - to jest niebezpieczne...ona będzie podążała jej śladem, a co za tym idzie za nami.
Nastała niezręczna cisza.
-Zgoda, zrobimy to tak jak wy chcecie - to ostatnie słowa jakie usłyszałem zanim odszedłem.
Czy oni..... naprawdę chcą się pozbyć Jane?
Tak, tak, wiem, wiem, ale szkoła... nic więcej nie trzeba mówić.
Więc, aby już nie przeciągać zapraszam do czytania~!
~~
Mieliśmy ogarnąć dość spory temat. Lucek wymyślał jakieś taktyki, Jane siedziała jak na szpilkach a Slendi... ej stop, gdzie jest Slendi?
Fakt, znajdowaliśmy się w lesie...ale...
A dobra co się nim przejmuje! Podzszedłem i usiadłem obok Jane, ona tak jakby się wystraszyła.
-Wszystko dobrze? - zapytałem.
-Tak, tak...- odparła pośpiesznie -Wszystko w porządku.
-Na to nie wygląda.
-Nie, na prawdę wszystko ok.
-Tak, tak a wiesz, że śnieg jest różowy, bo sikają na niego morsy.
-Eeej - Jane uśmiechnęła się - to mój tekst.
Uśmiechnąłem się i objąłem ją.
-Łoś, łoś.*
-Jeff...
-Tak
-Zabieraj te śmierdzące łapy! - krzyknęła strącając moje ramie.
-One nie są śmierdzące, one ładnie pachną. - fochnąłem się jak jakaś małolata i wydąłem usta w podkówkę.
-Jeff, wiem, że mogę długo nie pożyć, ale nie wmówisz mi, że mam co nie tak z nosem.
-Nie znasz się. - odwróciłem głowę.
-Kto tu jest babą?!
-Ty...(?)
-Czy to miało być zdanie pytające czy oznajmujące?
-Eeeee... mleko?
-Jeff nie udawaj debila!
-Dobra, no dobra, ale inne dziewczyny ubierają słodziutkie sukienki, pozwalają sie obejmować no i... ten teges
You know, what i mean.
-"Inne dziewczyny" noszą miniówy, standard pół dupki odkryte, pozwalają się macać i dają każdemu facetowi dupy!
-Nie o to mi chodziło!
-Jak szukasz sobie takiej dziewczyny to idź do jakiego kolwiek klubu nocnego!
Odeszła oczywiście w swoim świętym oburzeniu. "To ja mam zawsze racje. Ty nie masz nic do powiedzenia. Twoje zdanie mam wiesz gdzie. "
Postanowiłem iśc i posłuchać Lucka. Już miałem zrobić wejście smoka, ale powstrzymałem się.
-Mamy tak po prostu ją zostawić?
-Ona ściąga na nas NIĄ!
-I co z tego? ,Mamy ją zostawić na pewną śmierć?
-Odette... nie możemy jej pomóc.
-Przecież jest antidotum. - odezwał się znajomy mi głos. Tak w tej chwili wkracza osoba, na którą każdy czekał! Bruce Willis? James Bond? Justin Bieber?
Nie,nie,nie o to i wielkiiiii....
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
WUJEK SLENDI!!!!!!!!!!
^
zdrapka, zdrap, aby otrzymać odpowiedz, dla której tak mozolnie zjeżdżałeś w dół.
-Ale bardzo trudno zdobyć składniki, a co dopiero je wykonać.
-To prawda...
-Mistrzu - Tobi! - to jest niebezpieczne...ona będzie podążała jej śladem, a co za tym idzie za nami.
Nastała niezręczna cisza.
-Zgoda, zrobimy to tak jak wy chcecie - to ostatnie słowa jakie usłyszałem zanim odszedłem.
Czy oni..... naprawdę chcą się pozbyć Jane?
Subskrybuj:
Posty (Atom)