Obudziło mnie pukanie do drzwi.
-Za 20 minut śniadanie! - krzyknął męski głos. To pewnie ten koleś w płaszczu.
Spojrzałem na zegarek.
3...2...1...
8.00!
ARE YOU F*CKING KIDDING ME?!
Zwlokłem się z łóżka i miałem zamiar pójść do łazienki, ale gdy pociągnąłem, a później szarpnąłem za klamkę, okazało się, że drzwi są zamknięte!
-Zajęte! - krzyknęła Jane.
Postanowiłem sobie odpuścić i przebrałem się. Gdy Jane w końcu wyszła z łazienki wlazłem na chwilę umyłem zęby opłukałem twarz i wyszedłem.
-Idziemy! - pociągnąłem Jane za rękę.
I gdy doszliśmy do jadalni, okazało się, że jesteśmy ostatni. Może dlatego, że nikt nie dał nam mapki tego ogromnego schronu, domu czy czego tam.
-No, w końcu jesteście... - usiadł na krześle - siadajcie!
Ja i Jane usiedliśmy. Na moje nieszczęście akurat JA musiałem usiąść NAPRZECIW Alfred'a.
Alfred uśmiechnął się widząc mój grymas na twarzy.
Zjedliśmy śniadanie w ciszy. Po tym posiłku wszyscy wstali i ruszyli do salonu.
-Znacie rozkazy, więc powodzenia. - powiedział Lucek wręczając nam jakieś urządzenia. Możliwe, że miały GPS'a. Tak, wiecie, żeby później mogli nas znaleźć.
Ja wraz z Jane mieliśmy szukać E. Jack'a. Ruszyliśmy więc do lasu. Podobno tam miał się znajdować.
[W lesie]
-Jeff, powiedz mi nie ZGUBILIŚMY się, prawda?
-Nieee... chyba.
-Jak to? To że jesteś debilem to nie moja wina!
-Nie drzyj się, bo nas usłyszą.
-Idiota!
-Jane... ciszej
-Nie masz jakiejkolwiek mapy, czy czegokolwiek?!
Wyła histerycznie Jane.
Chyba nie zrozumiała, że ma być cicho.
-Jan...
Usłyszeliśmy trzask gałęzi za nami. Powoli ja i Jane odwróciliśmy się.
Cholera... to oni...
Stał tam. Jego wzrok przeszywał na wylot. Zbroja... złota zbroja. Poważny wyraz twarzy.
-Ty... - spojrzał na Jane.
Jane nie mogła nic z siebie wydusić, zresztą ja też.
Staliśmy jak kołki.
-Będziesz łącznikiem...
Podleciał... bardzo szybko. Mrugnąłem był tam, mrugnąłem był tu, obok Jane. Zanim zdążyłem zareagować, on ją przebił mieczem. Potem zniknął.
-Jane!
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz