Obudziłem się. Pierwsze co zobaczyłem to twarz Alex.
-Witaj panie Woods.
-O kurwa... - powiedziałem sobie pod nosem.
-Mówiłeś coś panie Woods?
-Nie, nie, nic...
Kobieta uśmiechnęła się. Luźne kosmyki jej blond włosów (które nie były spięte w wysokim koku) opadały na moją twarz.
Taaaa... wystarczą zaledwie DWA dni a Jeff ma przesrane.
-Teraz przewieziemy pana do wyznaczonego pokoju. - mówiąc to wstrzyknęła mi coś. Po chwili zrobiłem się bardzo senny. Taaak, już wiadomo czym to COŚ było.
Obudziłem się na wózku inwalidzkim. Byłem przypięty. Alex zawiązała mi oczy.
Poczułem, że ruszyliśmy. Przez caaalusieńką drogę musiałem słuchać pierdolenia tej głupiej policjantki.
Po pewnym czasie usłyszałem dźwięk otwierających się drzwi.
Alex rozwiązała mi oczy.
-Oto twój nowy pokój. - oświadczyła mi.
Po chwili przyszło dwóch mężczyzn, którzy mnie przypięli do sufitu.
-Panie Woods...- Alex podeszła do mnie - tym razem się panu nie uda.
-Pożyjemy, zobaczymy...
Alex uśmiechnęła się.
-Zobaczymy jak długo...
Po tych słowach wyszła.
Kiedy tylko Alex ulotniła się z pokoju zacząłem się szamotać. Próbowałem się przecież uwolnić!
Gdy tak dyndałem nie miałem poczucia czasu.
-To nic nie da.- odezwał się jedwabny głos za mną.
Przestałem się szarpać i PRÓBOWAŁEM się rozejrzeć, ale, no wiecie, trochę TRUDNO.
Stanęła przede mną dziewczyna o krótkich blond włosach i błękitnych oczach.
-Czego?-warknąłem do nieznajomego/ej. No wiecie, tutaj jest dużo osobników, u których trudno określić płeć. Ni, to facet, ni baba.
-Miałam się od ciebie kilku rzeczy dowiedzieć.- odpowiedziała dziewczyna.
-I myślisz, że ci coś powiem?
Blondyna odkręciła mnie i pokazała mi różne (śliczne *w*) narzędzia tortur.
-Widzisz te ostre rzeczy tam. Jak mi nic nie powiesz będę musiała tego użyć.
Ej, ale na mnie?
-I tak nic nie powiem.- rozumiesz? Czy mam ci to przeliterować? Jak się uprę to nie ma mocnych!
-A może cię po prostu zabiję? Weźmiemy sobie kogoś bardziej skorego do rozmów.
Dziewczyna się zamachnęła. Dlaczego taka słodka dziewczynka miałaby kogokolwiek zabić!
-Nie możesz tego zrobić. Ktoś na mnie czeka! - krzyknąłem.
Blondynka zatrzymała się.
-Co?-zapytała.
-Mówię, że ktoś na mnie czeka, może tylko jedna, ale najważniejsza osoba. - odpowiedziałem.
-Niby, która?
-Tego nie muszę ci mówić.- odwróciłem głowę. Taki FOCH FOREVER na 5 sekund.
-Czyżby ci chodziło o naszego łącznika?- zapytała
-Skąd ty... - to jest podejrzane, ona za dużo wie! Wiedźma! Na stos ją!
-A bo wiesz pomyliło mi się wczoraj i ją przypadkiem zabiłam.
-Co?! >CENZURA i to taka porządna> będziesz gnić w piekle! - zacząłem się szarpać jakby mną szatan miotał. Dziewczyna po chwili odczepiła ten łańcuch na którym dyndałem. Upadłem na ziemię (grawitacja? O.o). Blondynka spojrzała mi w oczy.
-Dzięki, że się o mnie martwisz, ale ja żyję, kaszalocie.
Zatkało mnie.
-Kaszalot...? Jane!- usiadłem szybko waląc Jane, eeee, dziewczynę, nie Jane, dobra nieważne, w głowę.
Przetarłem oczy o rękaw. Ja tylko tak sobie, przetarłem...
-Wyglądasz... trochę inaczej.
-Co ty nie powiesz?
-Ale czemu, jak i dlaczego?
-Mnie się nie pytaj, bo sama nie wiem. Jedyne czego jestem świadoma to to że siedzę w ciele naszego łącznika.
-A no wiesz... oni?
-Myślą, że jestem Lory, a u nas myślą, że ona jest mną.
-Dobra, a teraz coś skombinuj, aby mnie stąd wyciągnąć.
-Muszę się skontaktować z Lory. Przez czas mojego myślenia - nie będzie to zbyt szybko... - siedzisz tutaj. Nie znasz mnie, w ogóle pierwszy raz w życiu widzisz.
Kiwnąłem tylko głową.
Jane, chyba tak mogę na nią mówić wyszła. Ja zostałem w tym białym, pustym pokoju.
Sam. To słowo jakby odbijało się od ścian i powracało do mnie.
Sam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz