Na prawdę, wybaczcie, że tak długo nic nie dodajemy i akcja trochę stoi w miejscu. Staramy się jak możemy, ale nie jest łatwe w ciągu tygodnia wejść na komputer, kiedy cię rodzic kontroluje. Na pewno wiecie o czym mówię. Dziękuję w imieniu nas wszystkich za tyle wejść i komentarzy, życzenia z weną również się przydadzą :) A teraz zapraszam do czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeff znaleziony, ogólnie wszyscy znalezieni i znowu jesteśmy razem, jak wcześniej. Taaa... chciałoby się. Ukrywamy się po lasach, ja nie wiem kiedy spodziewać się śmierci i kolejne dziwne sny, ale te były jeszcze inne. Nic nie widziałam, Za każdym razem jedynie ciemność. A potem słyszałam lekko zachrypnięty kobiecy głos, który mnie nawoływał, po imieniu lub po prostu "chodź, chodź do mnie". Może bym nawet sprawdziła gdzie mam iść, ale nie mam jak. Uznałam, że śmierć nadchodzi dużymi krokami i wcale nie jest facetem tylko kobietą. Jestem "lekko" poddenerwowana. Każdy by był na moim miejscu. Najwyższy mi nie powiedział kiedy trucizna zacznie działać, ale spodziewam się, że idealnie akurat gdy ostateczna bitwa się zacznie ja wykituję. Siedziałam zamyślona, aż usłyszałam czyjś głos. Wyrwał mnie z moich zamyśleń. Trochę się wystraszyłam, nie powiem. To był Jeff. Próbował się dowiedzieć co mi jest, ale jak już mówiłam jestem dzisiaj lekko poddenerwowana, więc miła i kulturalna rozmowa zamieniła się w kłótnie i to szybko, rekordowo. Wszystko mnie dzisiaj wpieniało, sorry taka się urodziłam. Postanowiłam ochłonąć, więc poszłam na strumyk. Na szczęście tamci mają trochę logiki i zatrzymaliśmy się gdzieś w pobliżu wody i miałam blisko. Usiadłam na skalistym brzegu. Po jakimś czasie zaczęło mi się nudzić, a nie chciałam jeszcze wracać. Fakt, mogłam tak nie naskakiwać na Jeff'a. Ale sobie zasłużył! Czy nie...? Sama już nie wiem. Mam wrażenie jakbym była w rozsypce, jakby czegoś brakowało. Na pewno był to dom, gdzie każdy z nas był bezpieczny i spędzaliśmy wspólnie wspaniałe chwili. Dlaczego do kurdy nędzy akurat jak my żyjemy musiało zacząć się polowanie?! Są one co jakieś sto lat, a trafiło na nas. To niesprawiedliwe. Uznałam jednak, że użalanie się nad sobą nie pomoże. Z nudów zaczęłam wrzucać kamienie do strumienia, gdy znów usłyszałam ten głos. Nigdy jeszcze to się nie zdarzyło na jawie, więc była zaskoczona jak i wystraszona.
-Chodź do mnie, no chodź.
Wstałam szybko i pomaszerowałam do obozu. Pierwsza zasada lasu jaką przedstawił wujek to: Nie idź nigdzie gdzie wołają, chyba że jesteś pewny, że to osoba, której nie musisz się obawiać. Nie wiem kim jest ta kobieta, ale na pewno jest czego się obawiać. Poza tym zmartwił mnie fakt, że wołała mnie w rzeczywistości, a nie we śnie. Miałam wrażenie, że jest blisko. nie widziałam jej, ale byłam niemal przekonana, że obserwuje mnie. Przyśpieszyłam kroku w końcu docierając do naszego obozu. Odczułam lekko ulgę. Miałam nadzieję, że z nimi nic mi się nie stanie. Z tym przekonaniem cały dzień udawałam, że wszystko jest dobrze. Nie chciałam im na razie mówić. Uznałam, że mają już zbyt wiele zmartwień. No i jeszcze miałam wrażenie, że ona goniła mnie, tylko mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz