wtorek, 30 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer~01.09.2014r.

Obudziłem się Obudzono mnie o 4.00.
-Jeff...-usłyszałem przesłodzony głosik. Z trudem otworzyłem oczy. Nade mną nachylała się Nina.
Zerwałem się natychmiast. Na szczęście Nina ma lepszy refleks niż Jane i uniknęliśmy stuknięcia.
-Nina powtarzam ci to tysięczny raz: Nie zbliżaj się zbytnio do mojej twarzy.
Nina zrobiła naburmuszoną minę.
-Nieważne, ruszajmy w drogę. - poinformowałem ją wstając. - Idę coś sprawdzić a jak wrócę to ruszamy.
-Okeeeeeej~!
Co chciałem sprawdzić? Jedną rzecz. Czuje się obserwowany. I to tak bardzo chamsko obserwowany.
Rozejrzałem się i zobaczyłem niebieski promyk światła. Tak niebieski.
Zacząłem się przedzierać przez liście i gałęzie.
Wyszedłem na polankę i zatkało mnie. Stała tam ta sama postać. Trzymała w łapach jakiś notatnik. Chciałem cokolwiek zrobić, ale byłem zbyt oszołomiony tym co zrobiła owa postać.
Położyła ona ten notatnik na ziemi i spojrzała na mnie. Odeszła od książki i spojrzała na mnie. Jej wzrok mówił "Weź to". Potem zniknęła. Lampiłem się w owy notatnik. Po chwili jednak postanowiłem go wziąć. Przyglądałem mu się przez chwilę. Wyjąłem wystający papierek z notatnika. Był tam najwyraźniej wetknięty. Spojrzałem na świstek papieru. Był to rysunek. Na owym rysunku widniało dziecko, a za dzieckiem wysoka, ciemna postać.
-Jeff! - usłyszałem krzyk Niny i szybko schowałem notatnik.
Odwróciłem się. Właśnie przedzierała się przez gałęzie.
-W końcu cię znalazłam, ruszamy?
Kiwnąłem głową. Nie byłem w stanie wydusić ani jednego słowa.

Gdy tak szliśmy głowę zaprzątały mi dwa pytania.
"Kto jest autorem tego rysunku?" i "Kim są osoby przedstawione na obrazku?".

Troszkę informacji

Przepraszam, że nie jeszcze nie ma tych kart historii, ale Miyoshi nie było przez kilka dni w domu. Naprawdę przepraszam za to i pierwsza karta historii pojawi się w piątek!
<Wiwaty!!!>

W związku, że nasz blog ma coraz więcej wyświetleń chcemy go jakoś ulepszyć i odświeżyć. Co byście powiedzieli o zmianie skórki bloga? A może jakieś ankiety? Nowe zakładki? Fanpage?

Jeśli spodobałby się wam ten pomysł to zapraszamy do komentowania tego posta!

                                                                                                            ~Miyoshi

~~~
PAMIĘTAJ! Doceń pracę autora bloga i zostaw po sobie ślad w postaci komentarza.
Dla ciebie to zaledwie dwa zdania, dla nas to ogromna motywacja <3

niedziela, 28 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 31.08.2014r.

Dobra, udało mi się skontaktować z Lory. Jeśli chodzi o ucieczkę najlepiej będzie podczas przerwy obiadowej. Wtedy nawet straż ma wolne. Cóż za brak organizacji. Muszę zdobyć klucze do celi (nie było to trudne), poinstruować Jeff'a jak ma iść, gdzie i kiedy. No i dostatecznie szybko wrócić na obiad żeby nie padły na mnie podejrzenia. Z grubsza wydaje się łatwe. Gdy wszyscy ruszyli na stołówkę, ja orześlizgnęłam się niezauważalnie do lochów. Weszłam do celi. Jeff siedział wzrucony do ściany i opierał o nią głowę. Czyżby odosobnienie źle mu zrobiło. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia. Odwrócił się natychmiastowo i zamachnął się. Udało mi się wyminąć.
-Spokojnie! To tylko ja.
-Sorry, nie przyzwycziłem się do twojego wyglądu.
-Jeff... Wszystko ok?
-Tia po prostu nie przywykłem do tego klimatu. Nie spałem całą noc i jeszcze Alex za drzwiami fałszowała.
Aż mi się go szkoda zrobiło. No ale trzeba go wygonić póki czas.
-Dobra, jest teraz przerwa. Możesz wiać. Musisz wyjść z podziemi i przejść koło sypialń, na prawo. Tam jest wyjście awaryjne.
Mam nadzieję, że wszystko załapał, bo nie przespana noc w tym mu nie służy.
- A i jeszcze twoje rzeczy, które ci skonfiskowali.
Podałam mu je. Kilka noży, no ba, jakieś duperele i ta walizka od Alfreda. Szczerze to myślałam, że to wywali, ale jednak nie. Zadziwiające.
-Dobra a ty?
Nie przewidziałam co ze mną...
- Na razie nie powinnam się stąd ruszać, w tym stanie.
No bo nie wiadomo jak przyjmą mnie, nie? Poczekam aż coś wymyślimy i wrócimy do swoich ciał. Nagle poczułam czyjąś, a raczej Jeff'a rękę na głowie.
-Ok, ale masz na siebie uważać.
Poklepał mnie po mojej pustej makówce i ruszył. Znikał właśnie za zakrętem kiedy ja w drugą stronę kierowałam się na stołówkę. Gdy doszłam zaczepił mnie jeden, eee zapomniałam jak się nazywa.
-Najwyższy po przerwie prosi cię do gabinetu.
Podziękowałam i zamarłam. Czego ode mnie chce? Gdy usłyszałam dzwonek, tak tutaj mają dzwonki na posiłki, pragnęłam nagle zniknąć. Ale świat nie jest idealny no i musiałam tam pójść. Zapukałam. Gdy usłyszałam pozwolenie na wejście, nacisnęłam klamkę. Stałam na środku jak ten debil i czekałam co mi powie ten Najwyższy.
-Usiądź panno McGaver-nazwisko Lory- a może raczej panno Arkensaw.
Jak ja nienawidzę jak ktoś do mnie mówi "panno...". Chwila, moment! Czy on powiedział Arkensaw?! Przecież nie używam tego nazwiska. Nie no ja tam je uznaję, ale większość się nie pierdoli i jestem The Killer. Ale Jane, ogarnij się. Facet właśnie mnie uświadomił, że zostałam rozgryziona.  Fuck! Teraz tylko powoli do wyjścia. I właśnie się ogarnęłam, że ten zgrzyt co słyszałam jak weszłam to zgrzyt kluczyka w zamku.
- Nic ci nie zrobię... Jeszcze.
Wstał zza biórka. I pociągnął za jakiś obraz. Ściana się nagle osunęła i ukazało się jakieś przejście. Wszedł i wskazał, żebym poszła za nim. No i poszłam, bo co miałam zrobić? Było tam zimno jak w psiarni. Nagle usłyszałam coś.
-Pomocy!
-Moje dzieeeecko.
-Boję się...
Takie i inne szepty, krzyki i lamenty dało się wyłapać idąc tym korytarzem czy co to było.
-Mój poprzednik zginął na ostatnim polowaniu-zaczął ten Najwyższy.
Ale po co on mi to mówi? Znowu jakieś głupie historie.
-Został zabity przez waszego Najsilniejszego, ale Najwyższy jemu również zadał śmiertelny cios.-przerwał-to co teraz słyszysz to dusze zmarłych osób, które nie mogą stąd odejść. Na ziemi trzymają je ukochane osoby, które jeszcze żyją lub inne ważne sprawy. Jak myślisz ile twoich przyjaciół tu trafi? A może ty sama?
Nie spodziewałam się tego. Normalnie aż się przestraszyłam. Cofnęłam się. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Zemdlałam.
   Obudziłam się, patrzę a nade mną pochyleni są Kyo i Lucek.
 Jak? Nie żebym się nie cieszyła, ale jak?
-To ty Lory? - czyli już wiedzieli o niej. No cóż... Ja też nue byłam idealna.
-A węże mają kolana?
-Jane!-ucieszyli się (no ja myślę!).
Przybili sobie piątki. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nich.
- Nareszcie normalni ludzie! - krzyknęłam rozradowana.

Pamiętnik Jeff The Killer~31.08.2014r.

Nie spałem przez całąąąą noc! Czyja to wina? Alex. Gadała do mnie przez całą noc i kazała mi śpiewać. Uprzedzę wasze pytanie. Tak, była troszkę upita.

-Hej, Jeff...śpiewaj ze mną "Wina, wina, wina dajcie..."

Za każdym razem waliłem głową o ścianę. Wiecie co? Mają tu bardzo solidne ściany.
Ale wracając do tematu. Chyba nie wytrzymam w tej celi ani godziny dłużej.
Żeby zabić czas waliłem głową o ścianę.
Nagle ktoś mnie złapał za ramię. Nieeee! To pewnie Alex!!!!!
Chce mnie zabrać na karaoke!!!!!!!!!!!!!
Odwróciłem się. Fiuuu...to nie Alex, ale, zaraz, zaraz... to kolejna dziewoja zawitała w mojej celi!
-Spokojnie! To tylko ja.
-Sorry, nie przyzwyczaiłem  się do twojego wyglądu.
-Jeff... Wszystko ok?
-Tia po prostu nie przywykłem do tego klimatu. Nie spałem całą noc i jeszcze Alex za drzwiami fałszowała.
Teraz w koszmarach będę widział śpiewającą Alex.
-Dobra, jest teraz przerwa. Możesz wiać. Musisz wyjść z podziemi i przejść koło sypialń, na prawo. Tam jest wyjście awaryjne.
Eeee... ok. Czyli... Jane, rozrysuj mi mapkę!
- A i jeszcze twoje rzeczy, które ci skonfiskowali.
Podała mi jeszcze moje SKONFISKOWANE rzeczy. Noże, walizka...
-Dobra a ty? - zapytałem.
- Na razie nie powinnam się stąd ruszać, w tym stanie.
Jane, uważaj na siebie, proszę.
Poklepałem ją po głowie i ruszyłem w stronę drzwi wyznaczonych przez Jane.
Wyszedłem z budynku i zacząłem biec. W końcu trafiłem do...lasu. No k*rwa!
Tylko Jeff potrafi się wpi*rdolić w paszczę lwa!
Ok zignorowałem ten fakt. Chociaż trudno go zignorować...
Ale patrzmy na plus, Jeff ma spacerek po lesie!
Krok za krokiem... i w pewnym momencie słyszę szelest. Przystaję.
Nagle ktoś na mnie naskakuje i zasłania mi oczy.
-Zgadnij kto to. - odezwał się znany mi głos.
-Nina?!
Odwróciłem się. WOW.
Wyglądała...interesująco. Miała na sobie strój pokojówki z przykrwawionym fartuszkiem.
Już widzę w tym stroju Jane.
-Jeff, co tu robisz? - zapytała słodziutkim głosikiem.
-Ja?! Powinienem zapytać się o to ciebie...
Nina zrobiła krok w moją stronę. Ja zrobiłem krok do tyłu. Tak jakoś zrobiliśmy parę kroków i co? Jeff jest pod ścianą (drzewem?). Nina przybliżyła się do mnie.
-Jeff...wiesz o wszystkim prawda?
Kiwnąłem głową.
-Wiesz o tym, że szanse Jane na przetrwanie wynoszą 37%, prawda?
-Nina!
-Skoro nie będzie Jane, zostaniemy tylko my.
-Nina!
-Prawda Jeff?
Nina się przybliżyła obejmując mnie. Byłem w wielkim szoku.
Po chwili się ogarnąłem i odepchnąłem Ninę.
Nina spojrzała na mnie. Miała minę zbitego psa.
-Jeff...
-Zrozum, że nie. To co mówiłem kiedyś, nie jest aktualne TERAZ. A poza tym ty gdzieś na długi czas zniknęłaś.
-To długa historia...
-To mi ją opowiesz.
-Dobrze, tylko rozbijmy obóz.
I tak oto cały wieczór przegadałem z Niną. Interesujące, prawda?

wtorek, 23 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer~30.08.2014r.

Obudziłem się. Pierwsze co zobaczyłem to twarz Alex.
-Witaj panie Woods.
-O kurwa... - powiedziałem sobie pod nosem.
-Mówiłeś coś panie Woods?
-Nie, nie, nic...
Kobieta uśmiechnęła się. Luźne kosmyki jej blond włosów (które nie były spięte w wysokim koku) opadały na moją twarz.
Taaaa... wystarczą zaledwie DWA dni a Jeff ma przesrane.
-Teraz przewieziemy pana do wyznaczonego pokoju.  - mówiąc to wstrzyknęła mi coś. Po chwili zrobiłem się bardzo senny. Taaak, już wiadomo czym to COŚ było.

Obudziłem się na wózku inwalidzkim. Byłem przypięty. Alex zawiązała mi oczy.
Poczułem, że ruszyliśmy. Przez caaalusieńką drogę musiałem słuchać pierdolenia tej głupiej policjantki.
Po pewnym czasie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
Alex rozwiązała mi oczy.
-Oto twój nowy pokój. - oświadczyła mi.
Po chwili przyszło dwóch mężczyzn, którzy mnie przypięli do sufitu.
-Panie Woods...- Alex podeszła do mnie - tym razem się panu nie uda.
-Pożyjemy, zobaczymy...
Alex uśmiechnęła się.
-Zobaczymy jak długo...
Po tych słowach wyszła.
Kiedy tylko Alex ulotniła się z pokoju zacząłem się szamotać. Próbowałem się przecież uwolnić!
Gdy tak dyndałem nie miałem poczucia czasu.

-To nic nie da.- odezwał się jedwabny głos za mną.
Przestałem się szarpać i PRÓBOWAŁEM się rozejrzeć, ale, no wiecie, trochę TRUDNO.
Stanęła przede mną dziewczyna o krótkich blond włosach i błękitnych oczach.
-Czego?-warknąłem do nieznajomego/ej. No wiecie, tutaj jest dużo osobników, u których trudno określić płeć. Ni, to facet, ni baba.
-Miałam się od ciebie kilku rzeczy dowiedzieć.- odpowiedziała dziewczyna.
-I myślisz, że ci coś powiem?
Blondyna odkręciła mnie i pokazała mi różne (śliczne *w*) narzędzia tortur.
-Widzisz te ostre rzeczy tam. Jak mi nic nie powiesz będę musiała tego użyć.
Ej, ale na mnie?
-I tak nic nie powiem.- rozumiesz? Czy mam ci to przeliterować? Jak się uprę to nie ma mocnych!
-A może cię po prostu zabiję? Weźmiemy sobie kogoś bardziej skorego do rozmów.
Dziewczyna się zamachnęła. Dlaczego taka słodka dziewczynka miałaby kogokolwiek zabić!
-Nie możesz tego zrobić. Ktoś na mnie czeka! - krzyknąłem.
Blondynka zatrzymała się.
-Co?-zapytała.
-Mówię, że ktoś na mnie czeka, może tylko jedna, ale najważniejsza osoba. - odpowiedziałem.
-Niby, która?
-Tego nie muszę ci mówić.- odwróciłem głowę. Taki FOCH FOREVER na 5 sekund.
-Czyżby ci chodziło o naszego łącznika?- zapytała
-Skąd ty... - to jest podejrzane, ona za dużo wie! Wiedźma! Na stos ją!
-A bo wiesz pomyliło mi się wczoraj i ją przypadkiem zabiłam.
-Co?! >CENZURA i to taka porządna> będziesz gnić w piekle! - zacząłem się szarpać jakby mną szatan miotał. Dziewczyna po chwili odczepiła ten łańcuch na którym dyndałem. Upadłem na ziemię (grawitacja? O.o). Blondynka spojrzała mi w oczy.
-Dzięki, że się o mnie martwisz, ale ja żyję, kaszalocie.
Zatkało mnie.
-Kaszalot...? Jane!- usiadłem szybko waląc Jane, eeee, dziewczynę, nie Jane, dobra nieważne, w głowę.
Przetarłem oczy o rękaw. Ja tylko tak sobie, przetarłem...
-Wyglądasz... trochę inaczej.
-Co ty nie powiesz?
-Ale czemu, jak i dlaczego?
-Mnie się nie pytaj, bo sama nie wiem. Jedyne czego jestem świadoma to to że siedzę w ciele naszego łącznika.
-A no wiesz... oni?
-Myślą, że jestem Lory, a u nas myślą, że ona jest mną.
-Dobra, a teraz coś skombinuj, aby mnie stąd wyciągnąć.
-Muszę się skontaktować z Lory. Przez czas mojego myślenia - nie będzie to zbyt szybko... - siedzisz tutaj. Nie znasz mnie, w ogóle pierwszy raz w życiu widzisz.
Kiwnąłem tylko głową.
Jane, chyba tak mogę na nią mówić wyszła. Ja zostałem w tym białym, pustym pokoju.
Sam. To słowo jakby odbijało się od ścian i powracało do mnie.
Sam...

Pamiętnik Jane The Killer - 30.08.2014r.

Obudziłam się o dziwo, następnego dnia. Skąd wiem. Z tego kalendarza z kucykami na różowej ścianie. <ziew>. Chwila moment! Jaki kalendarz?! Jakie kucyki?! Jaka różowa ściana?! Patrzę po pokoju. Wszystko co mogło być różowe to było różowe. Czyżbym trafiła do starego pokoju Lucka u Beatrice? Nie, niemożliwe. Ten pokój jest większy od całej chatki. Wstała i zaczęłam trochę szperać. Spojrzałam w lustro i prawie nie krzyknęłam ze zdziwienia. W lustrze nie odbijała się Jane ani jedna ani druga, tylko jakaś niebieskooka dziewczyna o krótkich blond włosach. WTF?! WTH?! DAFUG?! Dobra Jane spokojnie, to na pewno da się wytłumaczyć. Nie, czekaj. Tego nie da się wytłumaczyć! Panika!
"Kto panikuje?"
Eeeeeee, po raz pierwszy zdarzyło mi się, że gadając do siebie coś mi odpowiedziało.
"Halo, słyszysz mnie?"
-Tak...?-odszepnęłam, bo w końcu nie wiem czy ktoś mnie nie podsłuchuje.
"Nie wiem jak ty, ale mam duży problem, pomożesz mi?"
-No co ty nie powiesz?-właśnie mnie coś oświeciło, mądra Jane-Czyżbyś patrząc w lustro widziała czarnooką brunetkę?
"Skąd wiesz?"
-Bo ja patrząc w lustro widzę blondynkę o krótkich włosach.
"Siedzisz w moim ciele? Ale właściwie czemu? To twoja wina, że nas pozamieniało?"
-Broń Lucyferze. A w życiu.
"Lucyferze? Satanistka!"
-Nie satanistka tylko osoba obdarzona wyobraźnią, wymyślająca nowe powiedzonka i znająca Lucka. A tak w ogóle to Jane jestem."
"Lory..., Dobra ale czemu zamieniłyśmy się ciałami?"
-Nie wiem, musimy mieć ze sobą coś wspólnego.
"Ej co ci się stało w brzuch?"
-A taki jeden dźgnął mnie i pasował na łącznika.
"Jesteś łącznikiem? Ja też."
-Zagadka "co nas łączy" rozwiązana.
"Czekaj, czyli ty jesteś moim wrogiem."
-Zaraz wrogiem. To że każda z nas pochodzi z innego społeczeństwa, nie znaczy że musimy skakać sobie do gardeł. Mieszkam w jednym domu z mordercą moich rodziców i żyje z nim mniej więcej w zgodzie.
"Na serio?"
-Na serio, a teraz ważniejsze pytanie. Co robimy?
"Hmm, myślę, że póki co musimy udawać, że wszystko jest ok, to będziemy bezpieczne."
-Dobra, to powiedz mi o najważniejszych rzeczach, na co powinnam uważać itp, a tak samo tobie.
Po jakimś czasie skapowałam się o co mniej więcej chodzi. Tutaj panuje bardzie wykwinty ustrój. Ehh. Znam najważniejsze osoby. Wiem jak mam się do nich zwracać i jak mam być z zachwania. Lory to moje kompletne przeciwieństwo. Ale myślę, że czuła się tak samo. Nie mogła uwierzyć, że mówimy zdrobniale do Lucka i możemy mu pyskować. Znaczy nie powinniśmy, ale i tak nic z tego sobie nie robi.
-Lory uważaj na siebie a w zasadzie na moje ciało.
"Ty też, ma być w stanie nie naruszonym"
-Tak jest.
Gdy właśnie skończyłam ktoś zapukał do drzwi. Według wskazówek udało mi się dowiedzieć o co kaman i spławić ta osobę. Śniadanie z 10 min. Patrzę na zegarek, a tu 8:50.Lory nie oddaję ci tego ciała. Ubrałam się (ta dziewczyna, nie ma prawie spodni tylko sukienki). Śniadanie było bardzo sztywne. Wszyscy nawet równo żuli! Jak wracałam do pokoju to prawie gleby nie zaliczyłam. Alex (tak rozpoznałam ją) prowadziła więźnia. Więźniem był... Jeff!!! Nie Jane, nie śmiejemy się, to poważna sytuacja. Dobra trzeba coś zrobić. Wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam od Lory potrzebne informacje. Mogę sobie włazić do więźniów kiedy chcę i jak chcę.
"Ale po ci to?"
-Mój przyjaciel tu trafił.
"Zaraz co ty kombinujesz?"
-A co mogę, spróbuje go uwolnić.
"Wiesz, że narażasz mnie?"
-Spokojnie, mam swój honor. Jak się nie uda to przyznam się, że nie jestem tobą.
"Dziękuje i powodzenia."
Poszłam do tych cel. Na straży stała Alex. Dobra, tak jak cię uczyła Lory.
-Chcę porozmawiać z więźniem.
-Oczywiście.
Przepuściła mnie. Otworzyła drzwi od celi. Odwróciłam się.
-Możesz odejść.
Skinęła głową i poszła. Jane ma władzę >:D. Jeff wisiał do góry nogami i próbował się uwolnić. Czas kogoś postraszyć <muhahaha> . Pod ścianą leżały różne narzędzia tortur. Zapamiętać. Jak już skończę to muszę go uwolnić jak najszybciej. Podeszłam, wzięła swoją ulubioną zabawkę czyli ładny (grawerowany!) nóż.
-To nic nie da.- w końcu powiedziałam.
Jeff przestał się szarpać i próbował znaleźć źródło dźwięku, ale za bardzo nie mógł się odwrócić. Ułatwiłam mu zadania i stanęłam przed nim.
-Czego?-odwarknął.
-Miałam się od ciebie kilku rzeczy dowiedzieć.-odpowiedziałam z szatańskim uśmiechem.
-I myślisz, że ci coś powiem.
Odkręciłam go aby miał look na to całe żelastwo.
-Widzisz te ostre rzeczy tam. Jak mi nic nie powiesz będę musiała tego użyć.
Przełknął ślinę.
-I tak nic nie powiem.-uparł się.
-A może cię po prostu zabiję? Weźmiemy sobie kogoś bardziej skorego do rozmów.
Gdy się zamachnęłam krzyknął:
-Nie możesz tego zrobić. Ktoś na mnie czeka!
Oczywiście miałam się zatrzymać, ale zrobiłam to wcześniej niż planowałam.
-Co?-jedyne co wydobyłam z siebie.
-Mówię, że ktoś na mnie czeka, może tylko jedna, ale najważniejsza osoba.
-Niby, która?
-Tego nie muszę ci mówić.-i odwrócił głowę.
-Czyżby ci chodziło o naszego łącznika?-Jane i wyciąganie prawdy >:D.
-Skąd ty...
-A bo wiesz pomyliło mi się wczoraj i ją przypadkiem zabiłam.
-Co?! <łańcuszek dłuuuuuuuuuuugich przekleństw> będziesz gnić w piekle!-i zaczął się szarpać na wszystkie strony..
Kurde wryło mnie. Nie wiedziałam, że aż tak zareaguje. Trzeba będzie to odkręcić. Najpierw go trochę uspokoić. Tak więc odczepiłam go od łańcucha. Spadł na ziemię. Ukucnęłam na jego głową i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Dzięki, że się o mnie martwisz, ale ja żyję, kaszalocie.-kaszalot słowo klucz XD.
-Kaszalot...? Jane!-usiadł szybko przy okazji waląc swoją łepetyną w moją, ale jakby sobie z tego nic nie robił (w odróżnieniu ode mnie).
Zaczął przecierać oczy o rękaw. Czyżby mu się pociły. Gdy trochę rozgarnął sytuację.
-Wyglądasz... trochę inaczej.
-Co ty nie powiesz?
-Ale czemu, jak i dlaczego?
-Mnie się nie pytaj, bo sama nie wiem. Jedyne czego jestem świadoma to to że siedzę w ciele naszego łącznika.
-A no wiesz... oni?
-Myślą, że jestem Lory, a u nas myślą, że ona jest mną.
-Dobra, a teraz coś skombinuj, aby mnie stąd wyciągnąć.
-Muszę się skontaktować z Lory. Przez czas mojego myślenia - czyli długo XD - siedzisz tutaj. Nie znasz mnie, w ogóle pierwszy raz w życiu widzisz.
Ten tylko pomachał głową na zgodę. Musiałam potem załatwić sobie całkowitą władzę nad więźniem u Alex i wróciłam do pokoju. Nie mogłam skontaktować się z Lory, więc się trochę wystraszył. Ale po jakimś czasie okazało się, że już spała. O 20. Ona się zdemaskuje jak nic. Ale dobra. Na dzisiaj odpuściłam sobie wielkie ucieczki i po jakimś czasie też poszłam spać.

poniedziałek, 22 września 2014

Szkice,rysunki i komisy

Hej kochani od kilku dni zastanawiamy się czy nie stworzyć stronki na blogu z naszymi rysunkami z creepypasty.
Będą to rysunki jak i zabawne jak i hmmm ,,normalne,realistyczne".
Jeżeli chcecie aby coś takiego powstało to pozostawcie po sobie ślad ;) :)
Pozdrawiają ~ Bloggerki :* ^^

niedziela, 21 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 29. 08.2014r.

Obudziliśmy się koło południa. Już wiadomo, że to Lucek stoi za budzeniem o 8:00. Wykreślamy z listy podejrzanych. Wszyscy dość nie przytomni, a ja szczególnie. Zjedliśmy śniadania bardzo skromne.  
-Zbieramy się. -oznajmił po jakimś czasie Lucek.
-Że niby gdzie.-Kou był tak samo zdziwiony jak ja.
-Doooo... takiej Beatrice.
-A po co do niej?-chcę wiedzieć na czym stoję.
-Sprawdzić czy twoje sny to wizje czy to z tobą jest coś nie tak.
Moja ulubiona czynność? Kopanie po kostkach. Tyle, że Lucka kopnęłam tak mocno, że kulawił jeszcze kilka dni trochę. Dobra wracając do tej Beatrice. Mieszkała w małej rozlatującej się chatce w najciemniejszej części lasu daaaaaaaaaaaaaaaleko od naszej kwatery. Jak zwykle, nie? Zapukaliśmy. Otworzyła nam kobieta, hmmm wyglądała na 40, wysoka i ładna. Powiedziałabym, że nawet normalna, gdybym przypadkiem nie zauważyła wystroju domu z nią. Wszystkie możliwe wnętrzności spreparowane i leżące ładnie w gablotkach. Popatrzyła na nas chwile, ale najdłużej utkwiła wzrok w Lucku. Nagle jej twarz się rozpromieniła.
-Lucusiu mój kochany. Lucianku!-krzyczała rzucając się na <pauza na chwile śmiechu dla Jane> Lucianka i go całować po policzkach-Ile to ja już cię nie widziałam! Kilka setek chyba.
-Lucek o co tu chodzi?-wiecie, podobnie jak wy, też nic nie czaję.
-To jest Baetrice. Tak jak dla ciebie Slender jest opiekunem tak ona była dla mnie.
Moment. Lucek miał opiekuna. To znaczy, że Lucek był kiedyś młody. Przegrzanie mózgu. Kobieta zaprosiła nas do środka. Rozsiedliśmy się. W sumie ja nie. Wolałam postać. Nie wiadomo z czego te krzesła. Beatrice wróciła z ciasteczkami i herbatą.
-Twoje ulubione Lucianku.-pogłaskała go po głowie i wepchnęła mu brutalnie kilka ciasteczek.
Dla bezpieczeństwa odsunęłam się. Ona również usiadła. Lucek po chwili dopiero uporał się z ciastkami. Wyglądał jak chomik. Popił szybko herbatą. Westchnął.
-Musimy prosić cię o pomoc Beatrice.
-Ty mnie Lucianku? Już nie pamiętam kiedy ostatni raz prosiłeś mnie o przysługę. Długo nie mieliśmy kontaktu.-ciekawe dlaczego.
Mina Lucka spoważniała. Teraz zaczyna się ta gorsza część.
-Lucusiu, dziwnie wyglądasz. Brzuszek cię boli. Ojejku zaraz przyniosę herbatkę z melisy!-już miała ruszyć do kuchni, ale ją zatrzymał.
-Nic mi nie jest. Tu chodzi a łącznika.
-Chryste Panie! Lucianku dźgnęli cię? Pokaz gdzie. Mamusia-?!-pocałuje.
-Nie ja jestem łącznikiem! Tylko ta dziewczyna-dodał ciszej wskazując głową na mnie.
Beatrice popatrzyła się na mnie. Aż mnie ciary przeszły. Jej wzrok zrobił się taki smutny.
-Biedne dziecko...-w końcu powiedziała.
-A ja nie byłbym biedny?-oburzył się Lucuś.
-Ona ma kilkanaście lat, Lucianku. A ty już swoje przeżyłeś.
-Dzięki-naborsuczył się-ale dobra do rzeczy. Chcę abyś sprawdziła czy wizje, które ma to rzeczywiście wizje i czy należy je rozumieć dosłownie.
-Oczywiście Lucusiu. Usiądź kochanie.-powiedziała do mnie i wskazała krzesło, które chciałam ominąć szerokim łukiem, bo było.... dziwne.
Z wielkim trudem, ale usadowił się na tym czymś. Podeszła do mnie i uchwyciła moją głowę w dłonie. Nagle wbiła swoje pazury. Aua! Jej oczy się świeciły. Przez chwile straciłam świadomość tego co się dzieje. Jak się ogarnęłam, wszyscy się na mnie patrzyli. A ja tylko mrugałam jak głupia.
-I co? Pisany mi jest pokój bez klamek?-spytałam, w końcu.
-Nie, to były wizje.-odwróciła się się do Lucka.-Lucianku jest źle. Wizje prawdziwe i dosłowne.
-Dosłowne?!-przeraziłam się
-Dobra, to teraz pozostaje dowiedzieć się jakie to były wizje.-stwierdził Kou.
-Ale... ja nie pamiętam...-no wiem, takie coś powinnam pamiętać i trochę pamiętam, ale nie do końca, a szczegóły mogą być ważne.
-Nie martw się. Mamy swoje sposoby.-zaczął grzebać w torbie, którą wziął-połóż się. Tak będzie najlepiej.
Miałam się położyć na jeszcze dziwniejszej kanapie. Przełknęłam ślinę. Gdy udało mi się pokonać obrzydzenie, podszedł do mnie Kou ze... strzykawką?
-A to po co?
-Nie ma co się bać. To nam pomoże dowiedzieć się co widziałaś. A ty zaśniesz... Na trochę...
-Czekaj na jak długo!?
Ale nie zdążyłam doczekać się odpowiedzi. Wbił igłę, a potem chyba tak jak mówił zasnęła. Ale wiecie. Nie ma to jak głupie sny.Znowu widziałam mamę. Uśmiechała się lekko. Pogłaskała mnie po głowie. Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Nie poczekaj! Zostań... Nie zostawiaj mnie... Znowu... Zniknęła całkowicie w ciemności, a całą resztę pogrążył mrok.

Pamiętnik Jeff The Killer~29.09.2014r.

Obudziłem się w tym cholernym domku. A myślałem, że to tylko sen. Podniosłem głowę. Był wczesny ranek. Cholera, tak bardzo nie chcę mi się wstawać. Naprawdę. Gdybym mógł to najchętniej bym przenocował w tym domku cały tydzień, ale nie mogę. Dlaczego? Bo pozostanie w jednym miejscu przez dłuższy czas to pewna śmierć. Więc tak, wstałem ogarnąłem się i chciałem wyjść. Stać! Spojrzeć na zegarek. 4.49, super! No  normalnie skaczę z radości, ale to pomińmy.
Wyszedłem z domu i spojrzałem na las.
-O bożeee... - westchnąłem i ruszyłem przed siebie.


Szedłem już długi czas. Aby się kompletnie nie zanudzić podziwiałem przyrodę. Dobra, tak naprawdę to myślałem nad pewną rzeczą.
Wszyscy NA PEWNO wspaniale się bawią i wypełniają swoje misję, tylko Jeff spaceruję jak ten debil w lesie.
Gdy tak myślałem wpadłem na coś. Na początku MYŚLAŁEM, że to drzewo.
Ale to COŚ drzewem nie było. Później myślałem, że to wujaszek Slendi.
Spojrzałem w górę.
Cholera to nie był wujek...

To coś gapiło się na mnie. Ale czekaj to  COŚ nie miało oczu. W miejscu lewego oka widniała ogromna rysa. A usta? Można powiedzieć, że to coś uśmiechało się od ucha do ucha. Dosłownie. Jeszcze te "usta" były zaszyte. Owa postać miała włosy na głowie. Roztrzepane włosy były uczesane w koka.
Całe "COŚ" było ubrane w białą, potarganą suknię.
W rękach trzymało notatnik.
Oddech tego czegoś był cholernie głośny.
Stałem i wpatrywałem się w postać. Chciałem cokolwiek zrobić, ale czułem, że ta istota lampi się na mnie. Postanowiłem się powoli wycofać. Tak będzie najlepiej. Krok do tyłu. Wdech. Kolejny krok do tyłu. Wydech. To "COŚ" wydało z siebie dziwny odgłos i złapało mnie. Szarpałem się. Próbowałem się uwolnić. Moją uwagę odwróciło jedno. Czarna maź. Zaczęła oplatać moje nogi, potem tułów, a na końcu zaczęła powoli oplatać moją głowę.
-Słodkich snów, Jeff...
To ostatnie słowa jakie usłyszałem. Potem ciemność. Nie było nic. Kompletnie nic.

sobota, 20 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 28.08.2014r.

Obudziła mnie szamotanina Jeff'a po całym pokoju. Krótkie rozkazy: pakuj się i wypierdzielamy. Ale mi się tak nieee chcę. Dobra po jakimś czasie się zebrałam. Tak włażąc do łazienki patrzę w lustro i... Jak?! Czemu znowu wyglądam tak jak wyglądam. Miałabym więcej czasu na rozmyślanie gdyby nie fakt, że mamy się śpieszyć. Na zewnątrz czekał autokar [?!]. Wywiózł nas nie wiadomo gdzie. Wyrzucono nas z autokaru i oznajmiono, że tu się roztajemy i za tydzień na cmentarzu punkt ponownego spotkania. Jeff wziął się za torbę i mnie zawołał. Miałam właśnie ruszyć gdy:
-Jeff, Jane idzie ze mną.
Najpierw takie WHAT? A potem WHY? (Jane i opisywanie). Skończyło się na tym, że Jeff przez tydzień ma przeżyć sam lesie. Powoli zagłębiał się w lesie. Nasuwało się jedno pytanie "Uda mu się i wróci?". Gdy już zniknął całkowicie nie wytrzymałam.
-Czy ty wiesz, że wróci jak najbardziej pokancerowany, aby narobić ci wyrzutów sumienia?-naskoczyłam na Lucka.
-Wiem, ale się mu to nie uda.
-I dlatego nie potrzebnie zrobi sobie krzywdę.
-Jane, Jeff nie jest głupi.
AYFKM?
-Noooo dobra, ale nie jest słaby, wróci.
Ale jak nie do cię zabiję, pamiętaj o tym Lucek. Ta nie przeszło mi to przez gardło. W końcu mam z tym gościem spędzić tydzień. Lepiej nie robić sobie z niego wroga. Wystarczy foch XD. Ja , Lucek i taki Kou mamy kwaterę w lesie, do której leźliśmy pół dnia. Wysiadam. Baterie się skończyły. Tak w zasadzie już wiadomo po co ja Luckowi. Będę królikiem doświadczalnym... yupi... hip hip hura... W sumie jak tylko położyłam się na łóżku, jeśli można to coś tak nazwać. Od razu zasnęłam.
 Byłam w ciemny pokoju. Jedyne światło pochodziło z otwartych drzwi, w których stała ciemna postać. Zaczęła się przeraźliwie rechotać. Zbliżyła się. Próbowałam uciec ale nie mogłam się ruszyć. Panika. No normalnie dopadła mnie panika. Nagle wszystko się rozpadło, oświetlał mnie blask z każdej strony, ale śmiech nie zniknął. Próbowałam coś zrobić jednak teraz jakbym... lewitowałam? W jednej chwili wszytko, a właściwie ja, runęło na ziemię. Mogłam się ruszać. No wreszcie. Ale gdy tylko to zrobiłam poczułam okropny ból, a potem oddech na karku. Szybko odskoczyłam i spojrzałam za siebie. Znów stała tam ta postać, ale było coś jeszcze. Za nią rozgrywała się prawdziwa rzeź. Ludzie, nieludzie, potwory i co sobie zażyczysz mordowały się nawzajem. Krew i flaki malowały krajobraz. Biegali po zgniłych ciałach. Myślałam, że zaraz zwymiotuje. To było okropne. Zaczęłam uciekać. W głąb lasu i to był błąd. Ciemność. Żaden promyk nie miał odwagi wcisnąć się między liście. Ponownie krzyki, a raczej nawoływanie. Nawoływanie mnie. Nie wiedziałam czy iść czy nie. W sumie uświadomiłam sobie jedno. Byłam tak jakby w świadomym śnie. Ruszyłam dalej dochodząc do ładnej polany. Na jej skraju znajdowała się chata. Z tego miejsca właśnie słyszałam wołanie. Pobiegłam tam. Szarpnęłam klamkę, drzwi były otwarte. Otworzyłam je. Weszłam do środka i zamurowało mnie. Tu również wszędzie ciała. Ale ja znam tych ludzi... Ta francuska babka, ten facet w czarnym nawet Lucek. Moment! Odwróciłam. Nie wierzę. Wujek... Jeff... Sally... Lucy... Łzy samowolnie zaczęły. płynąć po moich policzkach. Wybiegłam z domu i zobaczyłam go. Ta ciemna postać to był Najwyższy. "Oto wasz los" powiedział po czym ruszył na mnie z mieczem.             Obudziłam się zlana potem. Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy ŻYWI. Znaczy ta dwójka. Reszta to ja nie wiem. Znacie to uczucie, że ze stresu chce się wam wymiotować. Nie wiem czego się stresowałam, ale witam w klubie. Wyszłam na zewnątrz. Nie będę rzygać w domu. Po niezbyt przyjemnym opróżnieniu żołądka, usiadłam pod jakimś drzewem. Spojrzałam na moje ręce. Trzęsły się jak osiki. Próbowałam się ogarnąć. Oddychałam głęboko i chciałam powstrzymać drgawki. Nie za bardzo wyszło. Nagle coś dotknęło mojego ramienia. Prawie znowu się nie porzygałam, tyle że ze strachu. Za mną stał Jeff [?!]
-Cio tam, Jane się boi?-zapytał z tym swoim wkurwiającym sarkazmem.
-Ciebie tu nie ma.-odwróciłam od niego głowę.
-A może telepatia, nie słyszałaś o tym nigdy?-zaczął latać dookoła.
-Nie uwierzę, że ty też mnie nawiedzasz jak ten Najposrańszy.
-Hmm ciekawa ksywa.
-A teraz mnie uświadom, po co mój mózg cię stworzył.
-Ach tak. Twój mózg kazał ci coś przypomnieć.-stanął na ziemi, przykucnął i spojrzał mi prosto w oczy- Każdy jeśli chce może zmienić swój los.- dał mi pstryczka w czoło i rozpłynął się w powietrzu.
Mózgu, co ty jarałeś, że stworzyłeś Jeff'ową omamę?  No ale w sumie miałeś rację.
 Tak teraz patrząc dookoła zorientowałam się, że je zna tej samej polanie co we śnie. A domek, w którym spaliśmy? Identiko. No i tu pojawia się pytanie. To była wizja czy tylko popaprany sen. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Wróciłam do tego domku. Nie mogłam zasnąć bardzo długo. A gdy się udało, ominęły mnie na szczęście dziwne sny.

Pamiętnik Jeff The Killer~28.09.2014r.

Obudzono nas łomotaniem do drzwi.
-Macie 30 minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Bądźcie przed domem. - krzyknął Alfred.
Wstałem i zacząłem się ubierać. Spojrzałem na Jane. Wyglądała jak dawniej. Więc ja pobiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Blada cera, ciemne włosy i wycięty uśmiech. Ok, czyli wszystko w porządku. Wybiegłem z pomieszczenia i złapałem za torbę. Zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Jeff, co się dzieje?! - zapytała Jane.
-Prawdopodobnie znaleźli nas. - odpowiedziałem jej nie przestając się pakować.
Jane po chwili także chwyciła za jakąś torbę.
Po chwili byliśmy już spakowani i czekaliśmy przed schronem. Stał tam autokar. Dupek stał i pakował bagaże. Wziął także torby od nas (oooo, widzicie? potrafi być miły).
Po chwili Lucek do mnie podszedł i podał mi kanister z benzyną.
-Rozlej to po domu. - nakazał mi. - Szybko!
Pobiegłem i rozlałem benzynę gdzie się dało. Pomagał mi Kyo. Po tym wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do autokaru. Dupek podpalił cały dom. Odjechaliśmy. Z tego co wiem, to czeka nas kilka godzin podróży.



Wysiedliśmy z autokaru.
Lucek stanął przed nami.
-No, to pora się rozstać.- powiedział.
Wszyscy popatrzyli na siebie.
-Każdy idzie w swoją stronę, a później spotykamy się pod cmentarzyskiem. - dodał Dupek.
Kiedy wyjmowałem torby podszedł do mnie Alfred.
-Jeff, słuchaj to kiedyś może uratować ci życie, uwierz mi...
Spojrzałem na Alfreda.Wyjmował coś ze swojej torby. Tym przedmiotem była mała srebrna walizeczka. Otworzył  ją. Znajdowały się w niej różne strzykawki napełnione różnymi płynami.
-Co to? - zapytałem.
-To dla ciebie. Trzymaj to przy sobie. Pamiętaj może uratować ci to życie...
Po tych słowach odszedł. Jakby rozpłynął się w powietrzu, a jego słowa dudniły echem w mojej głowie.
-No to chodź Jane...
-Jeff...- Lucek mi przerwał - Jane idzie ze mną.
3...2...1...
-Co?
-Słuchaj, z tobą nie byłaby bezpieczna...
-Co? - powtarzałem.
-Każdy ma jakieś zadanie, więc się rozdzieliliśmy.
-To jakie mam zadanie? - zapytałem.
-Jeff...ty nie masz zadania. - odpowiedział mi Lucek.
-Wiem, że się powtórzę, ale...CO?
-Twoim jedynym zadaniem jest przetrwać tydzień w lesie.
-W lesie, w którym czeka na mnie ultum ludzi i nieludzi, którzy chcą mnie zabić?
Lucek kiwnął głową.
W tej chwili poczułem się okropnie. Czułem się...niepotrzebny...
Ścisnąłem torbę. Byłem dosyć wkurzony. Pomaszerowałem w stronę lasu.
-Do zobaczenia za tydzień...jeśli przeżyję...
-Jeff, nie mów tak! - krzyknęła Jane.
Nie odwróciłem się. Właśnie wkroczyłem do ciemnego lasu, w którym na każdym kroku mogę zginąć.

Szedłem tak dłuuuuuuuugi czas, aż zobaczyłem domek. Byli w nim ludzie. Hmmm...idealne miejsce do przenocowania. Wślizgnąłem się do domku i pozbyłem się domowników.

Zobaczyłem co jest w lodówce. Do torby spakowałem wszystko co zjadliwe.
Po zaopatrzeniu się poszedłem do salonu. Zobaczyłem TV, które postanowiłem włączyć.
Akurat leciały wiadomości.
"Z ostatniej chwili!
Przy drodze do małego miasteczka Camilton znaleziono dwa ciała. Byli to dwaj młodzi mężczyźni, którzy zostali brutalnie zamordowani. Są to kolejne ofiary brutalnych morderstw. Czyżby kolejne ofiary seryjnego mordercy Jeff'a The Killer'a?"
Po tych słowach wyłączyłem TV.
No oczywiście ZAWSZE WINA JEFF'A!
Ale po chwili coś do mnie dotarło, skoro to ja nie jestem TYM mordercą to kto nim jest?

czwartek, 18 września 2014

Więc tak sorry kochani i wszystkie bloggerki za nie poinformowanie was  że  nie będę  udzielać się na blogu i na stronie slendiego :( Miałam pewne problemy i sprawy które musiałam załatwić ;)
Na razie czekam aż w pamiętniku pisanym przez naszą jedna bloggerke ( pamiętnik Jeff the killer) rozpocznie się akcja gdyż będę tam hmmm ,,potrzebna" do wyrażenia swojej opinii i ogólnie napisania tej akcji ze swojej perspektywy. ;) Dlatego jeszcze raz sorry :3 i mam nadzieje że mi wybaczycie

Sorry Jeff musiałam to wstawić ^^ :3 sweet <3  


 
~~ Slendy 

Trochę nowości i powiewu świeżości!

Heheheheh... pewnie myślisz teraz "Co ta za debilny nagłówek"...

Ok, więc zaczynajmy.

Więc jak się dowiedzieliście z tego jakże oryginalnego nagłówka w najbliższym czasie ulepszymy naszego bloga. A oto krótkie informację na temat naszych planów. Aby wszystko było jasne i czytelne postaram się to napisać jak najlepiej.
~Miyoshi



~~
Jak pewnie już zauważyliście w pamiętnikach pojawia się coraz więcej nowych bohaterów. Tak, więc aby każdy się połapał o co chodzi, ja wraz z Neko postanowiłyśmy, że na blogu zaczną pojawiać się posty z dokładnym wizerunkiem, informacjami oraz historią bohatera bądź bohaterki. Postanowiłyśmy podjąć się takiej pracy, abyście zrozumieli lepiej nasze pamiętniki oraz także inne postacie. Takie historię jakiś bohaterów będą pojawiać się co mnie, więcej tydzień, aby nie namieszać wam w głowie.
~~

To już koniec informacji na dzień dzisiejszy.
A, chciałam jeszcze poruszyć temat komentarzy.
PAMIĘTAJ! Doceń pracę autora bloga i zostaw po sobie ślad w postaci komentarza.
Dla ciebie to zaledwie dwa zdania, dla nas to ogromna motywacja <3

                                                                                          ~Miyoshi

środa, 17 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 27.09.2014r.

Więc pewnie to znacie, ale również wyrażę swoje oburzenie. Jakie potwory budzą ludzi o 8:00? Jak zombie zeszliśmy na to śniadanie. Przy posiłku ktoś do nas dołączył. Wyglądał na nieprzyjemnego typka. Gdy usłyszałam "łącznik" prawie się nie zadławiłam. Czego on ode mnie chce? Pomocy dobrzy ludzie <i dalsze nie interesujące was wycia>. Lucek kazał mi wstać. Nawet ty przeciwko mnie? Przełykając diabelskie nasienie, które chciało mnie udusić, ledwo co stanęłam na nogach. Podlazł do mnie i bacznie się mi przyglądał. A ja jak ten debil stoję i nie wiem co robić. Tylko słucham co gadają. Nawinęło się wyrażenie "nasz łącznik". What? My też dźgamy ludzi, aby mieli porąbane sny? Myślałam, że jesteśmy bardziej cywilizowani. Potem przenieśliśmy się do salonu. Jeff'a wysłano po jakieś pudło. Ten typ był trochę straszny i postanowiłam się ulotnić, a właściwie pójść za Jeff'em i się go o tego gostka dopytać.
Ale trzeba coś wymyślić.
-Em... zapomniałam nakarmić kota... zaraz wracam.- co wy już zapomnieliście o Nyanpirze? Ale ja nie >:D
-Już wiadomo czemu mam alergię.-odezwała się ta babka francuska.
-Taa...-podrapałam się po głowie, a ponieważ nic więcej nie przyszło do głowy po prostu się zmyłam.
Dogoniła Jeff'a na korytarzu. Nie śpieszył się z tym kartonem, oj nie śpieszył. Wyrównałam z nim kroku, a on zlustrowałam mnie.
-Co to za facet?-uprzedziłam jego pytanie "co ty tutaj robisz?".
-No wiesz taki bardzo ważny koleś, jakbyś nie zauważyła. My go nazywamy Najsilniejszym.
-My też mamy takie coś?-facepalm, równość, coś to komuś mówi?
-A czego chce ode mnie?
-Cóż w pierwszej kolejności pewnie masz zdać raport ze swoich snów - moja prywatność naruszona T.T - i raczej też mu chodzi o odtrutkę.
Odtrutka. To słowo wychwyciłam od razu. Jest dla mnie szansa. Taniec radości! Albo nie... Jeff weźmie mnie za wariatkę. Jeśli już nią nie jestem...
-Ej, Jane...-bardziej jęknął niż powiedział.
-Co?
-Zastanawiałaś się kiedyś, co by było gdyby nigdy nie stało się... no wiesz co.- zrobiłam minę typu "a tobie co?".
-Pewnie nie zostałabym żadnym łącznikiem. Nasi rodzice by się zaprzyjaźnili i my pewnie też. Wszystko dalej potoczyłoby się
podobnie ze szczegółem, że bylibyśmy normalnymi ludźmi o niczym nie wiedzący.
-Zaprzyjaźnilibyśmy się i tyle?
-Do czego zmierzasz?
-No bo wiesz, yyy, ja... no tego...-znowu faza "plątający się Jeff"
-Jeff, od jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz. Wszystko, ok?- no bo co? Rzeczywiście dziwny był od jakiegoś czasu. Stój. On zazwyczaj był dziwny.
-No właśnie nie, bo ja...
-Jeff, po prostu powiedz co ci ciąży.
-Ale nie umiem, boję się twojej reakcji. - seio? On się mnie boi? Chyba trafiłam do wyzszych sfer.
-Zmusiłeś mnie do sukienki, gorszej niż wtedy reakcji nie mam.-próbowałam go przekonać.
-Nie, nieważne już.
-Jeff!-za późno. Teraz nie dam ci spokoju.
-No dobra!-lekko sie poddenerwował.
Nawet nie zauważyłam, że dotarliśmy już na ten strych. Kurzu od pyty! Ale odłózmy to na później, bo Jeff ma swoje pięć minut. Wziął wdech i ze świtem wypuścił
powietrze z płuc.
-K..-znowu się zaciął-kocham cię Jane.-stałam w tej chwili jak kołek-kocham cię-powiedział już pewniej-nie wiem jak, czemu i kiedy, ale kocham cię!
Za dużo tego kocham. A miało dojść jeszcze czwarte... z moich ust...Na tą chwilę stać mnie było jedynie na lekki uśmiech.
-Ja też...-w końcu się odezwałam.
Przybliżyliśmy się do siebie. W momencie gdy nasze usta się stykały z dołu dochodziły krzyki: "gdzie do cholery jest łącznik i ten debil". Chyba Alfred. To nas tak
jakby wybudziło i zeszliśmy na dół tłumacząc, że wpadliśmy na siebie po drodze.

Pamiętnik Jane The Killer - 26.08.2014r.

Przepraszam za "drobne" spóźnienie z tym pamiętnikiem, ale... ładna pogoda nieprawdaż.

-*-
Stwierdzam, że śniadania jakie mi tu dają są obrzydliwe. Nie wiem jak tam u nich na tym pięknym stole, ale mam wrażenie, że mi dają z niego resztki... Później Alfred uznał, że mogę już zostać wypuszczona. Taniec radości! Albo nie... będzie mnie brzuch boleć. Było wszytko ok, póki "przypadkiem" nie usłyszałam rozmowy Jeff'a i Alfreda. Chcieli to przede mną ukryć, a rozmawiali pod moimi drzwiami. Brawo. No ale po ich tonie wysnułam, że to coś poważnego i ten facet co mnie nawiedza mówił prawdę. Przyszedł po mnie Jeff. Zwinęłam manatki i wróciliśmy do pokoju. Ach, własne łóżko. No dobra, może nie własne ale i nie szpitalne. Teraz tak myślę. Czy nie powinnam powiedzieć coś na temat tego jego wczorajszego wyznania. No bo jak nić nie powiem to nie wiadomo co se pomyśli, nie? Gdy próbowałam zacząć rozmowę, zmył mnie. W sumie to nawet lepiej, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Gdy znowu wrócił, stwierdziłam, że trza się za poważniejsze tematy. Gdy go uświadomił, że słyszałam rano tą rozmowę zrobił się blady (teraz przynajmniej to widać). Potem zapewnił mnie, że nic mi nie będzie. Ale i tak się bałam. W sumie kto by się nie bał? Jesteś czymś zakażony, odegrasz swoją rolę i umrzesz. Gdzie tu sens? Szczególnie, że mój wiek wcale sędziwy nie jest i mogłabym jeszcze trochę pożyć. Gdy się do siebie zbliżyliśmy do pokoju wpadł Slendi. Wujek, czy ty chcesz żebym na zawał tu zeszła?! A potem krótkie przesłuchanie, które odpowiedzią "nic" udało się zakończyć.

wtorek, 16 września 2014

Jeff The Killer~27.08.2014r.

Przed przeczytaniem...
Przepraszam, że ten pamiętnik jest tak strasznie opóźniony, no, ale jak Sally siedzi koło ciebie, no to pisanie pamiętnik za bardzo nie idzie....
I zapomniałam także dodać do postu "Kim on jest?" napisu <ZAPOWIEDŹ>. Został on już dopisany. Więc to tyle i zapraszam do czytania ^^

~~

Obudziłem się, a przepraszam OBUDZILI MNIE!  Tak, standardowo o 8.00. Standardowo pukaniem do drzwi. Standardowe śniadanie. Tylko tym razem do jadalni weszła osoba.


(Osoba, jak się później dowiemy, zmieni cały bieg tej historii.)
Wszyscy (prócz mnie, Jane, Slendiego itd) wstali.
-Miło cię znów widzieć. - uśmiechnął się Lucek.
-Wzajemnie... - odpowiedział - spojrzał na wszystkich w jadalni - pokażcie mi łącznik.
Wstrzymałem oddech.
"Kim on do cholery jest i co on chce od Jane?".
Lucek znacząco spojrzał na Jane, a później na mnie. Jego wzrok mówił jedno "Siedź cicho i nic nie rób".
-Wstań. - nakazał Lucek. Chodziło mu o Jane.
Jane powoli wstała. Można było usłyszeć, że ciężko przełyka ślinę.
-A więc...to ona? - zapytał ten koleś powoli podchodząc.
Lucek kiwnął głową.
-Tak, została zarażona. - odparł Alfred - Jeszcze nie wiemy jak szybko rozprzestrzenia się wirus.
-W jakiej sytuacji do tego doszło? - zapytał.
-Szukali oni pewnej osoby i napotkali się na NIEGO. - odparła francuska damulka.
A tak dopiero teraz mi się przypomniało, że z niektórymi osobami KOMPLETNIE się nie znam. No, Lucek musi nam zorganizować jakieś zajęcia integracyjne.
-Więc to tak...widać, że nie próżnował. - facet mówiąc to przyglądał się Jane.
-My też nie czekaliśmy na ich ruch. - zaśmiał się Lucek.
-A właśnie, co z NASZYM łącznikiem? - zapytał ten koleś w płaszczu.
Co? Nasz łącznik? Kto?
-Rozwija się bardzo dobrze, wręcz wspaniale. - odparł facet przyglądając się w dalszym ciągu Jane.
-Kou, przynieś mi papiery. - nakazał Lucek. Emo wstał. Więc on nazywa się Kou. Oooooooo.
-Najlepiej chodźmy wszyscy do salonu. - zaproponował gość w płaszczu. Czyli dupek. Od polecenia: "Siadaj na dupie".

Po chwili wszyscy byli w salonie.
-Hmmmm...- zaczął Lucek.
-O, właśnie, Jeff, mógłbyś pójść po jedno pudło, jest na strychu.
Z ciężkim sercem, ale się zgodziłem.
Wstałem z kanpy i woooolnym krokiem zacząłem iść w stronę strychu. Wolę już iść po te pudło niż siedzieć i ich tam słuchać.
Po chwili dogoniła mnie Jane. Chciałem zapytać co tu robi, ale uprzedziła moje pytanie.
-Co to za facet?
-No wiesz taki bardzo ważny koleś, jakbyś nie zauważyła. My go nazywamy Najsilniejszym.
Tak, dopiero niedawno to sobie uświadomiłem. Tak chciałem wyjść na mądrego przy Jane.
-My też mamy takie coś?
O boże, jej trzeba jeszcze dużo wytłumaczyć.
-A czego odemnie chce?
Gwiazdki z nieba.
-Cóż w pierwszej kolejności pewnie masz zdać raport ze swoich snów i raczej też mu chodzi o odtrutkę.
Ok. Zdecydowałem, że zostanę przy swoim i tak zależy mi na niej.
Dobra Jeff, teraz, albo nigdy.
-Ej, Jane...
-Co?
Mogłaby być trochę milsza, ale...
-Zastanwiałaś się kiedyś, co by było gdyby nigdy nie stało się...no wiesz co.
Czekałem na jej odpowiedź.
Jej odpowiedź nie była niczym dziwnym, przefstawiła mi scenariusz idealnej rodziny i idealnych sąsiadów.
Ale, powiedziała, że my byśmy się tylko zaprzyjaźnili. Tylko przyjaźń?
-Zaprzyjaźnilibyśmy się i tyle?
-Do czego zmierzasz?
-No bo wiesz, yyy, ja...no tego...
Nie mogłem z siebientego wykrztusić
-Jeff, od jakiegoś czasu dziwnie się zachowujesz. Wszystko, ok?
Nieeeeee, oczywiście, że nie.
-No właśnie nie, bo ja...
-Jeff po prostu powiedz co ci ciąży.
-Ale nie umiem, boję się twojej reakcji.
-Zmusiłeś mnie do sukienki, gorszej niż wtedy reakcji nie mam.
Przekonywała mnie. Ok, dobra.
-Nie, nieważne już.
Odpuściłem.
-Jeff!
-No dobra!
Chyba za poźno, aby się wycofać.
-K...- język mi zdrętwiał, na serio. - kocham cię Jane - wydusiłem to z siebie - kocham cię- ulżyło mi - nie wiem jak, czemu i kiedy, ale kocham cię!
Jane uśmiechnęła się lekko.
-Ja też...
Przybliżyliśmy się, nasze wargi się prawie stykały i...i z dołu doszedł nas krzyk Alfred'a: Gdzie do cholery jest łącznik i ten debil!
Ocknęliśmy się i zeszliśmy na dół. Oczywiście trzeba było zacząć się tłumaczyć.
Po wysłuchaniu naszych tłumaczeń Lucek powiedział, że to na dzisiaj koniec, a jutro będzie coś w rodzaju zajęć integracyjnych.
No super, mam się jeszcze bardziej polubić wraz z Dupkiem?


sobota, 13 września 2014

Kim on jest?

27.08.2014r. ~Jeff The Killer

Obudziłem się, a przepraszam OBUDZILI MNIE!  Tak, standardowo o 8.00. Standardowo pukaniem do drzwi. Standardowe śniadanie. Tylko tym razem do jadalni weszła osoba.


(Osoba, jak się później dowiemy, zmieni cały bieg tej historii.)
Wszyscy (prócz mnie, Jane, Slendiego itd) wstali.
-Miło cię znów widzieć. - uśmiechnął się Lucek.
-Wzajemnie... - odpowiedział - spojrzał na wszystkich w jadalni - pokażcie mi łącznik.
Wstrzymałem oddech.
"Kim on do cholery jest i co on chce od Jane?".


C.D.N.

czwartek, 11 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer - 26.08.2014r.

Dzisiaj rano usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem i zacząłem się ubierać.

-Otworzysz czy nie?
To był głos Alfreda. Uchyliłem drzwi. On tam stał. Spojrzał się na mnie.
-Najpierw powiedz w jakich celach tu przylazłeś!
-Muszę z tobą porozmawiać na pew...
-Co ja babcia Krysia, że będziesz mi się tu wyżalać?! - przerwałem mu.
-Chodzi o Jane - rzucił krótko. Wpuściłem go natychmiastowo.
Alfred spojrzał na zegarek i wyszedł.
-Wytłumaczę ci później.
Ja także spojrzałem na zegarek. Oh Shit! 7.57. Ten facet w płaszczu nie lubi jak ktoś się spóźnia, więc założyłem bluzę i pobiegłem do jadalni.

Jak zwykle zjedliśmy obiad w milczeniu. Potem wszyscy odeszli do pokoi. Więc ja powędrowałem do swojego. Ale kiedy złapałem za klamkę przypomniało mi się, że Alfred miał mi coś powiedzieć, więc postanowiłem się udać gdzieś w okolice pokoju Jane. A przy okazji ją odwiedzę

Kiedy już łapałem za klamkę pokoju zaczepił mnie Alfred.
-Słuchaj, Jane zostanie dziś wypuszczona.
-To super.
-Zaraz powiesz super jak usłyszysz dlaczego.
Zdziwiłem się.
-Więc tak, obawiam się, że ON ją zaraził.
-Co?! - krzyknąłem.
-Nie tak głośno, bo usłyszy. - skarcił mnie.
-Ok, ok.
-Dlatego chce, abyś się nią zajął. I przy okazji zdobędziesz odtrutkę.
-Czyli ja...
-Tak MASZ spędzać z nią 24h na dobę. Rozumiesz? - przerwał mi Alfred.
Kiwnąłem głową.
-I mów mi wszystko co ci powie Jane na temat snów. Mogą to być wizje lub wspomnienia z przeszłości.
Po tych słowach Alfred spojrzał na mnie ostatni raz i odszedł.
Postałem jeszcze pięć minut pod tymi drzwiami i zapukałem.
-Proszę! - zza drzwi rozległ się głos Jane.
-Gotowa? - zapytałem.
-Tak - odpowiedziała.


Gdy byliśmy już w pokoju Jane usiadł na łóżku.
-Jeff...chciałabym z tobą porozmawiać.
-O czym? - zapytałem.
-Może najpierw o tym...co mi powiedziałeś wczoraj.
Nastała chwila ciszy. Wypakowywałem lekarstwa i inne duperelki Jane.
-A nie wystarczy ci to, co powiedziałem ci wczoraj?
Jane uśmiechnęła się i podeszła do mnie.
-Nie.
-Ale na razie ci to musi wystarczyć, bo ja muszę iść z kimś jeszcze porozmawiać. Jak wrócę porozmawiamy, dobrze?
-Ok - odpowiedziała z niechęcią.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do pokoju Alfred'a. Zapukałem. Brak odpowiedzi. Jeszcze raz zapukałem. Znowu cisza.
-Chyba go nie ma...
Po paru minutach wróciłem do pokoju.
Jane siedziała na łóżku przekartkowując książkę, która dostałem w głowę.
Uśmiechnąłem się. Wyglądała ślicznie.
-Jeff...- Jane odezwała się po chwili.
Usiadłem obok niej.
-Hm?
-Słuchaj, jaaa...
-Jane co do wczoraj to nie żartowałem, mi naprawdę...
-Tak, tak, ale nie o to chodzi...
-To o co?
-Nooo...
-Nooo?
-Bo ja słyszałam waszą rozmowę, twoją i Alfred'a.
Zamurowało mnie.
-Umrę?
-Nie, Jane, nie pozwolę by to się stało. Z tego da się wyjść.
-Jeff, gdybym tego nie usłyszała to i tak dowiedziałabym się tego od tego tajemniczego głosu.
Spojrzałem na nią.
-Jane, cokolwiek zobaczysz to mi o tym powiedz, rozumiesz? To nie są żarty.
-Tak, tak, wiem.
-Jane słuchaj to nie są żarty, naprawdę nie chcę aby ONI zrobili ci krzywdę.
Jane uśmiechnęła się.
-Nie martw się, dam sobie radę. Ile to już razy podniosłam się po upadku.
Westchnąłem.
-Słuchaj, jak coś będzie się działo dziś w nocy, kiedykolwiek, to zawołaj mnie.
Jane spojrzała na mnie.
-Jeff...
Przybliżyła się. Ja też się przybliżyłem. Byliśmy coraz bliżej.
Nasz usta prawie się stykały.
A TU SLENDI WYWAŻA DRZWI.
-SZATANY! Pomocy!!! - po tych słowach wujek wbił do nas na łózko.
-O widzę, że ciekawe lektury czytacie. Spowiadać się wujaszkowi co tu niecenzuralnego zaszło dzieci.
-Nic... - odpowiedziałem wraz z Jane.
Slendi spojrzał się na nas podejrzliwie.
-Jeszcze was złapie na gorącym uczynku.
=Gdy Slendi wyszedł zaczęliśmy się śmiać.
Taaak, mogłoby się wydawać, że zostanie tak na zawsze.





środa, 10 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer - 25.08.2014r.

Obudziłem się w nocy. Rozejrzałem się i zauważyłem, że światło w łazience było zapalone. Czyżbym go nie wyłączył? No z moją pamięcią nie jest najlepiej...
Wstałem przetarłem oczy i ruszyłem w stronę światła (rozpędzeni prosto w stronę słońca!).
Wkroczyłem do pomieszczenia i szok. Na lustrze namazane kremem było:
"Tak, zależy ci na niej..."
I takie dafuq?
Przeszukałem całą łazienkę i nic. Nikogo nie było. Jedyną "poszlaką" była woń męskich perfum. Był to znajomy zapach...

[Rano]
Pobudka znów o ósmej. Cholera, nie wyspałem się przez tą akcję w nocy. Jeszcze musiałem ten krem ścierać. Wszedłem znów do łazienki. Spojrzałem w lustro. Tak, to co chciałem widzieć kiedyś i chcę widzieć i teraz.
Zebrałem się i zlazłem na śniadanie. Znów zjedliśmy śniadanie w ciszy.
Znów wszyscy zmierzali do pok... ej zaraz, zaraz tym razem do salonu.
-Dzisiaj, trzeba będzie uzupełnić spiżarnie. Kto chce się tym zająć?
Las rąk.

-Ooooooo Jeff, Slendi, widzę wasz zapał.


-Eeeeee, wiecie ja nie mogę, bo czytam książkę. - wymyśliłem coś na szybko.
-A jaaaaa - Slendi się rozejrzał - O patrzcie Rihanna!
Odwróciliśmy się, lecz kiedy chcieliśmy na niego spojrzeć jego już nie było.
Taaaaaaa, wuuuuujek.
Ok, więc ja się szybko zawinąłem do pokoju.
Gdy byłem już w pokoju usiadłem na łóżku.
-Jednak jej to powiem...
Przez następną godzinę zastanowiłem się jak by to ubrać w słowa. W końcu znalazłem odpowiednie (słowa).

Szedłem przez korytarz, gdy nagle zobaczyłem szybko idącego Alfred'a. Minął mnie.
Postanowiłem go olać. Gdy byłem przy drzwiach do pokoju Jane postanowiłem,  że wejdę bez cackania się.
Wszedłem i usiadłem na stołku, na którym wcześniej siedziałem.

Zaczęliśmy rozmowę. Przypomniałem Jane o tym wszyyyyystkim co wspólnie przeszliśmy. I powiedziałem jej... że....zależy mi na niej. Po tym wyszedłem z pokoju. Kierowałem się w stronę swojej sypialni.

Kiedy byłem już w swoim pokoju sięgnąłem po notes i zacząłem rysować. Raczej bazgroliłem,a nie rysowałem, ale to szczegół. Później odłożyłem notes i położyłem się na łóżku.
Odetchnąłem z ulgą. Po jakimś czasie zasnąłem.

Pamiętnik Jane The Killer - 25.08.2014r.

   I znowu kolejny nudny dzień, w tym oczojebnym pokoju. Nie rozumiem czegoś. Dlaczego moje oczy mają problem do przyzwyczajenia do białych ścian pokoju? Oczy, macie jakiś problem? To do okulisty wypad. Ale nie same, nie, nie. Ja was potrzebuję. A teraz żarty na bok, bo dzisiaj okazało się, że ja nie potrzebuję wariatkowa.
   Gniłam na łóżku kiedy cholernie rozbolała mnie głowa. Jakby w środku ktoś szpilki wkłuwał. Trwało to przez chwilę, a potem usłyszałam:"Nie myślałem, że tak szybko się obudzisz". Wystraszyłam nie na żarty (i dla tego mówię, aby je na bok odłożyć). Rozglądając się po pokoju nikogo nie zauważyłam. Chciałam kogoś zawołać, ale przecież muszę sobie też radzić sama, nie?
-J-jest tu kto?- zapytałam siadając.
Tak, Alfred trochę tego cholerstwa odłączył i mam mniej ograniczone ruchy.
"Nie w tym pokoju jesteś tylko ty"-odpowiedział głos.
-Czyli co? Zwariowałam?-zadrwiłam.
"Oczywiście, że nie. Ja mówię, a ty mnie słyszysz naprawdę?"
-Telepatia?
"Coś w tym sensie. A teraz słuchaj."
Jego głos stał się ostrzejszy, ton z nutką pogardy, tej samej jak tłumaczy się dziecku setny raz, że to bociany przynoszą noworodki. Umilkłam. Miałam w końcu słuchać.
"Wybrałem cię na łącznika, więc powinnaś wiedzieć o kilku rzeczach."
No nie mówcie mi, że to ten facet w złotej zbroi co mnie dźgnął! I teraz jeszcze mnie będzie pouczał.
"Może zacznę od początku, kiedy pojęcie "dobro" i "zło" nie istniało. Wszyscy byli równi. Jedna wielka rodzina. Nie znano takiego czegoś jak morderstwo. Ręce każdego były wolne od krwi. Aż do pewnego dnia..."
Tu się zatrzymał, jakby to co powie miało być tak straszne, że przez gardło nie chce przejść.
"W tym dniu wszystko się zmieniło. Bezmyślnie przelana krew przez jednego z nas. On zapoczątkował podział. Jak się domyślasz na zło i dobro. Nastąpiły kolejne komplikacje. Powstała zazdrość. Ludzie skarżyli na siebie nawzajem i oczerniali się. To był istny chaos. Dla niektórych zabijanie stało się narkotykiem. Byli wypędzani z naszej wioski. Zaczęto wyznaczać zasady, które niektórym się nie spodobały. Tacy odeszli dobrowolnie zakładając nową osadę, która dzisiaj jest tym popapranym światem i wybrali nowych przywódców. Reszta pozostała z Królową i Kapłanami. Tylko im pisany jest raj po śmierci."
Trochę brzmiało to jak kazanie Natanka, ale ok.
"Potem rozpętała się wojna, którą mało kto pamięta, pomiędzy dwoma światami."
-Dobra, z grubsza rozumiem, ale dlaczego to ja mam być łącznikiem?- niesprawiedliwość musi być ukarana.
"Jesteś jedyną, która jest po stronie zła, a nie zabiła nikogo. Tylko spełniając ten warunek można być zakażonym."
Poważnie? To trochę sprawia ze mnie odludka. Ale przecież...
-A Jeff?
"Nie zabiłaś go tylko wysłałaś do piekła"
-Moment, moment, moment! Jakie zakażenie do jasnej cholery?!
"Tylko wtedy możesz się stać łącznikiem. Poprzez zakażenie. Ale nie martw się skończysz jak poprzedniczka. Umrzesz równie jak Elizabeth. I pamiętaj. Czerń i biel nigdy nie staną się jednym."
-Czekaj! Co?! Mam zginąć?!
Ale już nikt się nie odezwał. Próbowałam z nim nawiązać jakiś kontakt, ale nic. Co to było? Błagam to był sen prawda? Ale nie mogę się oszukiwać przez całe życie. To działo się naprawdę. Siedziałam zszokowana na łóżku, kalkulując wszystko co usłyszałam, gdy do pokoju wlazł Alfred. Wiecie lekarska procedurka. Z drugiej strony od kiedy zna się na medycynie?
-Alfred...-zaczęłam niepewnie-jesteś tak jakby lekarzem...
-No-odparł sprawdzając coś.
-A twoi pacjenci powinni mówić ci wszystko?
-Powinni. Do czego zmierzasz?-trochę się zniecierpliwił.
-Co byś zrobił, gdybym powiedziała, że od tego wypadku mam dziwne sny i gadam telepatycznie z jakimś gościem?
Alfred zrobił dziwną minę i chciał się upewnić czy to prawda. Gdy potwierdziłam, bez słowa wyszedł. Wziął mnie za wariatkę? Dobra. Próbowałam to poskładać w całość, ale mój mózg wysiadł. Kolejny wlazł do pokoju. Tym razem rozpoznałam kroki. Jeff dostał książką prosto w twarz. Tak, w końcu mi jakąś przynieśli.
-To za wczoraj!-w końcu ktoś na kim mogę się wyżyć.
Jeff'owi chwilę zebrało ogarnięcie się z sytuacją, ale w końcu usiadł na stołku, którego wczoraj nie odstawił. Siedział dość długo milcząc, a ja nie miałam zamiaru odzywać się pierwsza.
-Jane...-brzmiał tak samo jak ja przy rozmowie z Alfredem- pamiętasz jak się zawsze kłóciliśmy?-uniósł na mnie wzrok poszerzając lekko swój niezłomny uśmiech.
-Jasne, że tak.-i pomyślałam o siniaku, który jeszcze się trzymał po ostatnim razie.
-Albo jak cała noc spędziliśmy w składziku?-pewnie, że pamiętam, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zaczął wymieniać kolejne rzeczy: szukanie Sally i skręcona kostka, uratowanie mnie przez Jeff'a przed Brandy'm, zakład, jak spałam u niego, bo się bałam, jego obietnica na moście i jeszcze wiele rzeczy, które przeżyliśmy. Zeszło mu na to prawie godzina.
-Jeff, czy ja mam niedługo umrzeć, że to wspominasz?-spytałam podejrzliwie.
-Nie jasne, że nie. Po prostu zrozumiałem...-tu się urwał, wahał się- zrozumiałem, że przy tobie mój uśmiech staje szczery i...-wstał, podszedł do drzwi, uchylił je- i zależy mi na tobie, naprawdę.-spojrzał na mnie ostatni raz i wyszedł. Zamurowało mnie. Zachciało mi się płakać, ale chyba ze szczęścia, tak więc łzy radości wymieszane ze strachem, który sprawił facet od telepatii, mieszając się płynęły po moich policzkach. Tego wszystkiego było za dużo. Stanowczo za dużo. Nie wyrabiałam, a miał być to dopiero początek...

wtorek, 9 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 24.08.2014r.

Zanim zacznę. Małe info. Na nic zdadzą się komentarze: "Przecież Jane może zdjąć maskę i jest ok!". Na tym blogu Jane jest po walce z Jeff'em. Wiecie. Wygrała, Jeff trafił do piekieł, no dalej to już znacie. Wtedy w podzięce dusze ofiar sprawiły, że maska stała się jej prawdziwą twarzą, a peruka prawdziwymi włosami. No ale teraz: "To po co ona tego chciała, skoro pragnęła wrócić do normalności." Nie wiem jak ogółem, ale tutaj Jane chce wrócić do dawny czasów, kiedy rodzice żyli. Na nic jej się zda normalna postać gdy nie będzie miała do kogo pójść. Postanowiła żyć (w tym czasie jedyny) z darem od "bliskich" jej osób.

-*-
Otworzyłam oczy. Oczojebny biały (gadam jak Natanek) sprawił, że zaraz przymrużyłam je. Spróbowałam usiąść, ale spotkałam, ale spotkałam pewne przeszkody. Pierwsze to te wszystkie ustrojstwa do mnie przyczepione. Po co to komu? Druga... Nie ma to jak pamięć złotej rybki nie? Ból przeszył całe ciało. Przyjrzałam się ranie. Ładnie zaszyta i opatrzona. Na pewno nie robota Jeff'a, ani Slendiego on przecież jest ślepy!  A teraz uwaga Jane myśli! Nad tym porąbanym snem czy co to kurde było. Po dłuższym namyśle jestem już na 90% pewna, że to nie był wujek. On co najwyżej dzieciom to szlabany daje, a nie kwiatki. No ale. Myślę, że po dłuższym czasie o mnie zapomnieli, bo nie dostałam śniadania. Na pewno są takie zalecania. Nie okłamujmy się, zapomnieli o mnie.  No to lampiłam się w sufit. Nawet książki mi nie przynieśli.  Długo, oj długo. Potem przylazł Jeff. Nie wiem czemu, ale na jego widok zachciało mi się zawału serca z powodu nadciśnienia. Dlaczego? Mnie nie pytajcie. No ale potem zaczął się miągwalić, że coś i coś. No i kurde mnie przeprosił. W takich wypadkach na filmach mówią "nie to ja przepraszam" no, nie? Więc też chyba powinnam. Ja się wzoruję na filmach. Gdzie najbliższy psychiatryk? Po przeproszeniu wyjechał z tekstem typu "widziałem, że bla bla bla". No i skoczyło ciśnienie. Jak już mówiłam nawet książki nie przynieśli, aby mu dowalić nią, więc musiałam się zachwycić wyzwiskami. Jaki ciężki jest mój los. A tak z drugiej strony mówił, że nic mi się przy nim nie stanie. Kłamał? Czy to ja nie spełniłam do tego odpowiednik warunków? Jeff polazł i książki nie przyniósł. Na jego szczęście. No to co ma robić człowiek przykuty do łóżka. Na łóżku się śpi. Więc dzięki mojej logice zasnęłam. No i kolejny powód, aby trafić do wariatkowa. Widziałam małego, smutnego chłopca, stojącego na boisku. Inne dzieci mijały go szerokim łukiem i tylko jeden odważył się podejść, ale chętnie, pewnie jedyny go lubił. Znam go! Na pewno już gdzieś go widziałam, ale gdzie? Nie oczekujcie tego ode mnie.Druga rzecz mnie nie zdziwiła. Często śniła mi się mama, ale jednak coś było nie tak. Jej oczy były bez życia, jakby wysączony z nich całą energię życiową. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. To było aż straszne. Chciałam się wydostać z tego snu, ale nie mogłam. Mama zaczęła błagać o pomoc. Byłam przerażona. Nie mogłam nic zrobić. Zlana potem obudziłam się. Znowu byłam w tym oczojebnobiaym pokoju. Znowu sama...


Pamiętnik Jeff The Killer~24.08.2014r.

Znów pukanie do drzwi. Znowu budzą o 8.00.Śniadanie o tej samej godzinie co wczoraj. Tylko czegoś brakowało, a raczej kogoś. 
Zjedliśmy śniadanie w ciszy. Nie takiej jak przedtem. Ta cisza była nie do zniesienia. 
Gdy wszyscy zjedli wstali i odeszli od stołu. Mogłem dziś robić co chce. Nie miałem rozkazów. 
Jak się później okazało inna grupa zajmie się szukaniem E. Jack'a, a także paru innych osób. 
Poszedłem za Alfred'em.
-E, Alfred. Idziesz teraz do Jane?
-Tak. - odpowiedział spokojnym głosem.
-A Jane może przyjmować gości? - zapytałem znów.
-Może - odpowiedział -...ale czy chce.
-Czy chce, czy nie muszę z nią pogadać.
Doszliśmy do pokoju, w którym leżała. Alfred spojrzał na mnie i kiwnął głową naciskając klamkę.
Wszedłem do pomieszczenia. Jane leżała na łóżku poprzyczepiana do tych wszystkich gówien.
Jane spojrzała na mnie.
-Jeff, jeśli przyszedłeś, aby mi podnieść ciśnienie, to NATYCHMIASTOWO wyjdź.
-Nie, tym razem to nie to... - mówiąc to podsunąłem sobie krzesło obok jej łóżka.
-To po co tu jesteś?
Usiadłem.
-Dowiesz się... chyba...nieważne
Jane spojrzała na mnie.
-O co ci, do cholery, chodzi?
Westchnąłem.
-Jane...
-Hm?
-Ja...
-HM?
-Przepraszam...
-Nie będę cię słuchać cał... co?
-No...przepraszam
-Za co?
-No za to, że tu teraz jesteś.
-Jeff... to moja wina...
-Jane... - przybliżyłem się do niej.
-Jeff...
-HA, WIEDZIAŁEM, ŻE SIĘ PRZYZNASZ - zerwałem się na nogi.
-Co? - Jane spojrzała na mnie na idiotę, czekaj, ona zawsze tak na mnie patrzy.
-Jajco. - podszedłem do drzwi.
-T-t-ty idioto! Kaszalocie! - Jane zrobiła się delikatnie czerwona.
Wychodząc z pokoju słyszałem krzyki Jane. Kiedy się oddalałem odgłosy cichły, aż w końcu zniknęły. Lubię taką Jane. Gdy bylibyśmy... razem... to na pewno nasze relacje by się zmieniły, nie tylko moje i Jane, lecz także moje i Slendi'ego i dalej... Chcę, aby te relacje pozostały na razie, takie, jakie są.









 NA RAZIE.... 

niedziela, 7 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 23.08.2014r. II cz.

Ok, jak wiecie Jane jest tak jakby... nieobecna. No ale okazuję się, że będzie kontynuacja pamiętnik z 23 sierpnia,a dlaczego dowiecie się czytając to, a potem następne.
-*-
Po ciemności pamiętam kolejny ból. Był tylko on, po to aby w końcu zniknąć i dać szansę innym dziwactwom. Widziałam wujka, Jeff'a i Sally. Każdy z nich się uśmiechał (nawet Slendi miał dość rozradowaną twarz). Później ogień. Wszystko zaczęło płonąć. Ale tak już było prawda? Już raz straciłam wszystko co dla mnie ważne przez ogień. W końcu nie zostało nic. Pustka. Nic nie widziałam, nie czułam. Jakbym przestała funkcjonować. Jednak znów ujrzałam coś. Maleńki strumyk światła. Niedługo również niebo, ziemię i dwie postacie. Bardzo się od siebie różniące. Mimo, że większość było dla mnie zamazane, dojrzałam małą dziewczynkę, która przyjmuje podarunek od jakiejś wysokiej szczupłej osoby. Na początku myślałam, że to wujek, ale nie, chyba nie. Wszystko było rozmazane nie mogłam więcej zobaczyć. Następnie był znów ból, aby zakończyć to co się stało. A po bólu, już nie działo się nic. Nawet ciemność gdzieś uciekła...

Pamiętnik Jeff The Killer~23.08.2014r. cz II

-Jane! - potrząsałem nią - Jane!
Nic, tylko echo mojego krzyku rozchodziło się po lesie. Próbowałem COKOLWIEK zrobić, no ale, jak się jest w środku lasu...
Postanowiłem wyjąć te śmieszne urządzonko... którego nie umiem obsługiwać.
No cholera! Uczy się dzieci informatyki! Kurde, no... za moich czasów... eeee, STOP zaczynam przypominać wujaszka, który ostatnio siłował się z mikserem. A on robił tylko tosty.
Dobra włączyłem to i doznałem olśnienia. Przecież to działa jak telefon (facepalm).
Wybrałem Lucka.
I...i...i... PRZEPRASZAMY, ABONAMENT JEST CZASOWO NIEDOSTĘPNY!
Pi*rdolnąłem ustrojstwem o ziemie.
Aleeee... po chwili go podniosłem. I wybrałem <wzdycha> Alfred'a.
Chwila oczekiwania. Jeeest! Jest sygnał! W tej chwili czułem się jakbym wygrał w Lotto!
-Halo? - rozległ się głos Alfred'a w słuchawce.
-Alfred... jest taka mała sprawa...
-Zgubiliście się w lesie?
-Skąd wiedziałeś?
-Bo jesteś  na tyle zdesperowany, aby do mnie zadzwonić.
-Ale jest jeszcze jedna sprawa... spotkaliśmy ICH na niedzielnym spacerku w lesie!
-Jeff... po pierwsze, dziś jest sobota, po drugie, jesteście cali?
-Ja tak, ale z Jane trooochę gorzej.
-Jeff powiedz mi jak ONI wyglądali. - powiedział zdenerwowany.
Zamilkłem.
-Najwyższy. - jedyne słowo, które padło z moich ust.
W słuchawce cisza.
-Zostańcie tam gdzie jesteście, zaraz będę.
Alfred się rozłączył.
Stałem tak chwilę. Odwróciłem się. Leżała tam Jane.
Jane leżąca w szkarłatnej plamie krwi.  Przeze mnie.
To wszystko moja wina, nie powinienem był się z nią kłócić!
Podszedłem do Jane. Przyklęknąłem. Odgarnąłem jej włosy z policzka.
-Nie, to jednak jej wina, że darła tak mordę!
Ale zaraz pomyślałem, że słodko wygląda jak nic nie mówi.
Nachyliłem się nad nią.
-Jane... ja
-Jeff! - usłyszałem głos Alfred'a, który mi PRZERWAŁ. A miało być tak... eeee nieważne.
-Trzeba ją szybko zabrać do schronu! - polecił Alfred pomagając mi unieść nieprzytomną Jane.
Ostatni raz spojrzałem na przymknięte oczy i delikatnie rozwarte usta Jane.

(W schronie, domu czy co tam to jest)
Siedziałem już w pokoju. Ciągle dręczyła mnie myśl, że Jane przechodzi teraz operacje. Alfred ją operuje, nie kto inny, podobno się na tym zna, jak coś spieprzy to... ej, ej, ej. Dlaczego ja (?!) martwię się tak BARDZO o nią. Wstałem i zacząłem chodzić po pokoju.
-Jeff, przecież ci na niej nie zależy! - mówił "przysłowiowy" diabełek na moim prawym ramieniu.
-Zależy, i to bardzio! - odezwał się aniołek z lewego ramienia.
-Czekaj, czekaj, bo ja się czuję jak w głupiej kreskówce. Zależy czy nie?
-TAK!
-NIE!
Postanowiłem olać tych typków i walnąłem się na łóżko.
-Prześpię się z tym i jutro zadecyduję.
Tak czy Nie?


sobota, 6 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 23.08.2014r.

23.08.2014r.
Obudziłam się wcześnie. Muszę uświadomić Jeff'a, że chrapie i słychać go nawet za ścianą, ale pomińmy to na razie. Korzystając z okazji dorwałam się do łazienki. Pierwsze co zauważyła. Miałam na skroni ładną szranę. Pewnie jak przez las biegliśmy to zahaczyłam o coś -.- No ale mówi się trudno. Po jakimś czasie usłyszałam dobijanie się do drzwi. Buhaha Jeff. Nie ma w życiu tak dobrze. Gdy już się ogarnęliśmy zeszliśmy na śniadania, ostatni... No bo kto buduje taki ogromny dom (schron?) ?! No ale potem czas na zadania. Ja się pytam, czemu zawsze jestem skazana na Jeff'a. Czemu wszyscy zaraz zakładają, że ja chcę pójść z nim? Nie żebym miała coś do Jeff'a (no oprócz tego focha). Ale to jest już wkurzające. Błąkaliśmy się po lesie szukając Eyeless Jack'a. Dlaczego mam szukać gościa który zostawił nerki w moim pokoju. Oj ja mam dzisiaj ciężki dzień, a na dodatek się zgubiliśmy. I nagle słyszymy szelest. Jeff zrobił minę wyrażającą "O ja pierdolę". Była ich chyba trójka. Jeden w złotej zbroi. Chyba ważny jakiś. Jane, nie chyba tylko na pewno.
-Ty...-spojrzał na mnie przerażający wzrokiem- Będziesz łącznikiem.
Coś mi się zdaję, że nie chodzi tu o grę w kosza. Stałam jak rura kanalizacyjne gdy ruszył na mnie z niesamowitą szybkością. Mało kto mógłby mu uciec. Zanim się spostrzegłam byłam przebita na wylot jego mieczem. Ból był niewyobrażalny. Próbowałam coś wydusić, ale jedynym tego efektem było kaszlnięcie krwią. Facet zniknął, a ja upadłam na ziemię. Potem ciemność...

Pamiętnik Jeff The Killer~23.08.2014r. cz. I

Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Za 20 minut śniadanie! - krzyknął męski głos. To pewnie ten koleś w płaszczu.
Spojrzałem na zegarek.
3...2...1...
8.00!
ARE YOU F*CKING KIDDING ME?!
Zwlokłem się z łóżka i miałem zamiar pójść do łazienki, ale gdy pociągnąłem, a później szarpnąłem za klamkę, okazało się, że drzwi są zamknięte!
-Zajęte! - krzyknęła Jane.
Postanowiłem sobie odpuścić i przebrałem się. Gdy Jane w końcu wyszła z łazienki wlazłem na chwilę umyłem zęby opłukałem twarz i wyszedłem.
-Idziemy! - pociągnąłem Jane za rękę.
I gdy doszliśmy do jadalni, okazało się, że jesteśmy ostatni. Może dlatego, że nikt nie dał nam mapki tego ogromnego schronu, domu czy czego tam.
-No, w końcu jesteście... - usiadł na krześle - siadajcie!
Ja i Jane usiedliśmy. Na moje nieszczęście akurat JA musiałem usiąść NAPRZECIW Alfred'a.
Alfred uśmiechnął się widząc mój grymas na twarzy.

Zjedliśmy śniadanie w ciszy. Po tym posiłku wszyscy wstali i ruszyli do salonu.
-Znacie rozkazy, więc powodzenia. - powiedział Lucek wręczając nam jakieś urządzenia. Możliwe, że miały GPS'a. Tak, wiecie, żeby później mogli nas znaleźć.
Ja wraz z Jane mieliśmy szukać E. Jack'a. Ruszyliśmy więc do lasu. Podobno tam miał się znajdować.

[W lesie]
-Jeff, powiedz mi nie ZGUBILIŚMY się, prawda?
-Nieee... chyba.
-Jak to? To że jesteś debilem to nie moja wina!
-Nie drzyj się, bo nas usłyszą.
-Idiota!
-Jane... ciszej
-Nie masz jakiejkolwiek mapy, czy czegokolwiek?!
Wyła histerycznie Jane.
Chyba nie zrozumiała, że ma być cicho.
-Jan...
Usłyszeliśmy trzask gałęzi za nami. Powoli ja i Jane odwróciliśmy się.
Cholera... to oni...

Stał tam. Jego wzrok przeszywał na wylot. Zbroja... złota zbroja. Poważny wyraz twarzy.
-Ty... - spojrzał na Jane.
Jane nie mogła nic z siebie wydusić, zresztą ja też.
Staliśmy jak kołki.
-Będziesz łącznikiem...
Podleciał... bardzo szybko. Mrugnąłem był tam, mrugnąłem był tu, obok Jane. Zanim zdążyłem zareagować, on ją przebił mieczem. Potem zniknął.
-Jane!

C.D.N.


 

Pamiętnik Jeff The Killer~22.08.2014r. cz. II

Przepraszam za opóźnienie pamiętnika >.< Miał być w czwartek, ale mój internet odmówił mi posłuszeństwa, więc pamiętnik jest niestety, ale dopiero dzisiaj.
Więęęc zapraszam do czytania.

~~
Trenderman wskazał miejsce obok Alfred'a. Stałem chwilę.
-Siadasz czy nie? - zdenerwowała się dziewczyna siedząca obok Kate.
-Ciii... przede mną trudny wybór życiowy... usiąść czy nie usiąść, oto jest pytanie.
-S I A D A J N A D U P I E - przeliterował koleś w czarnym płaszczu, który wyszedł z (chyba) kuchni. Westchnąłem i usiadłem.
-Słuchaj, Jeff, teraz kiedy ja będę mówić, ty siedzisz i słuchasz, rozumiesz? - zapytał się mnie Trender tonem jak do niewychowanego bachora.
-No - pokiwałem głową.
-Więc - Trender usiadł - przeczytałeś nasz list?
-Czekaj, czek...
-Mówiąc prościej, na pewno go przeczytałeś skoro tu jesteś. Z treści owego listu wynikało, że zaczęło się "polowanie".
-Polowanie - tak nazywamy to u nas, chodzi o to, że ONI polują na NAS. - wtrącił się koleś w płaszczu, który teraz opierał się o ścianę.
-Cel "polowania" to m.in. zabicie nas. - kontynuował Trender - lub zabranie do laboratorium.
-Zanim o cokolwiek zapytasz, wysłuchaj nas. - powiedział Lucek widząc, że chcę zadać pytanie.
-Kontynuujmy, więc miałeś już z NIMI styczność, prawda? Niektórzy to istoty nieludzkie, inni to zwykli ludzie, którzy zostali "zwerbowani". Dlaczego akurat teraz polowanie? Nie wiemy, może z kaprysu Najwyższego (nie, nie chodzi o jakąkolwiek religię), może mają jakieś powody. Tego nie wiemy, ale były tylko dwa przypadki "polowania" w historii. Nie będę już o nich wspominał, ale wiedz, że po "polowaniu" pozostawały bardzo duże straty. Nawet w NAS. - Trenderman skończył.
-Dlatego tu jesteśmy - Lucek wstał  - jesteśmy w tym schronie.
-Przepraszam, jaki schron? - nagle rozległ się głos Jane. Wszyscy spojrzeli się w jej stronę. Za nią stała Lucy i Sally, a także Slendi. Slendi zaczął się rozglądać. Gdy zobaczył swoich braci padł na kolana jak w tej reklamie z tym czymś na pryszcze i wydarł się NIEEEEEEEEEEEEEEEEE.
-Wiem, że cieszysz się na nasz widok, braciszku - poklepał go po ramieniu Splendor.
Kate wstała.
-Jesteśmy w schronie. Wiem, że przebywamy tutaj z osobami, z którymi nie za bardzo byśmy chcieli przebywać, ale... tego wymaga sytuacja, więc nie utrudniajmy sobie - Kate zrobiła pauzę - wspólnego "życia".
-Posłuchajcie... trzeba będzie jeszcze sprowadzić do tego schronu kilka osób, każda pomoc w walce z NIMI nam się przyda, nie znaczy to, że są jakoś niewyobrażalnie silni, chodzi o to, że po prostu jest ich DUŻO. Dzisiaj damy sobie spokój z wychodzeniem ze schronu, chociaż ten schron jest bardzo nietypowy, ale ważne, że niewykrywalny.
-To może, żeby nie marnować czasu przygotujemy listę tych, których mamy tutaj sprowadzić. - zaproponowała damulka.
-To powinien być dobry pomysł - odezwał się Alfred -  możemy jeszcze pozbierać kilka informacji o naszych wrogach.
Wszyscy się zgodzili.
-Więc godzina przerwy i spotykamy się w salonie. -obwieścił Offender.
Wszyscy zaczęli się zbierać do swoich pokoi.
-Chodźcie, pokaże wam wasze pokoje.- powiedział Alfred ruszając korytarzem.
Ruszyliśmy za nim. Przeszedł kawałek. Otworzył drzwi.
-Jeff, Jane, są tu dwie sypialnie, będziecie tu razem mieszkać.
Ja wraz z Jane weszliśmy do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Zanim je zamknęliśmy Alfred przypomniał nam, że za godzinę wszyscy w salonie.
Ja ze świętym spokojem walnąłem się na moje tymczasowe łóżko. Za to Jane zdenerwowana usiadła na skraju łóżka obok, mnie.
-Jeff...
-Czego dusza jęczy?
-Nie martwisz się?
-Nie, dlaczego mam się martwić?
-Może dlatego, że na twoje życie czyhają jakieś podejrzane osoby.
-Jane, spokojnie - objąłem ją ramieniem - póki ja tu jestem nic ci się nie stanie.
-Jeff... - Jane spojrzała na mnie.
-Hm?
-Wiesz, że jesteś teraz ładny, prawda?
-Dzięki, wiesz, że lubisz psuć chwilę. - wstałem.
-No, ale...
-Dobra, która godzina.
Jane spojrzała na zegarek.
-14.39
-Ok, mamy jeszcze 40 minut do spotkania. - obróciłem się i poszedłem zwiedzać łazienkę.
-Tak... - Jane odpowiedziała jakby ze smutkiem - jeszcze mamy 40 minut...
 

środa, 3 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer~ 22.08.2014r. cz. I

~~
Obudziłem się w ciemnym pokoju. Podniosłem się. Drzwi pomieszczenia były lekko uchylone, dzięki czemu do pomieszczenia wpadała wąska stróżka białego światła. Byłem cały obolały i miałem mroczki przed oczami. Rozejrzałem się w poszukiwaniu znajomej twarzy (tak, Slendi teraz się też zalicza :3). Zauważyłem Slendi'ego. Leżał po mojej prawej stronie.
-Slendi? - szepnąłem.
-Lubisz kiiisiel? Ja lubię waniliowyyy... ale, czekaj cooo? Jak to budyń... może być....waniliowy... - wujek mamrotał sobie coś pod nosem. Ja nie wnikam co mu się tam we łbie dzieje, ale no... nie wypowiem się na ten temat. Więc wstałem. Nogi mnie bolały i kołysałem się jak zając po paru dobrych piwach, no ale po "krótkiej" chwili wróciłem do stanu normalnego (dla mnie).
Uchyliłem drzwi i zobaczyłem długi korytarz z dużą ilością drzwi. Wyglądało na to, że to duży dom bogatej rodziny. Usłyszałem śmiech i głosy dochodzące z lewej strony. Wyszedłem i ruszyłem na lewo. Gdy doszedłem do salon zobaczyłem coś co... no po prostu szczęka mi opadła. Przy JEDNYM stoliku kawowym na kanapach siedzieli:
-Lucek
-Jakiś emo
-Francuska damulka
-Kate
-Jakaś laska
-Trenderman
-Annie
i atattatatatataadaaam - Alfred.
No kiedy zobaczyłem ich to takie : WTF?
Ejejejej jak? Jak? Ja się pytam jak k*rwa?!
Nagle ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
-Slender już wstał?
Odwróciłem się i zobaczyłem Offender'a.
-N-nie... chyba, ale najpierw niech ktoś wytłumaczy mi co tu się dzieje.
Trenderman wstał.
-Usiądź proszę, wszystko po kolei...

C.D.N.

poniedziałek, 1 września 2014

Pamiętnik Slendiego - 21.08.2014

21.08.2014
Rano gdy się obudziliśmy byliśmy cali obolali jakby ktoś wżynał nam widelec w plecy nie żebym wiedział jakie to uczucie ;).... No cóż po lichym śniadaniu czyli  cukierkach Laughing Jacka ( nie było nawet suchego chleba w lodówce) rozejrzeliśmy się po okolicy. Nie było tu nic szczególnego oprócz hmmm dziwnego drzewa które jakby nas obserwowało, opuszczonego WC oraz pobliskiego lasku... Hmmm interesting
Postanowiłem podzielić nas trzy grupy: Ja :3, Jeff,Jane i Sally ( tak tak oni przez te kilka miesięcy CHYBA tylko im moge zaufać... Druga grupa L.Jack,E.Jack,Tooby i Ben I ostatnia Hoodie,Masky i Lucy.
No wiec 1 grupa poszła do lasu, druga do opuszczonego kibelka a trzecia do drzewka. Gdy wszyscy dotarli na miejsce słuch o nas zaginął do kolacji xD. Wiec wędrowaliśmy sobie ładne parę godzin aż dotarliśmy do najciemniejszej części lasu ( DOM ? ). Lecz nagle Jeff powiedział jakże interesującą nowinę Sally zniknęła. Na początku byłem szczęśliwy lecz gdy zagłębialiśmy sie w las maiłem coraz gorsze wrażenie że ktoś mnie obserwuje. Po chwili zobaczyłem różową sukienkę,śmiech i trzask łamiących się gałęzi - ja pierdole schizofrenia mnie dopadła czemu !!! DLACZEGO JA ?
No wiec jak na slendiego przypadło musiałem sprawdzić czy jeszcze nie zapadłem w stan krytyczny choroby... Gdy dotarłem do rozwidlenia co zobaczyłem psychopatyczną facjatę Sally przy drzewie. Spierniczyłem z tamtąd z piskiem małego dziecko...xD Jeff i Jane poszli w moje ślady. Oczywiście jakby nie mogło być inaczej zgubiliśmy! Pieknie... Sam fakt zostania w lesie nie jest straszny ale fakt że jest Sally to wszystko zmienia. Moja sierść nie znosi nerwów wtedy nie widać tej jasnej idealnej gładkości!!
No cóż zaczęło robić się ciemno a Sally nigdzie nie było. Co za bez mózg z tego bachora a co jeśli dorwie ją pedzio to wtedy nie będzie już wujaszku wujaszku ratunku ! Niet i koniec kropka. Jednak zaczęliśmy się trochę martwić było już po północy a tego dziecka nie ma. Patrząc że te dzieci nie mają kondycji wysłałem ich do domu. ( DOBROOOODUSZNOŚĆĆĆĆĆĆĆĆĆĆ). A ja sam zostałem w lesie z psychopatycznym dzieckiem nooooo. Na szczęście poszukiwania nie trwały długo gdyż te dziecko wciąż tkwiło pod tym drzewem ( debil ). Więc jako mężczyzna wpakowałem ją do worka i zawlokłem do domu. Wszyscy byli tak ucieszeni mym widokiem że aż urządzili urwij ogon slendiemu ( dzięki Jeff twa pomysłowość mnie rozwala...xD) Cała noc spędziłem pod łóżkiem uwalonym od wszystkich stron poduszkami i pościelą ( komfort ). I tak zakończył się ten piękny dzień....
~~~Slenderman