sobota, 20 września 2014

Pamiętnik Jeff The Killer~28.09.2014r.

Obudzono nas łomotaniem do drzwi.
-Macie 30 minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Bądźcie przed domem. - krzyknął Alfred.
Wstałem i zacząłem się ubierać. Spojrzałem na Jane. Wyglądała jak dawniej. Więc ja pobiegłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Blada cera, ciemne włosy i wycięty uśmiech. Ok, czyli wszystko w porządku. Wybiegłem z pomieszczenia i złapałem za torbę. Zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
-Jeff, co się dzieje?! - zapytała Jane.
-Prawdopodobnie znaleźli nas. - odpowiedziałem jej nie przestając się pakować.
Jane po chwili także chwyciła za jakąś torbę.
Po chwili byliśmy już spakowani i czekaliśmy przed schronem. Stał tam autokar. Dupek stał i pakował bagaże. Wziął także torby od nas (oooo, widzicie? potrafi być miły).
Po chwili Lucek do mnie podszedł i podał mi kanister z benzyną.
-Rozlej to po domu. - nakazał mi. - Szybko!
Pobiegłem i rozlałem benzynę gdzie się dało. Pomagał mi Kyo. Po tym wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do autokaru. Dupek podpalił cały dom. Odjechaliśmy. Z tego co wiem, to czeka nas kilka godzin podróży.



Wysiedliśmy z autokaru.
Lucek stanął przed nami.
-No, to pora się rozstać.- powiedział.
Wszyscy popatrzyli na siebie.
-Każdy idzie w swoją stronę, a później spotykamy się pod cmentarzyskiem. - dodał Dupek.
Kiedy wyjmowałem torby podszedł do mnie Alfred.
-Jeff, słuchaj to kiedyś może uratować ci życie, uwierz mi...
Spojrzałem na Alfreda.Wyjmował coś ze swojej torby. Tym przedmiotem była mała srebrna walizeczka. Otworzył  ją. Znajdowały się w niej różne strzykawki napełnione różnymi płynami.
-Co to? - zapytałem.
-To dla ciebie. Trzymaj to przy sobie. Pamiętaj może uratować ci to życie...
Po tych słowach odszedł. Jakby rozpłynął się w powietrzu, a jego słowa dudniły echem w mojej głowie.
-No to chodź Jane...
-Jeff...- Lucek mi przerwał - Jane idzie ze mną.
3...2...1...
-Co?
-Słuchaj, z tobą nie byłaby bezpieczna...
-Co? - powtarzałem.
-Każdy ma jakieś zadanie, więc się rozdzieliliśmy.
-To jakie mam zadanie? - zapytałem.
-Jeff...ty nie masz zadania. - odpowiedział mi Lucek.
-Wiem, że się powtórzę, ale...CO?
-Twoim jedynym zadaniem jest przetrwać tydzień w lesie.
-W lesie, w którym czeka na mnie ultum ludzi i nieludzi, którzy chcą mnie zabić?
Lucek kiwnął głową.
W tej chwili poczułem się okropnie. Czułem się...niepotrzebny...
Ścisnąłem torbę. Byłem dosyć wkurzony. Pomaszerowałem w stronę lasu.
-Do zobaczenia za tydzień...jeśli przeżyję...
-Jeff, nie mów tak! - krzyknęła Jane.
Nie odwróciłem się. Właśnie wkroczyłem do ciemnego lasu, w którym na każdym kroku mogę zginąć.

Szedłem tak dłuuuuuuuugi czas, aż zobaczyłem domek. Byli w nim ludzie. Hmmm...idealne miejsce do przenocowania. Wślizgnąłem się do domku i pozbyłem się domowników.

Zobaczyłem co jest w lodówce. Do torby spakowałem wszystko co zjadliwe.
Po zaopatrzeniu się poszedłem do salonu. Zobaczyłem TV, które postanowiłem włączyć.
Akurat leciały wiadomości.
"Z ostatniej chwili!
Przy drodze do małego miasteczka Camilton znaleziono dwa ciała. Byli to dwaj młodzi mężczyźni, którzy zostali brutalnie zamordowani. Są to kolejne ofiary brutalnych morderstw. Czyżby kolejne ofiary seryjnego mordercy Jeff'a The Killer'a?"
Po tych słowach wyłączyłem TV.
No oczywiście ZAWSZE WINA JEFF'A!
Ale po chwili coś do mnie dotarło, skoro to ja nie jestem TYM mordercą to kto nim jest?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz