Tak wiem, że z opóźnieniem to piszę, ale nie moja wina, że Miyoshi pruje jak ruski czołg pod górkę, nie mam pojęcia jak to robi ;____;
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chaos, kompletny chaos. Krzyki, lamenty. Ogień. Noooo, dobra trochę przesadzam. Ja lubię wyolbrzymiać. W skrócie mówiąc: anioły wykryły nasze obozowisko i zaatakowały, znowu... Dlaczego nie staniemy do walki tylko według ich woli teraz spierniczamy? Przecież to bez sensu. Gdzie tu sprawiedliwość? Nie możemy osłabić ich sił? Nie, lepiej unikać gałęzi drzew, kiedy biegnie się na łeb na szyję. Na początku nie mogłam znaleźć nikogo z naszych. Typu wujek, Sally, Jeff, Lucy. Na szczęście po jakimś czasie fanka kucyków sama się do mnie przykleiła, z nią była Lucy, a wujek no to cóż... trochę się wyróżnia z tłumu. Jednak nigdzie nie było Jeff'a. Szliśmy przez las w dużej grupce i wmówiłam sobie, że tylko go nie mogę wychwycić wzrokiem. Ale tak nie było. Upewniłam się. Nigdzie go nie było, na 100%. Co jeśli został tam? Mogło mu się coś stać. Powiedziałam o tym Luckowi. On oczywiście chciał coś zrobić, ale byli ważniejsi od niego... I ci ważniejsi nie mieli zamiaru po jednego wracać. Fakt, że Toby też się zgubił nie pomógł. Dla nich ważniejsze są ich własne tyłki. Miałam nadzieję, że nic im nie jest. Jeśli obydwoje żyją to sobie poradzą. A jeśli nie? A nawet tak nie myśl Jane! Otrząsnęłam się i ruszyłam naprzód, udając, że wszystko jest ok. W końcu dotarliśmy do celu. Luc wcześniej już mówił, że idziemy do głównej naszej bazy, ale... nie spodziewałam się, że będzie taki duży! Myślałam bardziej, że to jakaś leśna wioska, a tu nie, to obóz. Przywitano nas dość oschle i wskazano domki letniskowe nam przydzielone. Tak gdzieś 8 osób na domek, zajebiście, ale w sumie nie spodziewałam się luksusów. Później chciałam się trochę zorientować w tym obozie i spytać kogokolwiek co z fantem zagubionych. Przechodząc usłyszałam kłótnie. Uwierzcie. Jakbym wiedziała czego się dowiem nawet na to nie zwróciłabym uwagi i poszła jak najdalej stąd. Ale ciekawość zwyciężyła. Nie rozpoznałam za bardzo kto mówił, ale nie spodobało mi się to.
-Co z nią robimy?
-Cholera... same problemy, dzięki niej Elise może nas namierzyć.
-Bo jest łącznikiem.
-I nie zmienimy tego!
-Zawsze jest odtrutka.
-Pamiętasz ci się stało ostatnim razem? Połowa z nas zginęła przez tą odtrutkę!
-Ale...
-Żadnego ale. Nie będzie odtrutki, a co do dziewczyny... jeszcze pomyślę.
Zakryłam dłonią usta. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak mogli? Jak można być tak samolubnym?! Przecież każdy ma prawo żyć, a ja mam na to szanse, ale oni ją niszczą... Dlaczego do jasnej cholery?! Byłam wściekła, a zarazem zrozpaczona. Czyli nie ma już dla mnie nadziei? Nie. Nie poddam się, są ludzie, którym jeszcze mogę ufać, no i nie mogę doczekać się miny tamtego gościa jak przeżyję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz