Obudziliśmy się koło południa. Już wiadomo, że to Lucek stoi za budzeniem o 8:00. Wykreślamy z listy podejrzanych. Wszyscy dość nie przytomni, a ja szczególnie. Zjedliśmy śniadania bardzo skromne.
-Zbieramy się. -oznajmił po jakimś czasie Lucek.
-Że niby gdzie.-Kou był tak samo zdziwiony jak ja.
-Doooo... takiej Beatrice.
-A po co do niej?-chcę wiedzieć na czym stoję.
-Sprawdzić czy twoje sny to wizje czy to z tobą jest coś nie tak.
Moja ulubiona czynność? Kopanie po kostkach. Tyle, że Lucka kopnęłam tak mocno, że kulawił jeszcze kilka dni trochę. Dobra wracając do tej Beatrice. Mieszkała w małej rozlatującej się chatce w najciemniejszej części lasu daaaaaaaaaaaaaaaleko od naszej kwatery. Jak zwykle, nie? Zapukaliśmy. Otworzyła nam kobieta, hmmm wyglądała na 40, wysoka i ładna. Powiedziałabym, że nawet normalna, gdybym przypadkiem nie zauważyła wystroju domu z nią. Wszystkie możliwe wnętrzności spreparowane i leżące ładnie w gablotkach. Popatrzyła na nas chwile, ale najdłużej utkwiła wzrok w Lucku. Nagle jej twarz się rozpromieniła.
-Lucusiu mój kochany. Lucianku!-krzyczała rzucając się na <pauza na chwile śmiechu dla Jane> Lucianka i go całować po policzkach-Ile to ja już cię nie widziałam! Kilka setek chyba.
-Lucek o co tu chodzi?-wiecie, podobnie jak wy, też nic nie czaję.
-To jest Baetrice. Tak jak dla ciebie Slender jest opiekunem tak ona była dla mnie.
Moment. Lucek miał opiekuna. To znaczy, że Lucek był kiedyś młody. Przegrzanie mózgu. Kobieta zaprosiła nas do środka. Rozsiedliśmy się. W sumie ja nie. Wolałam postać. Nie wiadomo z czego te krzesła. Beatrice wróciła z ciasteczkami i herbatą.
-Twoje ulubione Lucianku.-pogłaskała go po głowie i wepchnęła mu brutalnie kilka ciasteczek.
Dla bezpieczeństwa odsunęłam się. Ona również usiadła. Lucek po chwili dopiero uporał się z ciastkami. Wyglądał jak chomik. Popił szybko herbatą. Westchnął.
-Musimy prosić cię o pomoc Beatrice.
-Ty mnie Lucianku? Już nie pamiętam kiedy ostatni raz prosiłeś mnie o przysługę. Długo nie mieliśmy kontaktu.-ciekawe dlaczego.
Mina Lucka spoważniała. Teraz zaczyna się ta gorsza część.
-Lucusiu, dziwnie wyglądasz. Brzuszek cię boli. Ojejku zaraz przyniosę herbatkę z melisy!-już miała ruszyć do kuchni, ale ją zatrzymał.
-Nic mi nie jest. Tu chodzi a łącznika.
-Chryste Panie! Lucianku dźgnęli cię? Pokaz gdzie. Mamusia-?!-pocałuje.
-Nie ja jestem łącznikiem! Tylko ta dziewczyna-dodał ciszej wskazując głową na mnie.
Beatrice popatrzyła się na mnie. Aż mnie ciary przeszły. Jej wzrok zrobił się taki smutny.
-Biedne dziecko...-w końcu powiedziała.
-A ja nie byłbym biedny?-oburzył się Lucuś.
-Ona ma kilkanaście lat, Lucianku. A ty już swoje przeżyłeś.
-Dzięki-naborsuczył się-ale dobra do rzeczy. Chcę abyś sprawdziła czy wizje, które ma to rzeczywiście wizje i czy należy je rozumieć dosłownie.
-Oczywiście Lucusiu. Usiądź kochanie.-powiedziała do mnie i wskazała krzesło, które chciałam ominąć szerokim łukiem, bo było.... dziwne.
Z wielkim trudem, ale usadowił się na tym czymś. Podeszła do mnie i uchwyciła moją głowę w dłonie. Nagle wbiła swoje pazury. Aua! Jej oczy się świeciły. Przez chwile straciłam świadomość tego co się dzieje. Jak się ogarnęłam, wszyscy się na mnie patrzyli. A ja tylko mrugałam jak głupia.
-I co? Pisany mi jest pokój bez klamek?-spytałam, w końcu.
-Nie, to były wizje.-odwróciła się się do Lucka.-Lucianku jest źle. Wizje prawdziwe i dosłowne.
-Dosłowne?!-przeraziłam się
-Dobra, to teraz pozostaje dowiedzieć się jakie to były wizje.-stwierdził Kou.
-Ale... ja nie pamiętam...-no wiem, takie coś powinnam pamiętać i trochę pamiętam, ale nie do końca, a szczegóły mogą być ważne.
-Nie martw się. Mamy swoje sposoby.-zaczął grzebać w torbie, którą wziął-połóż się. Tak będzie najlepiej.
Miałam się położyć na jeszcze dziwniejszej kanapie. Przełknęłam ślinę. Gdy udało mi się pokonać obrzydzenie, podszedł do mnie Kou ze... strzykawką?
-A to po co?
-Nie ma co się bać. To nam pomoże dowiedzieć się co widziałaś. A ty zaśniesz... Na trochę...
-Czekaj na jak długo!?
Ale nie zdążyłam doczekać się odpowiedzi. Wbił igłę, a potem chyba tak jak mówił zasnęła. Ale wiecie. Nie ma to jak głupie sny.Znowu widziałam mamę. Uśmiechała się lekko. Pogłaskała mnie po głowie. Odwróciła się i zaczęła odchodzić. Nie poczekaj! Zostań... Nie zostawiaj mnie... Znowu... Zniknęła całkowicie w ciemności, a całą resztę pogrążył mrok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz