środa, 17 września 2014

Pamiętnik Jane The Killer - 26.08.2014r.

Przepraszam za "drobne" spóźnienie z tym pamiętnikiem, ale... ładna pogoda nieprawdaż.

-*-
Stwierdzam, że śniadania jakie mi tu dają są obrzydliwe. Nie wiem jak tam u nich na tym pięknym stole, ale mam wrażenie, że mi dają z niego resztki... Później Alfred uznał, że mogę już zostać wypuszczona. Taniec radości! Albo nie... będzie mnie brzuch boleć. Było wszytko ok, póki "przypadkiem" nie usłyszałam rozmowy Jeff'a i Alfreda. Chcieli to przede mną ukryć, a rozmawiali pod moimi drzwiami. Brawo. No ale po ich tonie wysnułam, że to coś poważnego i ten facet co mnie nawiedza mówił prawdę. Przyszedł po mnie Jeff. Zwinęłam manatki i wróciliśmy do pokoju. Ach, własne łóżko. No dobra, może nie własne ale i nie szpitalne. Teraz tak myślę. Czy nie powinnam powiedzieć coś na temat tego jego wczorajszego wyznania. No bo jak nić nie powiem to nie wiadomo co se pomyśli, nie? Gdy próbowałam zacząć rozmowę, zmył mnie. W sumie to nawet lepiej, bo nie wiedziałam co powiedzieć. Gdy znowu wrócił, stwierdziłam, że trza się za poważniejsze tematy. Gdy go uświadomił, że słyszałam rano tą rozmowę zrobił się blady (teraz przynajmniej to widać). Potem zapewnił mnie, że nic mi nie będzie. Ale i tak się bałam. W sumie kto by się nie bał? Jesteś czymś zakażony, odegrasz swoją rolę i umrzesz. Gdzie tu sens? Szczególnie, że mój wiek wcale sędziwy nie jest i mogłabym jeszcze trochę pożyć. Gdy się do siebie zbliżyliśmy do pokoju wpadł Slendi. Wujek, czy ty chcesz żebym na zawał tu zeszła?! A potem krótkie przesłuchanie, które odpowiedzią "nic" udało się zakończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz