Dobra, udało mi się skontaktować z Lory. Jeśli chodzi o ucieczkę najlepiej będzie podczas przerwy obiadowej. Wtedy nawet straż ma wolne. Cóż za brak organizacji. Muszę zdobyć klucze do celi (nie było to trudne), poinstruować Jeff'a jak ma iść, gdzie i kiedy. No i dostatecznie szybko wrócić na obiad żeby nie padły na mnie podejrzenia. Z grubsza wydaje się łatwe. Gdy wszyscy ruszyli na stołówkę, ja orześlizgnęłam się niezauważalnie do lochów. Weszłam do celi. Jeff siedział wzrucony do ściany i opierał o nią głowę. Czyżby odosobnienie źle mu zrobiło. Podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia. Odwrócił się natychmiastowo i zamachnął się. Udało mi się wyminąć.
-Spokojnie! To tylko ja.
-Sorry, nie przyzwycziłem się do twojego wyglądu.
-Jeff... Wszystko ok?
-Tia po prostu nie przywykłem do tego klimatu. Nie spałem całą noc i jeszcze Alex za drzwiami fałszowała.
Aż mi się go szkoda zrobiło. No ale trzeba go wygonić póki czas.
-Dobra, jest teraz przerwa. Możesz wiać. Musisz wyjść z podziemi i przejść koło sypialń, na prawo. Tam jest wyjście awaryjne.
Mam nadzieję, że wszystko załapał, bo nie przespana noc w tym mu nie służy.
- A i jeszcze twoje rzeczy, które ci skonfiskowali.
Podałam mu je. Kilka noży, no ba, jakieś duperele i ta walizka od Alfreda. Szczerze to myślałam, że to wywali, ale jednak nie. Zadziwiające.
-Dobra a ty?
Nie przewidziałam co ze mną...
- Na razie nie powinnam się stąd ruszać, w tym stanie.
No bo nie wiadomo jak przyjmą mnie, nie? Poczekam aż coś wymyślimy i wrócimy do swoich ciał. Nagle poczułam czyjąś, a raczej Jeff'a rękę na głowie.
-Ok, ale masz na siebie uważać.
Poklepał mnie po mojej pustej makówce i ruszył. Znikał właśnie za zakrętem kiedy ja w drugą stronę kierowałam się na stołówkę. Gdy doszłam zaczepił mnie jeden, eee zapomniałam jak się nazywa.
-Najwyższy po przerwie prosi cię do gabinetu.
Podziękowałam i zamarłam. Czego ode mnie chce? Gdy usłyszałam dzwonek, tak tutaj mają dzwonki na posiłki, pragnęłam nagle zniknąć. Ale świat nie jest idealny no i musiałam tam pójść. Zapukałam. Gdy usłyszałam pozwolenie na wejście, nacisnęłam klamkę. Stałam na środku jak ten debil i czekałam co mi powie ten Najwyższy.
-Usiądź panno McGaver-nazwisko Lory- a może raczej panno Arkensaw.
Jak ja nienawidzę jak ktoś do mnie mówi "panno...". Chwila, moment! Czy on powiedział Arkensaw?! Przecież nie używam tego nazwiska. Nie no ja tam je uznaję, ale większość się nie pierdoli i jestem The Killer. Ale Jane, ogarnij się. Facet właśnie mnie uświadomił, że zostałam rozgryziona. Fuck! Teraz tylko powoli do wyjścia. I właśnie się ogarnęłam, że ten zgrzyt co słyszałam jak weszłam to zgrzyt kluczyka w zamku.
- Nic ci nie zrobię... Jeszcze.
Wstał zza biórka. I pociągnął za jakiś obraz. Ściana się nagle osunęła i ukazało się jakieś przejście. Wszedł i wskazał, żebym poszła za nim. No i poszłam, bo co miałam zrobić? Było tam zimno jak w psiarni. Nagle usłyszałam coś.
-Pomocy!
-Moje dzieeeecko.
-Boję się...
Takie i inne szepty, krzyki i lamenty dało się wyłapać idąc tym korytarzem czy co to było.
-Mój poprzednik zginął na ostatnim polowaniu-zaczął ten Najwyższy.
Ale po co on mi to mówi? Znowu jakieś głupie historie.
-Został zabity przez waszego Najsilniejszego, ale Najwyższy jemu również zadał śmiertelny cios.-przerwał-to co teraz słyszysz to dusze zmarłych osób, które nie mogą stąd odejść. Na ziemi trzymają je ukochane osoby, które jeszcze żyją lub inne ważne sprawy. Jak myślisz ile twoich przyjaciół tu trafi? A może ty sama?
Nie spodziewałam się tego. Normalnie aż się przestraszyłam. Cofnęłam się. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Zemdlałam.
Obudziłam się, patrzę a nade mną pochyleni są Kyo i Lucek.
Jak? Nie żebym się nie cieszyła, ale jak?
-To ty Lory? - czyli już wiedzieli o niej. No cóż... Ja też nue byłam idealna.
-A węże mają kolana?
-Jane!-ucieszyli się (no ja myślę!).
Przybili sobie piątki. Nie wytrzymałam i rzuciłam się na nich.
- Nareszcie normalni ludzie! - krzyknęłam rozradowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz